Artykuły

Prezent dla widza i Hanny Bieluszko

- Wierzę w taki teatr, w którym najważniejszą osobą jest aktor, aktor, który nawiązuje specyficzny kontakt z publicznością, a opowiadana historia ma początek, środek i koniec - mówi Maciej Wojtyszko, autor sztuki i reżyser spektaklu "Bóg, ja i pieniądze". Premiera sztuki odbędzie się w czwartek o godz. 19 w Teatrze im. J. Słowackiego, a w monodramie zobaczymy znakomitą aktorkę Hannę Bieluszko.

- Nie wyobrażam sobie grania kogoś, kogo bym nie akceptowała albo traktowała z politowaniem, i jeszcze pokazywania na scenie tego stosunku - twierdzi aktorka Hanna Bieluszko [na zdjęciu].

Reżyser spektaklu Maciej Wojtyszko zdradza nam, dlaczego wybrał na bohaterkę monodramu Hannę Bieluszko i w jaki teatr wierzy.

Gabriela Cagiel: Nie tak dawno widzowie Teatru im. Słowackiego mogli oglądać pana premierowy spektakl "Narodziny Fryderyka Demuth", a przypomnijmy, że wcześniej były już m.in. "Kraina kłamczuchów", "Bułhakow" i "Całe życie głupi". Przed nami kolejna nowość. Tym razem monodram "Bóg, ja i pieniądze".

Maciej Wojtyszko: Ta sztuka to rodzaj prezentu dla Hani Bieluszko, znakomitej aktorki Teatru im. J. Słowackiego, która grała w kilku moich wcześniejszych przedstawieniach i z którą się zaprzyjaźniliśmy. Ten prezent to opowieść o tym, co dzieje się w psychice osoby, która marnuje swoje życie dla innych.

Marnuje?

- Długo żyje głównie dla swoich dzieci, dla wnucząt. I nagle zapragnęła żyć dla siebie. Hania jest w moim odczuciu wybitną aktorką i jak to zwykle bywa w takich wypadkach, rozmowy z nią stanowiły rodzaj inspiracji. A jeśli nie inspiracji, to na pewno podpowiedzi.

Bohaterkę spektaklu widzowie poznają w sytuacji codziennych zakupów.

To pretekst?

- Równie dobry jak każdy inny. Osobę, którą gra Hania, rzeczywiście można spotkać podczas codziennych zakupów. Przychodzi do sklepu warzywnego. Takich pań mamy w Polsce kilka milionów. W pewnym sensie to osoba reprezentatywna dla pokolenia, które dużo przeżyło, ale niewiele dobrego. Mimo to ci ludzie wciąż są ciekawi świata i rzeczywistości, którą usiłują zrozumieć. Hania jest młodsza ode mnie, ale jej bohaterka to również trochę i moje alter ego.

We wcześniejszych pana sztukach duże znaczenie miała prywatna biografia. Tu jest podobnie?

- Nie. Tym razem to osoba z klasy środkowej, emerytowana nauczycielka, jakich wiele. Wydaje mi się ważne to, że mówimy o takiej osobie. Opowieść, którą przedstawi Hania, może być znakiem czasu i portretem wielu osób. Tych kilka milionów ludzi przychodzących do warzywniaka coś jednak łączy.

Dla spektaklu ma znaczenie to, że grany będzie na Scenie w Bramie?

- Ten spektakl to bardzo kameralne zdarzenie, które nie wymaga ani wielkiej sceny, ani ogromnych nakładów finansowych. Muzykę skomponował Bolesław Rawski. Scenografia będzie bardzo ascetyczna. Chcemy zobaczyć, czy naszą publiczność zainteresuje prosta opowieść o uczuciach i wątpliwościach pokolenia 60-latków.

W niedawnym felietonie "0 przyszłości sztuki reżyserii" pisał pan o zmieniającej się funkcji reżysera. Jest pan przeciwny temu, co prezentują dzisiaj młodzi twórcy zafascynowani dekonstrukcją?

- Nie krytykuję dekonstrukcji, jedynie zauważam zmiany, które nieuchronnie docierają do polskiego teatru. Nie ze wszystkimi jest mi po drodze...

W jaki teatr pan wierzy?

- Osobiście wierzę w taki teatr, w którym najważniejszą osobą jest aktor, aktor, który nawiązuje specyficzny kontakt z publicznością, a opowiadana historia ma początek, środek i koniec. Inwazja, która wkracza w ostatnich latach do teatru, kwestionuje pozycję aktora na rzecz reżysera-performera. Nie unieszczęśliwia mnie to, ponieważ teatr powinien być różny. I taki właśnie jest.

TEATR IM. J. SŁOWACKIEGO. PREMIERA "BÓG, JA I PIENIĄDZE"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji