Wesele Stanisława Wyspiańskiego
Na pierwszym przedstawieniu "Wesela" publiczność po opuszczeniu kurtyny jakby zastygła, nie mogła ani klaskać, ani wyjść z teatru, zahipnotyzowana niesamowitym nastrojem, jaki powiał ze sceny. Była - jak stwierdza Grzymała-Siedlecki - "uderzona obuchem w nieśmiertelności polskich wad". Uznanie Wyspiańskiego za wieszcza narodowego, wręczenie mu po premierze wieńca z cyframi "44" sprawiło dopiero, że dyrekcja i aktorzy teatru krakowskiego zdali sobie sprawę, że są odtwórcami arcydzieła (cytuje za Alicją Okońską).
Opisywana premiera miała miejsce 16 marca 1901 raku. W osiemdziesiąt lat później, dokładnie tego samego dnia, odbyła się telewizyjna premiera "Wesela" w reżyserii Jana Kulczyńskiego. Nie była to pierwsza realizacja tego młodopolskiego dramatu w Teatrze TV. Wcześniej, w 1963 roku, zmierzył się z nim Adam Hanuszkiewicz, a w roku 1972 Lidia Zamkow.
Jan Kulczyński tuż przed emisją swego przedstawienia w wywiadzie udzielonym "Ekranowi" powiedział: "Moim zamiarem było zrealizować wizję Wyspiańskiegp. Za dużo chyba było na scenach reżyserskich popisów wykoncypowanych na kanwie dramatu. Fakt, że przygotowuję spektakl dla TV nakłada na mnie określone obowiązki. Nie mogę sobie pozwolić na żaden zbyt śmiały eksperyment, jaki byłby może zajmujący dla bardziej elitarnej publiczności teatrów. Widzom telewizyjnym winienem, jak sądzę, kształt dramatu możliwie najbliższy autorskiemu. Toteż nie mam zamiaru popisywać się własną pomysłowością, za to skrupulatnie przeczytałem tekst. I starałem się zbyt wiele nie uronić. Początkowo zamierzałem zrealizować pełny dramat i emitować spektakl w trzech odcinkach. Projekt ten wyperswadowano mi, powołując się na warunki percepcji. W rezultacie musiałem z przykrością zrezygnować z pewnych partii (...) zmieniłem także kolejność niektórych scen. Mimo tych zabiegów mam wrażenie, że udało mi się nie naruszyć żadnego z podstawowych elementów tej struktury literackiej. (...) Interesowało mnie w tym spektaklu oczyszczenie dramatu z tego wszystkiego, co wpisała weń konwencja teatralna. Chciałem przywrócić realność każdemu słowu, każdej postaci. Warunki telewizyjne, sądziłem, dają taką szansę".
Tyle o koncepcji i zamierzeniach reżysera. Ale żeby najbardziej wymyślną, lub przeciwnie, najprostszą koncepcję przeprowadzić, szczególnie w przypadku "Wesela", trzeba mieć do dyspozycji wspaniałych aktorów. To się Janowi Kulczyńskiemu całkowicie udało. Seniuk, Kucówna, Fronczewski, Pszoniak, Pieczka, Holoubek. Plejada. Pietyzm dla tekstu takiego, jakim go napisał Wyspiański, spowodował, że ci wspaniali aktorzy mieli pełne pole do popisu. A że to Teatr Telewizji, pomogła im jeszcze technika. Recenzent "Trybuny Ludu" zwrócił uwagę na jej walory: "Zbliżenia, najazdy kamer, montaż, który tak bezboleśnie pozwolił pokazać próg między planem realnym a psychologicznym sztuki".
Ciekawy będzie powrót do przedstawienia sprzed siedmiu lat tym bardziej, że parę miesięcy temu mieliśmy okazję obejrzeć "na żywo" w Dwójce "Wesele" Hanuszkiewicza, w którym założenia reżyserskie były zupełnie odmienne od tych, o których w 1981 roku mówi Jan Kulczyński.