Totalitarne upiory Hiszpanii i... Polski
"Gdy rozum śpi, budzą się upiory" - napis, położony przez Francisco Goyę pod jedną z akwafort z cyklu "Kaprysy", brzmi dzisiaj jak sentencja. Nie trzeba odwoływać się do wizerunku malarza, osaczonego przez sforę upiornych kotów, nietoperzy i sów, żeby zrozumieć mądrość i sens przesłania. W czasach Goyi odnosiło się ono do krwawej dyktatury, jaka ogarnęła Hiszpanię pod rządami arcykatolickiego monarchy Ferdynanda VII. Gdy Antonio Buero Vallejo napisał sztukę poświęconą genialnemu malarzowi, jego słowa stały się oskarżeniem dyktatury frankistowskiej. Jako aluzyjny dramat polityczny odebrano sztukę również u nas, po polskiej prapremierze w 1976 roku w Teatrze na Woli, kierowanym wtedy przez Tadeusza Łomnickiego. Inscenizację Andrzeja Wajdy właśnie z Tadeuszem Łomnickim w roli Goyi i Lidią Korsakówną - towarzyszką ostatnich lat życia malarza, odczytano jednocześnie jako głos artysty domagającego się wolności i prawa do nieskrępowanej twórczości we własnym kraju. Vallejo, więziony przez frankistów 7 lat, w tym osiem miesięcy w celi śmierci twierdził, że powinnością twórcy jest towarzyszenie własnemu narodowi, nie zaś milczenie lub emigracja. W Polsce drugiej połowy lat 70. - okresie schyłkowym gierkowskiej "przerwanej dekady", głos wybitnego hiszpańskiego dramaturga brzmiał bardzo aktualnie.