Artykuły

Szulerzy

Pośród zakurzonych papierzysk sprzed lat znalazłem krótką notatkę zatytułowaną "Moje trzy grosze o organizacji życia teatralnego", datowaną na 14 września 1989 roku - pisze Maciej Nowak.

Dwa dni wcześniej zaprzysiężono rząd Tadeusza Mazowieckiego i podejrzewam, że tekścik ten napisałem na prośbę Małgorzaty Dzieduszyckiej, która od samego początku była doradczynią minister Izabelli Cywińskiej i zbierała wśród ludzi teatru pomysły, co począć z naszym ówczesnym gospodarstwem teatralnym. To były szczęsne i pionierskie czasy, gdy władza przejmowała się jeszcze opiniami 24-letniego smarkacza, który rozpoczynał swoją drogę przez teatr.

Notatka sformułowana jest na jednej kartce papieru, składa się z 10 punktów, z których najważniejszy brzmi: ,,Uprawnienia założycielskie, sprawy personalne i finansowe należy w całości przekazać władzom i samorządom lokalnym. W ten sposób decyzje o istnieniu scen, festiwali itp. zapadać będą tam, gdzie wyczucie potrzeb i możliwości być powinno (a po udanej reformie samorządu terytorialnego - być musi) najtrafniejsze''. Nie mam aż tak przewrócone w głowie, by sądzić, że wypowiedzi gówniarza miały jakiś wpływ na przebieg dalszych wypadków, ale z pewnością były wyrazem naszego ówczesnego stanu ducha: wiary w samorządność, w decentralizację, w dobre praktyki nowej władzy.

Najświętszym sloganem tamtych lat było hasło: "Myśl globalnie, działaj lokalnie". Stąd postulat przeniesienia odpowiedzialności za polskie teatry z ministerstwa na Krakowskim Przedmieściu do ratuszy całego kraju wydawał się całkowicie oczywisty. To przekonanie trwało jeszcze przez jakiś czas. W redagowanym przeze mnie wówczas tygodniku "Goniec Teatralny" wzywaliśmy nawet wprost w bolszewickim stylu: ,,Cały teatr w ręce rad!''. Pamiętam, że jedna z bardziej doświadczonych koleżanek, która lata spędziła, pracując w regionalnych teatrach, gdy zobaczyła tę okładkę spojrzała na mnie z ciociną troską: - Czy ty chłopcze wiesz, co drukujesz? No dobrze, teraz mogę się przyznać: nie za bardzo wiedziałem, ale niósł mnie rewolucyjny zapał.

Entuzjazm wobec samorządowych porządków w teatrze gasł powoli. Stopniowo dochodziło do mnie, że gdy się działa lokalnie, myślenie globalne jest zjawiskiem heroicznym i dostępnym tylko dla nielicznych. Ileż na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza odnotowaliśmy zawstydzających konfliktów między władzą lokalną a ludźmi teatru? Ile było skandali, dowodzących, że samorządowi palatyni lekceważą środowisko aktorskie, traktują teatry jako element swego folwarku? Mam nadzieję, że gdy Paweł Sztarbowski zajmie się już tym, czy zajmować się powinien, czyli zostanie Bardzo Poważnym Profesorem, to zmusi swoich studentów do zestawienia teatralnych wojenek wypowiadanych regularnie przez samorządowych polityków.

Brak kompetencji i prowincjonalna buta nie dotyczy tylko spraw teatralnych. Prof. Michał Kulesza, autor reformy samorządowej roku 1990, pod koniec życia pisał gorzko: ,,w miastach rady nie są w stanie ogarnąć problematyki coraz bardziej skomplikowanego zarządzania i wydawania coraz większych pieniędzy''. I jeszcze: ,,Niestety, rządzący nieraz zapominali i nadal zapominają o tym, że są powołani do tego, żeby służyć ludziom. Traktują innych z góry, nikogo nie słuchają''. Do tych samych wniosków dochodzi w swoich ostatnich książkach historyk i socjolog najmłodszej generacji Jan Sowa, który zauważa, że w Polsce władza traktowana jest jako trofeum. Można z nią się obnosić, chełpić i czniać wszelkie podpowiedzi i interes wspólny.

Płomyk wiary w to, że samorząd lokalny może zachowywać się odpowiedzialnie wobec teatru przygasł we mnie jeszcze bardziej, gdy okazało się, że marszałek województwa kujawsko-pomorskiego unieważnił wyniki konkursu na dyrektora Teatru im. Horzycy w Toruniu. Tak, tak, za długo robię w tej branży, żeby nie znać argumentów drugiej strony, które zawsze brzmią tak samo: mieliśmy pełne prawo, konkurs wyłania kandydatów, a nie dyrektora, o nominacji decyduje zarząd, a nie komisja konkursowa. Wszystko zgodnie z prawdą i ustawami. Tyle, że bez godności i dalekowzroczności, która cechować powinna władzę publiczną. Bo obecnie sytuacja jest prawie bez wyjścia. Jeżeli samorząd kujawski ustąpi i zdecyduje się powołać dyrektora wybranego w konkursie, to w jakiej sytuacji go to stawia? Od początku znajdzie się w konflikcie ze swoimi zwierzchnikami. Jeżeli z kolei marszałek przeforsuje własnego faworyta, to wolałbym nie być w jego skórze, gdy spotka się z kolegami z branży. A na całej tej szulerskiej grze traci przede wszystkim jeden z najbardziej szanowanych polskich teatrów i jego znakomity zespół.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji