Artykuły

Warszawa. Dziś prapremiera dramatu Wyrypajewa w Dramatycznym

- Jest jak szaman, potrafi omotać widza, zahipnotyzować - mówi o Iwanie Wyrypajewie Katarzyna Herman. - Zadaje najważniejsze pytania o sens życia, wiarę, miłość, o przyczyny naszej samotności - dodaje reżyser Wojciech Urbański. W Teatrze Dramatycznym na Scenie na Woli w piątek premiera spektaklu "Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie".

Na scenie przy ul. Kasprzaka oglądaliśmy już dwie sztuki Iwana Wyrypajewa. Rosyjski dramatopisarz wystawił tu swój "Lipiec" - monodram w wykonaniu Karoliny Gruszki, "Iluzje" reżyserowała Agnieszka Glińska. Tym razem nad tekstem Wyrypajewa pracuje Wojciech Urbański. Absolwent wydziału aktorskiego w Akademii Teatralnej w Warszawie i reżyserii w Petersburskiej Państwowej Akademii Sztuki Teatralnej konsekwentnie realizuje w Polsce sztuki autorów ze Wschodu. W Powszechnym pokazał "Marzenie Nataszy" Jarosławy Pulinowicz, w Teatrze Współczesnym "Zabójcę" Aleksandra Molczanowa i "Saszkę. Sen w dwóch aktach" białoruskiego dramatopisarza Dmitrija Bogosławskiego. - W Rosji czułem się ambasadorem polskiego dramatu, w Polsce próbuję zarazić widzów moją miłością do teatru rosyjskiego - tłumaczy Wojciech Urbański.

"Letnie osy..." grane były w Rosji i Niemczech, w Polsce pokazane będą po raz pierwszy. - To trudny tekst, nie wiem, czy nie najtrudniejszy z jego utworów. Na pewno najbardziej abstrakcyjny. To, co w innych jego sztukach wypowiadane było wprost, tu jest schowane, ukryte między słowami. Wyrypajew używa teatru jako pewnego instrumentu do wyrażania swojego światopoglądu. Od lat dotyka tych podobnych tematów, ale za każdym razem szuka dla nich innej formy, innej struktury - mówi reżyser.

Kto był u Sary w zeszły poniedziałek? Ona twierdzi, że Marcus - brat Roberta, ale Donald - przyjaciel rodziny - uważa, że tego dnia Marcus był u niego. - Tak zaczyna się sztuka "Letnie osy...". Wyrypajew wciąga nas w grę pomiędzy trójką bohaterów. Używa do tego różnych teatralnych konwencji i zadaje najważniejsze pytania o sens życia, wiarę, miłość, a przede wszystkim o przyczyny naszej samotności - dodaje Wojciech Urbański.

Tęskne tatarskie oczy

Dwa lata temu Katarzyna Herman, wychodząc z teatru, spotkała czekających na nią studentów aktorstwa, którzy przyszli porozmawiać o "Braciach Karamazow". Okazało się, że przygotowując dyplom według Dostojewskiego pod opieką Mai Komorowskiej, wciąż na próbach słyszeli od pani profesor, "a Kasia to i tamto, a Kasia w tej scenie zrobiła to i to". Przyszli po radę: Jak grać?

- Nic im nie umiałam podpowiedzieć. Wykręciłam się czymś w stylu: proszę obejrzeć "Dworzec dla dwojga" i zatęsknić za czymś mocno. Jak bohaterowie Czechowa za Moskwą na przykład - opowiada aktorka.

I dodaje, że ze swoich bohaterek najbardziej tęskni za Maszą z "Trzech sióstr". - Agnieszka Glińska wyczarowała nam wtedy prawdziwy dom, Ania Moskal, która wspaniale grała Irinę, na zawsze zostanie moją młodszą siostrą. Do tej pory kiedy słyszę marsze wojskowe, ściska mnie za gardło - bo przy takim marszu Wierszynin mnie opuszczał. Reżyserka nie chciała namaszczonego aktorstwa, to była lekcja szukania konkretu, logiki w tekście, ważna dla mnie. Na przykład gdy wojska odjeżdżały, wymyśliłyśmy, że Masza dostanie ataku histerii, który z opisów medycznych bardzo przypomina padaczkę. Nie wszystkim się to podobało. Nie wiem, czy zdałam tę lekcję na piątkę, co prawda Agata Passent pisała później w felietonie o tęsknych tatarskich oczach Katarzyny Herman, ale już mój niedoszły szwagier opalony, uśmiechnięty od ucha do ucha Kalifornijczyk - po premierze powiedział krótko "good job", pokazując kciukiem w górę, a potem pytał, o co chodziło tym siostrom, że nie wyjechały do Moskwy? Przecież miały blisko.

Jesteśmy nadzy

Katarzyna Herman po raz pierwszy gra w sztuce Wyrypajewa. - On jest jak szaman, potrafi - w dobrym tego słowa znaczeniu - omotać widza, zahipnotyzować, przenieść gdzieś na najwyższy poziom emocji. Nic dziwnego, że ma swoich wyznawców, publiczność, która jest w stanie całkowicie mu się oddać. Bardzo jestem ciekawa, jakim jest człowiekiem. Jak pisze swoje sztuki, a najbardziej jak pracuje z aktorami? Jak wyciska z nich tę precyzję, która jest zapisana w jego tekstach - zastanawia się aktorka.

"Letnie osy..." nie dają jej spokoju. - Czuję się jakbym miała cztery ręce i dwa języki, które mi się plączą. Na zmianę jestem wściekła na siebie, że tekstu dużo, że statycznie, a potem przychodzi euforia, dreszcze, że zmierzamy w jakimś nieznanym kierunku, że idziemy po krawędzi. To podniecające jednocześnie. Reżyser Wojtek Urbański nas czule asekuruje, daje poczucie bezpieczeństwa, ale wypuszcza potem. Jesteśmy ze Zdzisławem Wardejnem i Witoldem Dębickim jak dzieci wrzucone do rzeki bez rękawków - śmieje się.

Trochę brakuje jej tego, że w sztukach Wyrypajewa nie można schować się za postać. - Lubię wymyślać kostium dla postaci, mieć wpływ na to, jak bohaterka wygląda na scenie - opowiada. - Nie boję się wyrazistych, przerysowanych środków, grałam już i w peruce i z doczepionym biustem. Teraz widzę, że był to wygodny pancerz, tu jesteśmy nadzy, odsłonięci. Jeanne Moreau powiedziała kiedyś, że aktor powinien być jak wąż ogrodowy, tylko przepuszczać przez siebie treści i ja tutaj w Wyrypajewie czuję się jak wąż ogrodowy. Jesteśmy od tego, żeby przekazać widzom to, co napisał autor. Pusta scena, szklanka wody i dwie kanapy. Na początku stał tu jeszcze fotel, ale po kilku próbach reżyser i z tego zrezygnował. Na scenie zostało tylko to, co między ludźmi.

Teatr Dramatyczny (Scena Na Woli): "Letnie osy kąsają nas nawet w listopadzie" Iwana Wyrypajewa, przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska. Reżyseria: Wojciech Urbański. Występują: Katarzyna Herman, Witold Dębicki i Zdzisław Wardejn. Premiera 24 kwietnia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji