Artykuły

Różewicz po raz drugi

Cokolwiek powiedzielibyśmy o "Grupie Laokoona", pasjo­nujące jest to igranie z teatrem, jakie uprawia świetny poeta w swym dru­gim już utworze scenicz­nym. Druga sztuka Różewicza nie ma oczywiście wagi i rangi tego zaska­kującego debiutu teatralnego poety, jakim była "Kartoteka". Niektórzy widzą w "Grupie Laokoona" jedynie grupę skeczów i zbiór(w większości zresztą doskonałych) dowcipów. Nie jest to chyba sprawiedliwe. Po zna­komitym poetyckim "antydramacie" na bardzo polskie (choć nie tylko) tematy, napisał Różewicz pełną wdzięku i oryginalności "antykomedię" również na polskie(choć nie tylko) tematy i również bardzo współczesną. Wydaje mi się, że obie sztuki Różewicza należą do najbar­dziej "naszych współczesnych", ja­kie się na polskich scenach ukazały. "Grupa Laokoona" jest tylko nieco "hermetyczna" tematycznie. Jest to żart poety na tematy dnia pow­szedniego i powszechniego chleba "środowisk kulturalnych". I na te­maty związane ze sztuką w ogóle, z domieszką życia rodzinnego i towa­rzyskiego jej przedstawicieli. W tym rodzaju kpiny i żartu ostrzejszy i głębszy jest Mrożek, choćby w "In­dyku" wystawianym na tej samej scenie Teatru Dramatycznego. Ale Różewicz, przy równie oryginalnej (powiązanej w jakiś sposób z tym, co mieliśmy w "Kartotece") struktu­rze, ma coś, czego u Mrożka nie znajdujemy. Ten znakomity poeta z całym wyrafinowaniem trafia raz po raz w sam miąższ spraw i rea­liów tak autentycznych, tak swoj­skich, że stajemy wobec tego aż bezbronni.

Jest w "Grupie Laokoona" dobra scena początkowa, w wagonie ko­lejowym zbliżającym się do Zebrzy­dowic, z Panem odczuwającym nie­pokoje w obliczu celników. Celnicy jednak okazują się intelektualistami i zamiast waliz Pana jadącego z Pragi usiłują otworzyć wnętrze Ojca(wracającego z Wenecji) i wypomi­nają mu zgubny dla niego samego estetyzm. Żalą się też na panującą w kraju dezintegrację,alienację, frustrację... W domu Ojca, gdzie rozgrywa się większa część "Grupy Laokoona", dezintegracja jest dosyć kompletna. A do rozmów o pięknie, harmonii i innych atrybutach sztu­ki włącza się coraz to któryś z do­mowników wracając i dyskretnie zapinając rozporek. Syn i Matka chcą przeżyć swe życie autentycz­nie. I wszyscy mówią samymi cyta­tami, tylko bez cudzysłowu. Różewicz jako autor teatralny jest zdobyczą teatru Dramatycznego w Warszawie. "Grupę Laokoona" podob­nie jak "Kartotekę" wyreżyserowała na tej samej scenie Wanda Laskow­ska. Przedstawienie jest bardzo czy­telne i bardzo wierne autorowi. Wszystkie dowcipy dochodzą do wi­downi. Dobra scenografia Andrzeja Sadowskiego z pewnością ułatwia pracę reżyserowi. Spektakl ma jed­nak odrobinę owej "dezintegracji", o której mówi się u Różewicza. To znaczy nie jest chyba dostatecznie mocno spięty i teatralnie zharmoni­zowany. Ma za to trafną na ogół koncepcję gry aktorskiej. Gra jest tu tym trafniejsza, im bardziej zbliża się do dosłowności, a oddala od "pokazywania" czy parodiowa­nia. Wobec takiego kryterium naj­lepszy był chyba Aleksander Dzwonkowski w roli Dziadka i He­lena Bystrzanowska w roli Matki. Jerzy Karaszkiewicz dyskretnie, z wyraźnym talentem i umiarem po­kazał Syna. Bardzo dobry Janusz Paluszkiewicz jako Ordynator, Gu­staw Lutkiewicz jako jeden z juro­rów i Stanisław Gawlik jako Pan z przedziału kolejowego. W epizo­dzie Celnika - Stanisław Wyszyń­ski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji