Artykuły

Sońka. Potworne ryzyko sceniczne

"Sońka" Ignacego Karpowicza w reż. Agnieszki Korytkowskiej-Mazur w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Trochę kiczu, trochę szmiry, trochę bajki. Małej ojczyzny, krwi i moczu - jak chciał Igor z Warszawy - trochę też. Nawet rewii kawałek się zmieścił, nawet anielski esesman. I, o dziwo... taki przekładaniec ma sens. Pod warunkiem że przyjmie się reguły inscenizacyjnej gry i zabawę konwencją.

Na scenie białostockiego Teatru Dramatycznego - długo wyczekiwana "Sońka" Ignacego Karpowicza. Wyrwana Warszawie (chciały mieć ją u siebie dwa teatry), zaadaptowana przez autora, wyreżyserowana przez Agnieszkę Korytkowską-Mazur. Najbardziej podlaska powieść Karpowicza, zbudowana wokół dwóch zdań, które kiedyś usłyszał od malarza Leona Tarasewicza, o jednej takiej, tutejszej, która miała Niemca. Nie zwykłego Niemca, dodajmy, ale oficera SS, który przybył z wojną do zawieszonej w innym świecie Słuczanki i Królowego Stojła. Romans wybuchł z niezwykłą siłą, trwał kilka tygodni, przemienił życie Sońki i ją samą na zawsze.

Czy taka miłość dwóch osób z dwóch różnych światów jest w ogóle możliwa? I czy się zdarzyła? - skoro nawet miejscowi (fragmenty nagrań współczesnych wplecione są w spektakl) mają różne na ten temat koncepcje? Dyskutować można długo, ale to już nie ma znaczenia, historia Sońki powołana przez Karpowicza po prostu jest, żyje swoim życiem - w książce, a teraz i na scenie.

A że każdy, kto powieść przeczytał, nosi jej zwizualizowaną wizję w głowie, i tyle jest adaptacji, ilu czytelników - to i oczekiwania wielu zderzą się pewnie z tą, którą proponuje Dramatyczny.

A proponuje bajkowy przekładaniec, opowieść nieco inną w nastroju niż ta zapisana drukiem. Inną, nie znaczy - gorszą.

Transakcja wiązana

Na białostockiej scenie adaptacyjnym kluczem stały się najwyraźniej trzy zdania z książki:

"Jestem w bajce. W bajce o życiu. W innej konwencji życie jest nie do zniesienia. Może jednak zostanę uratowany, choć solidnie przeredagowany?" - mówi Igor (świetny Rafał Maćkowiak), stołeczny reżyser, co zapomniał o podlaskich korzeniach - najgłośniejszy, najzdolniejszy, ale już zblazowany i zmęczony. Właśnie zepsuło mu się auto na podlaskiej drodze, właśnie spotyka zgarbioną Sońkę, ta go zaprasza na mleko, w domu słyszy mówiące zwierzęta - jej najbliższych przyjaciół. I od tej pory zaczyna się epoka pełna cudów: czasy się zapętlają, przeszłość wdziera się do teraźniejszości, Sońka młodnieje, Igor dojrzewa, oboje przenikają się nawzajem, ciekawi siebie i sobie potrzebni. Miastowy piękniś przybywa z dali, by wysłuchać, zrozumieć i pożegnać Sońkę, ona z kolei daje mu historię, którą on później wykorzysta, by znów zaistnieć w warszawskim światku.

I tak jak wszystko w spektaklu ze sobą się skleja i przenika - tutejszość, wiejskość i miejskość, minione z obecnym, świat fantastyczny, który tworzy sobie Sońka w głowie, by jakoś przetrwać - z bolesnym naturalizmem, tak i ocalanie historii miesza się poniekąd z artystycznym pasożytowaniem. Choć w sumie, zważywszy, ile sobie tych dwoje nawzajem dało, trafniejszym określeniem chyba byłoby: transakcja wiązana.

Igor widzi przestrzeń tej opowieści w konwencji nieco bajkowej, tak ją sobie układa w przyszły spektakl i taką też dostajemy "Sońkę" na scenie. Ostatecznie uratowaną, choć solidnie przeredagowaną. I nie zawsze w proporcjach, jakich by się oczekiwało.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji