Artykuły

Wyklęty z wyboru

Odszedł przedwcześnie, w wieku 46 lat zginął w katastrofie samolotowej pod Damaszkiem. Po śmierci przy jego łóżku znaleziono "Do Damaszku" Strindberga, metafizyczną sztukę o poszukiwaniu Boga i prawdy. Wcześniej w rozmowie z Peterem Brookiem powiedział, że najlepiej byłoby wylecieć w powietrze, żeby nic po człowieku nie zostało.

Urodził się w 1929 roku w Warszawie z matki pół-Niemki i ojca Polaka, oficera Wojska Polskiego. Ojciec zmarł jeszcze przed wojną, starszy brat wstąpił do Wehrmachtu, zginął na froncie. Po wojnie matkę osadzono w obozie dla Niemców, gdzie zmarła z głodu i wycieńczenia. Swinarski został sam na świecie. Po próbie ucieczki do Niemiec był przez chwilę w katowickim więzieniu. Po latach chwalił się, że w tym samym, gdzie siedział Jean Genet.

Z takim obciążającym bagażem wkraczał w życie Polski Ludowej. Kiedy zaczynał karierę, zapamiętano go jako układnego młodego człowieka, żadnego tam buntownika, co dziwiło u osoby utalentowanej. Nie chciał prowokować losu, musiał ukrywać swoją przeszłość, był ostrożny. Wstąpił na warszawską reżyserię. Tam poznał swoją żonę - Barbarę Witek. To ona w latach 60. w Berlinie, gdzie Swinarski reżyserował, przeprowadziła słynny wywiad z Gombrowiczem, który zamknął przed pisarzem granice Polski. Uznawał się za ucznia Erwina Axera, który w szkole, brał go w obronę przed atakami za nieudzielanie się w organizacjach młodzieżowych i - co humorystyczne przy jego biedzie - burżuazyjny styl życia. Ale to Bertolt Brecht, sztandarowy pisarz socjalizmu, stał się mistrzem Swinarskiego. Po studiach pojechał na staż do Berliner Ensemble. Od niego przejął metodę analizy sztuk w kontekście społecznym i myślenie o widzu, z lekka dydaktyczne. Mówił, że chce widza tak "oszukać", żeby przełknął wszystko, od początku do końca. Brecht uważał, że aktor ma grać z tzw. efektem obcości, Swinarski dodał interpretacji aktorskiej aspekt psychologiczny i seksualny, powtarzał, że uznaje tylko taką dramaturgię, która obejmuje całego człowieka, a nie dzieli go od pasa w dół i od pasa w górę. Połączył w teatrze Marksa i Freuda.

Miał ogromny wdzięk i niesłychane poczucie humoru, czasem złośliwe. Kiedyś wracając z Hanuszkiewiczem z Krakowa, zatrzymali się w przydrożnej restauracji. Hanuszkiewicz rozglądał się po sali, oczekując wielkiego zainteresowania. Swinarski odszedł na chwilę od stolika, a wtedy zaczepił go kelner: "Czy to jest Hanuszkiewicz?". "Nie, to jego brat" - odparł Swinarski.

Oburzenie wywołała jego obrazoburcza "Nie-- Boska komedia" Krasińskiego (1965), kompromitacja polski szlacheckiej w "Fantazym" Słowackiego (1967), gdzie romantyczne tyrady toną w brudzie zapuszczonego dworku, wreszcie "Dziady" (1973) burzące dotychczasową stylistykę sceniczną utworu. Nowatorska interpretacja i forma brały się nie tylko z praktyki w teatrze niemieckim, ale też z własnych przeżyć (miał skłonność zarówno do kobiet, jak i do mężczyzn) i wiecznej obcości wobec obu swych ojczyzn, Niemiec i Polski, dystansu wobec jednej i drugiej. Mógłby powtórzyć za Wyspiańskim "Mam ten dar bowiem patrzę się inaczej...". Sprzeczności osobiste były jednak instrumentem w poznawaniu świata, a nie tematem przedstawień. Myśl zawarta w dziele autora była dla Swinarskiego ważniejsza niż on sam i jego reżyserskie pomysły.

Od początku lat 60. pracował w teatrach niemieckich i szybko odniósł tam sukcesy. W1965 roku otrzymał Nagrodę Krytyki Zachodnioniemieckiej za dwie wystawione w Berlinie sztuki - "Męczeństwo i śmierć Jean Paul Marata" Petera Weissa i "Pluskwę" Włodzimierza Majakowskiego. Droga do kariery stanęła przed nim otworem. Zamiast kariery nastąpiło kilka nieudanych premier. Swinarski uciekał z prób, nie kończył przedstawień, pogrążył się w alkoholu i depresji. Pięć minut na Zachodzie skończyło się.

Cierpiał na załamanie nerwowe. Raz pomógł mu się z niego wydobyć Mickiewicz. Gdy w szpitalu przeczytał "Dziady", od razu się zapalił. Zrobił spektakl szokujący. Wielki sukces. Swinarski żartował, że podrzucano go wyżej niż godło państwowe.

Nie znosił patosu. Posądzano go o cynizm i moralność, a był człowiekiem mądrym i bardzo serio. W rozmowie sprawiał wrażenie, że chce powiedzieć całą prawdę, jaką zna. Tak samo na scenie. Jego wizja świata okrutna i przenikliwa tchnęła prawdą, jak sama rzeczywistość. Dlatego zapadła w pamięć. W Starym Teatrze postawiono jego popiersie. Mówią, że śmieje się z tego cicho zza grobu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji