"Leonce i Lena"
Warszawski Teatr Dramatyczny, wystawiając tę sztukę Georga Buchnera, prezentuje widzom "nowego", choć zeszłowiecznego autora. Buchner, dramaturg niemiecki z lat trzydziestych ubiegłego wieku, jest w Polsce właściwie nie znany; przed wojną grany byt wprawdzie w Warszawie Jego dramat "Śmierć Dantona", ale i wtedy niewiele osób go oglądało. Obecne pokolenie nic prawie nie wie o twórczości tego niezwykłego pisarza, który zmarł, mając zaledwie 24 lata, a stworzył dzieła nie tylko znakomite, ale wybiegające daleko poza swoją epokę, dzieła, które mogą się wydać jeszcze dzisiaj "nowatorskie". Buchner który był aktywnym działaczem rewolucyjnym, dał wyraz swym poglądom politycznym i społecznym w "Śmierci Dantona" i w "Woyzecku"; "Leonce i Lena" natomiast, to miniaturka poetycka, "fantazja miłosna", pełna liryzmu, humoru, często zatrącającego o kapryśną groteskę. Jej główni bohaterowie, to młodzieńczy - jak sam autor - następca tronu i urocza księżniczka w nierealnym bajkowym księstwie; nie ma tu właściwie akcji w sensie "normalnych" wydarzeń; a cała rzecz sprowadza się do niezwykle błyskotliwych, lekkich jak pianka, a jednak mających sens filozoficzny, dialogów, i do pełnych komediowego wdzięku i dowcipu, sytuacji.
Sztuka jest dobrze grana, zwłaszcza przez trójkę głównych bohaterów: Edmunda Fettinga i Elżbietę Czyżewską w rolach dwojga młodych, oraz przez Aleksandra Dzwonkowskiego, który stwarza nieodparcie komiczną kreację. Jako absurdalny król z baśni. Szkoda, że tę zwiewną poetycką groteskę przesłania nieco zbyt rozbudowana i "monumentalna" scenografia i natłok rozlicznych efektów inscenizacyjnych; wolałoby się, aby tutaj do władzy doszło tylko słowo poety.