Artykuły

Marta Stebnicka: Dama z wachlarzami

W tym roku, w marcu, "księżniczka teatru" i - dodajmy - piosenki świętowała 90. urodziny. Z tej okazji minister kultury odznaczył Jubilatkę Złotym Medalem Gloria Artis. Wspaniały to jubileusz, zwłaszcza gdy wychowało się tylu znakomitych absolwentów krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego.

Droga Marto. Księżniczko teatru! Lwowianko. Pokochałaś Kraków od pierwszego wejrzenia. Byłaś i jesteś mu wierna, a w "Talentach i wielbicielach" oczarowałaś nas, kandydatów na amantów, uczniów szkoły teatralnej. Nie skąpiłaś nam wspaniałych ludzkich wzruszeń i przeżyć, kreując wiele pięknych kobiecych ról, również wyśpiewanych. My, "wielbiciele i zazdrośnicy", oj, chyba nie zapomnimy Ci zdrady, do której się przyznałaś, gdy zabierając głos na sesji naukowej w PWST, poświęconej Ludwikowi Solskiemu, powiedziałaś: "Moje stosunki z Ludwikiem Solskim zaczęły się..." - tak w przemówieniu jubileuszowym zwracał się do Marty Stebnickiej Edward Dobrzański. To było 10 lat temu.

W tym roku, w marcu, "księżniczka teatru" i - dodajmy - piosenki świętowała 90. urodziny. Z tej okazji minister kultury odznaczył Jubilatkę Złotym Medalem Gloria Artis. Wspaniały to jubileusz, zwłaszcza gdy wychowało się tylu znakomitych absolwentów krakowskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego.

Wierna Krakowowi

Zachwycała publiczność przez lata w kabarecie "Jama Michalika", czarowała piosenką, szczególnie francuską, zagrała dziesiątki ról w Starym Teatrze. I ten uśmiech, którym czarowała i czaruje do dziś. Marta Stebnicka w Krakowie zajmuje miejsce szczególne.

Nie skąpiła nam wspaniałych wzruszeń i przeżyć, kreując wiele pięknych kobiecych ról. Była i jest wierna Krakowowi od 70 lat. To spod jej pedagogicznych skrzydeł wyfrunęły pokolenia aktorów - m.in. Anna Seniuk, Jan Nowicki, Beata Rybotycka, Jacek Wójcicki - rozśpiewanych i roztańczonych. Bo jej specjalność to piosenka, estrada, kabaret.

W krakowskiej PWST uczyła ponad 40 lat. Była pedagogiem surowym, wymagającym, a jednocześnie uwielbianym przez studentów. Przygotowała kilka dyplomów, min."Ewiva l'arte", "Titina", "Bal w operze", "Fotel", "Księżycowe pierroty i nocne kolombiny". Z "Balem w operze" studenci odwiedzili Lyon i Paryż. W Paryżu w tamtejszej szkole teatralnej Stebnicka wyreżyserowała spektakl "Komedianci" na 200-lecie rewolucji francuskiej, za co dostała medal mera Paryża.

Od Kantora do Starego

Przygoda Marty Stebnickiej z teatrem zaczęła się od współpracy z konspiracyjnym zespołem Tadeusza Kantora, z którym związała się w 1941 roku, po przyjeździe ze Lwowa. Tam właśnie zagrała Skierkę w "Balladynie" i Telemaka w "Powrocie Odysa".

W Studiu Aktorskim przy Starym Teatrze uczyła się zawodu wraz z Tadeuszem Łomnickim i Marianem Cebulskim. A później zaczęła się jej wspaniała kariera w Starym Teatrze, z sześcioletnią przerwą na Teatr im. J. Słowackiego. Jej miłością zawsze była piosenka francuska.

W Starym Teatrze zagrała swe najlepsze role. Przed kilkoma laty mogliśmy ją oglądać podczas festiwalu baz@rt, w sztuce Noelle Renaude "Pani Ka". Tym występem sprawiła widzom wiele radości, bo od 20 lat nie występowała na scenie. Za to w krakowskiej szkole teatralnej można było oglądać wyreżyserowane przez nią spektakle dyplomowe - ostatnio graną z wielkim powodzeniem i przy zawsze pełnej widowni "Zieloną Gęś" według tekstów Gałczyńskiego.

- Marta Stebnicka to brylant w krakowskim teatrze - mówi Jerzy Stuhr. - Jeszcze jako student podziwiałem ją w Jamie Michalika, potem w teatrze, wreszcie jako rektor PWST jej pedagogiczny talent - była znakomitą aktorką i pedagogiem. Nikt tak jak ona nie potrafił uczyć interpretacji piosenki, elegancji, stylu, formy. Kiedy miała zajęcia z piosenki w Barcelonie, nie było końca pochwałom.

Polowanie na wachlarze

Marta Stebnicka od lat zbiera wachlarze. Piękne, zachwycające. Pokazywała je w krakowskiej PWST, której przekazała kolekcję, napisała o nich książeczkę "Polowanie na wachlarze", o której rozmawiałyśmy niegdyś kilka godzin w jej pięknym, krakowskim domu.

- Opowiadając o nich opowiadam kawałek swojego życia. Tę książkę nazywam notatnikiem, sztambuchem. Sztambuchy rodzinne zawierają foto-grafie antenatów, moja książka zawiera fotografie wachlarzy i opisy moich z nimi spotkań. Zbierałam je przez czterdzieści lat i włączyłam do swojej rodziny. Z czasem część rozdałam, część się zniszczyła, bo używałam ich podczas prób ze studentami i przedstawień. Te eksponaty, które w kolekcji pozostały, przekazałam przed kilkoma łaty szkole teatralnej.

A swoje pierwsze spotkanie z wachlarzem artystka opisuje tak: Dostał się w moje ręce biały, ze strusich piór, drżący jak motyl, schowany w szkielet z ażurowych pałeczek masy perłowej. Było to w roku 1949, na scenie Teatru im. Juliusza Słowackiego w czasie próby sztuki Jarosława Iwaszkiewicza "Maskarada". Reżyserował Karol Frycz. Drugi wachlarz trzymała Halina Mikołajska. Machałyśmy tymi wachlarzami obie, ale widać nie tak, jakby życzył sobie reżyser.

Już wtedy zachwycił aktorkę ten delikatny przedmiot.

Co wart świat bez Mart

A kim naprawdę jest Marta napisał Ludwik Jerzy Kern, mąż artystki, w tomiku "Imiona nadwiślańskie".

Marta

Co byłby ten świat wart, Gdyby nie było Mart? Niewiele, Mimo że Marty Bywają jak miód, Jak chrzan tarty, Jak piołun, Lub szampanskoje - A to zależy od tego, Jakie też dnia konkretnego Miewają Marty nastroje. W dodatku niektóre Marty Charakter mają uparty, Ale z tym można sobie dać radę W przeciągu kilku tygodni, Jeśli się tylko postarasz, Być bardziej upartym od nich.

Wiwat Pani Profesor!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji