Artykuły

Dyskretna dezercja legniczan

"Szaweł" w reż. Jacka Głomba w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.

Na podwórku w dzielnicy zrujnowanych magazynów płonie ogień. Pod murami przemykają zwolennicy Jezusa gonieni przez rzymskich zbirów, wśród których góruje zawziętością niejaki Szaweł. Później idziemy po zapuszczonych schodach do sali, która wygląda trochę jak squat, trochę jak siedziba wyklętej wspólnoty. Żarliwością wyróżnia się tu były prześladowca noszący teraz imię Paweł. Jego oddanie sprawie chrześcijan wywołuje spór z obrastającą już dygnitarskim tłuszczykiem starszyzną ruchu; konflikt ten pcha buntownika w objęcia śmierci. I tylko jednego w całej tej opowieści legnickiego teatru brak - przemiany Szawła w Pawła, łotra w apostoła.

Nie skonfrontować z istotą

W pierwszym odruchu można Robertowi Urbańskiemu i Jackowi Głombowi pogratulować taktu - zostawili poza kadrem jedną z największych tajemnic, boskie misterium przebudzenia człowieka w zaciętym draniu. Aliści same tego skutki, pozbawione mistyki, okazują się po prostu nieciekawe. Eks-zabijaka słodkim głosem prawiący biblijne frazy wypada nieprzekonująco. Jego stosunki ze wspólnotą - nieodwzajemniona miłość pięknej Druzylli, niechęć jej brata, zazdrość innych apostołów - nie grzeszą oryginalnością. Głomb robi, co może: wyposaża mieszkańców Jerozolimy we współczesne odruchy, z rzymskiego żołnierza czyni znienawidzonego "psa" - policjanta. Nie ośmiela się tylko skonfrontować swoich widzów z istotą tej historii - przenicowaniem zła w dobro. No to po co właściwie opowiadać o Szawle z Tarsu?

Nie podjąć duchowego wysiłku

Teatr polski XX wieku często sięgał po motywy biblijne. Spektakle te były nie tyle wyznaniem wiary w Boga, ile wyznaniem wiary w porządek świata w tamtej epoce fałszywych bożków. Dziś nowa generacja owych bożków - egotyzm zamiast ideologii, trzeźwy cynizm w miejscu patetycznych haseł - zda się doskonale impregnowana na wszelkie teatralne kaznodziejstwa, poważniejszy duchowy wysiłek. Cofnięcie się legnickich twórców - dysponujących nie byle jakim kapitałem, bo zaufaniem widowni - przed wkroczeniem w sferę sacrum jest tu znamienne. I smutne.

A i tak wolę dyskretną dezercję legniczan od bezceremonialnej gruboskórności, z jaką łódzki Teatr imienia Jaracza wziął się do "Historyi o Miłosiernej, czyli Testamentu psa".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji