Artykuły

Strindberg fascynujący

STRINDBERG nie jest zbyt czę­stym gościem na deskach na­szych teatrów. W Warszawie np. w ostatnich kilku latach wi­działam jeden tylko jego utwór - inscenizację "Eryka XIV". Tak więc pisarz, którego twórczość była naj­większą prowokacją intelektualną dla teatru z przełomu wieków - jest dla dzisiejszego młodego pokole­nia widzów znanym raczej ze słysze­nia i podręczników - szacownym klasykiem.

I oto - nagle, warszawski Teatr Kameralny wystąpił z polską pra­premiera "Sonaty widm", sztuki na­pisanej przed 58 laty, w ostatnim okresie twórczości pisarza. Jestem przekonana, że spektakl będzie dla wielu, zwłaszcza młodych widzów, prawdziwym szokiem. A więc, taki może być Strindberg - pomyślą. I bez trudu znajdą w nim to, czym karmi nas zachodnia awangarda te­atralna spod znaku Ionesco, Becketta, Williamsa, Edwarda Albee: wie­loznaczność psychologiczną bohate­rów, psychoanalizę - jako jeden z kluczy do ich pełnego kompleksu i urazów świata wewnętrznego, w formie zaś - realizm przepleciony z surrealizmem, tragizm z groteską, rzeczywistość z urojeniem. W "So­nacie widm" - Strindberg odziera swych bohaterów z pozorów i ma­sek z okrucieństwem niewiele ustę­pującym twórcy "Kto się boi Wirgi­nii Woolf"...

Spektakl w Teatrze Kameralnym, wyreżyserowany przez Jerzego Kreczmara, jest znakomity. Toczy się w świadomie powolnym, jak fil­my Bergmana, rytmie. Jest pełen ludzkich upiorów, którym dali swe twarze znakomici aktorzy. Nie ma w nim ról małych. Nawet epizody są wielkie w robocie aktorskiej. Zo­fia Małynicz (Narzeczona, siwowłosa staruszka) nie mówi ani jednego słowa. A jednak aktorka powiedziała nam o tej postaci - wszystko. Rolę dyrektora Hummela zaliczyć może Bronisław Pawlik do swych naj­świetniejszych osiągnięć artystycz­nych. Ten potworny kulas jest przewrotny, mądry, odrażający i fascynujący. Młodzi - Student, grany przez Wacława Szklarskiego oraz Panna (Hanna Stankówna), w swym beznadziejnym poszukiwaniu ucieczki w miłość, w niemożności jej doznania - mogliby być boha­terami któregoś z "czarnej serii" filmów Bergmana. Stankówna - znakomicie dostosowana w typie fi­zycznym do roli Panny - przypo­mina postać z widzenia sennego.

Nie sposób zapomnieć Barbary Ludwiżanki - jako Mumii, żony pułkownika: jej ptasiego skrzeku, jej okrucieństwa i pustki wewnętrz­nej.

Tak więc znów Strindberg - dzię­ki znakomitej inscenizacji - fascy­nuje i prowokuje na warszawskiej scenie. Przekonajcie się sami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji