Artykuły

Listy z Ameryki. Korespondencja Barbary i Konrada Swinarskich

Barbara do Konrada

[początek marca 1963]

Konrad, list ostatni (trzeci) dostałam. Dziękuję. Z nowości: Marks - Urszulka stał się ojcem. Benia 4 koty, Klarcia też 4. Siedem uśpiłam - jedno się chowa. Chce wziąć Paradowski, mąż tej ślicznej dziewczyny z "Kanału", "Szarotki". Miły. Tyle co do kotów.

Sztukę Iredyńskiego przetłumaczył Kunstmann i ma iść podobno w kilku teatrach w RFN, ale to są wiadomości od Kunstmanna, więc nie muszą się zgadzać z prawdą. Sztukę Ci wysłałam. Niestety nie lotniczą.

"Jasełka" zaczęli już robić w Narodowym, Basia Fijewska miała grać to dziecko, tego pedała małego. Jest to chyba pomysł szaleńca. Raczej nieprzyzwoity. Ale odwołali po 16-tu próbach, podobno, że katolików obraża. Upieram się w dalszym ciągu, że jest to sztuka dla Ciebie! Erwin zrobił świetne przedstawienie "Trzech sióstr" z dwoma wielkimi kreacjami: Tadeusz jako Solony i wyobraź sobie, ten ładniś Zapasiewicz! Jak zagrał Andrzeja Prozorowa, to mi aż dech zaparło, a wiesz, że się raczej w teatrze nudzę. Będę tę scenę, w której się kaja przed siostrami, pamiętać do końca życia. Aż się popłakałam. Scenografia Ewy to haft richelieu i lampy naftowe. Panie dobre - takie jak zawsze u Erwula. Młoda Lipińska dobra, ale kudy jej do Mikołajskiej w Krakowie u Bronia Dąbrowskiego. To było przedstawienie!!! Inna rzecz, że pamiętam je dobrze, bo ciągle trzeba było watować widownię w Słowackiego, bo Kraków, nie wiedzieć czemu, na tę "ruską" sztukę nie chodził, natomiast na "Lubow" widownia była nabita. I bądź tu mądry - Czechow się nie podobał, na Treniewa - tłumy. Wiem, bo co najmniej z 50 razy wpadłam jako jednostka drobnomieszczańska i krzyczałam: "upił się, upił się i strzela". A to strzelał Głąbik, sekretarz partii w Szkole, zresztą historię z Głąbikiem znasz. A jak Jaroszewska, po walce wewnętrznej z sobą, oddała w ręce Czerezwyczajki męża swego scenicznego Mrożewskiego, i to ze sztywną ręką, to zawsze były oklaski. A już jak zmasakrowanych bolszewików prowadzili na rozstrzelanie, to dech widowni zapierało, tym bardziej, że chłopcy ze szkoły malowali się do oporu czerwoną farbą. Jarocki malował sobie włosy, twarz, dłonie (że niby tak go zmasakrowali, że aż już krew ścieka po krzyżu), Herdegen znowu (Bronio pozwolił) malował sobie tors i z torsu ściekały mu te skrzepy na dorodną męskość (zakrytą jednakże). Pytałeś w kartce ostatniej - jaki temat Ci podrzucić o polskim teatrze - masz temat jak na talerzu: DLACZEGO NA PRZEŁOMIE LAT 40-tych i 50-tych w Krakowie, mieście Augusta Bęc-Walskiego, "Trzy siostry" prawie padły, a "LUBOW" szła chyba ze 100 razy. "Trzy siostry" krakowskie to było istne cudo, Rybko. Nigdy, nigdy nie zapomnę Mikołajskiej, jak skowyczy: "Do Moskwy, tylko do Moskwy". A Rysiówna jaka była wspaniała jako Masza. Zosia dobra, nawet bardzo, ale jakaś jakby nie-rosyjska. Pamiętasz "Wiśniowy sad" radziecki, jak mieszkaliśmy w Narodowym i ten obrzydliwy smród kleju do dekoracji. Ile było namiętności w tym spektaklu! I jak te namiętności zostawały w tym kleju, po skończonym przedstawieniu, a my przez scenę do natrysku! Podobne były "Trzy siostry" Bronia Dąbrowskiego. Jakieś takie nasycone. A Erwina są bardzo eleganckie. I w stroju, i w wymowie. Ja wiem, że i Czechow Cię nie interesuje, chociaż może szkoda. Ale przecież nic straconego, dopóki się żyje. Erwulo już, już miał jechać robić "Uja" do ZSRR, ale nagle się rozchorował (wiesz, jaki Erwulo dbalutki o zdrowie hipochondryczek) i zostaje jeszcze miesiąc. Powiedział także, żebyś uważał z robieniem sztuk w NRF, bo to tego, owego, że Feind hört mit, że wydźwięk i wymowa i żebym ja zapytała o to tego pana w Ministerstwie Zagranicznym, czy Ci wolno, tego co się nazywa na "D" - (zupełnie w tej chwili zapomniałam, jak się nazywa). Erwulo jest katastroficzny defetysta. Pamiętasz, jak było z Tomciem Charłampem. Też, żeby nie i nie A Krystyna tak i tak. No i to ona miała rację. Sukces Tomkowego "Anioła" był przecież duży. Z dalszych wydarzeń: "Demony" - Duszyński - nie najlepszy. To nie dla niego.

- Napisałam do Schaubühne, do Schitthelma, w sprawie Iredyńskiego.

- Byłam na balu "Przeglądu Kulturalnego", podobno to najelegantszy bal w W-wie, ale panie stały w kolejce do szatni i trzymały w rękach szpilki, i ściągały barchanowe majtki, bo mróz był duży. Ja byłam w sukience, nowej, aksamitnej, całe plecy gołe. Basia Wachowicz jak zwykle fioletowa, z rozdygotaną jaźnią swą dziewczyńską, Janowska bardzo zgrabna, wbita cała była w Zabłockiego (ten nasz olimpijski szpadzista czy sztylecista) i miłość biła od nich, jakaś taka prawdziwa. Jurek to już sobie nogi tak podciągnął, że miał tylko szyję, potem kawałek przełyku, a potem już ta kulturystyka od przełyku w dół, Sienkiewicz zwiewna jak Goplana i chyba z pięciu ją obskakiwało - ogólnie było nudno, to nie to co wtedy w Narodowym - pamiętasz - jak Cybulski do mnie krzyczał: "Baśka, z kim Ty przestajesz" - a ja przestawałam właśnie z Harry Andersem. Też pomysł, nie uważasz, żeby mieć takie imię i takie nazwisko i być Administracyjnym Narodowego?! A ile osób miało wtedy wapory i womity, nie mówiąc już o zwykłym rzyganiu.

- Z okazji nagrody zrobiłam u siebie bankiet z loterią fantową i Flirtem towarzyskim Turpistycznym. Był: Szafiański, Wojtek Sieciński, dziewczyny z Telewizji - Stajewska opowiadała przepiękne rzeczy o Uniłowskim - Oleńka Karzyńska, Żmijówna (siedziała cały czas w kuchni, nie wiem czemu), Rysia Lankiewicz - prawie jak przeorysza z "Demonów", opętana Tobą, Wittlin - wsadził sobie jasiek na głowę, siadł na podłodze i udawał wykidajłę z haremu. Marczak-Oborski - coś o Borowskim i o Gajcym, i Kanicki, reżyser. Był tak umalowany, że patrzeć było hadko, bo i podkład, i rzęsy, i ust korale. I na nic mu to przyszło, bo X. wyszedł wraz ze Stasiem Marczakiem wcześniej. Szafiański wszedł do łazienki i chciał się wieszać - podobno ma jakąś manię samobójczą. Musieliśmy wyłamywać drzwi. Oleńka wygrała na loterii "Kota szarego-dorodnego", ale nie wzięła. A Marczak jedzie do Astorii i zamówił u mnie dla literatów "Atomowy flirt dla ZLP". Napiszę mu. - Załapałam dwie chałtury: dialogi do "Kobry" z Aleksandrowiczem i parę scen do musicalu "Kochankowie z Targówka", który pisze nie tylko mistrz Wittlin, ale jeszcze mistrz Rakowiecki i poetessa Agnieszka. Nie mogę Wittlinowi wytłumaczyć, że jak w dialogu powtarzam kilka razy tę samą kwestię, to powtarzam świadomie. On, że to nudne, ja, że celne. Ale pamiętasz jego scenariusz na festiwalu w Helsinkach. "Wariat czy latający talerz" - a to miał być Leśniak jako Twardowski na księżycu. Gówno to będzie - dla pieniędzy! Także nie martw się o stan moich dochodów. Dam sobie radę. Acha, Dobrowolskiego (tego z Satyry) usunęli, bo powiedział nowemu kierownictwu (Kuszewski, Stefański), że są ciule. Więc na jego miejsce jest Filier, którego z kolei usunął Dejmek, bo miał podobno powiedzieć, że wprowadza do teatru kult jednostki (jednostka = Dejmek). "Jednostka zerem, jednostka bzdurą, sama nie ruszy pięciocalowej kłody" - kto to napisał, zgadnij? Rysia Lankiewicz jest smutna, bo Filier nie wygląda na abstrakcyjne poczucie humoru, a z Dobrowolskim pracowało jej się świetnie. A Witek Dąbrowski przed Kuszewskim Rysię L. przestrzegał na tym przyjęciu u Edka Pałłasza, gdzie pławiliśmy się w wiśniówce i w sardynkach. Więc Rysia ogromnie zasmucona, że idą złe czasy dla Intelektualistów. "Ech, lubię ja was dowcipnisie, myśmy przez was kanał białomorski wybudowali" ("dowcipnisie" zamień na "defetyści").

W Telewizji idzie sztuka Drozdowskiego pod kolejnym tytułem "Skalpel" (przedtem "Odmęt" oraz "Ostatni brat"), miał grać Jurek, ale go Kanicki w ostatniej chwili podmienił na Kajtka Kowalskiego. Jeden inteligent się waha. Ja bym tam wolała, żeby wahał się Jurek a nie Kajtek. Kajtek gra, dużo gra, trzeba przyznać, że dobrze.

Mrozy nadal straszne, mimo że już początek marca. Brak jedzenia, no, może jeszcze nie w W-wie, ale na prowincji - tak. Dzisiaj było 20 stopni mrozu. "To jest chamstwo, niech ci wszyscy bandyci przestaną z tymi atomami, bo się na całym świecie klimat zmienia przez to". To był cytat z Józi i kazania niedzielnego księdza Jana. Ale że pozwala latać kotom po kościele, więc niech sobie gada. Wódki nie ma żadnej, tak że na bibę musiałam robić spirytusówkę na grapefruitach i wszyscy wariowali ze szczęścia jakie to klawe. Tyle by było. Pamiętaj o Riki Nolsonie, o "Jasełkach" Iredyńskiego. Put-put - Ryba Swinarska.

PS. Przypomniałam sobie. Ten na "D" to się nazywa Daniłowicz.

Konrad do Barbary

4 III 63 Nowy Orlean

Droga Rybko! Jestem w końcu na tej Florydzie. Jest 28 stopni ciepła i słońce nie z tej ziemi. Jestem czerwony jak rak i nie wiem, na której stronie spać. Zdjęcia plażowe z kuzynką i kotem prześlę Ci potem. Jestem na nich tłusty jak świnia-rski A teraz sagi rodzinnej część druga. Stało się! Pamiętasz, jak dostałem u Praksi w łazience ataku i darłem się na Petera. Tu to samo. Tak jak w Kongresshalle przed premierą. Zamknąłem się w klozetce i waliłem głową o ścianę. Ciotka i kuzynka w płacz - po niemiecku. Brazylijczyk w krzyk - po portugalsku. Po czym zabronił mi pić - po angielsku... Że jak tak dalej będzie, to on napisze do Instytutu, że wszyscy Polacy to alkoholicy i żeby mnie odesłać do Polski.

Mieszkam w pokoju mego kuzyna. Z okna patrzy się w stronę Cap Canaveral. Tam, gdzie wysyłają te tutejsze rakiety. Na szczęście teraz nie strzelają. Mieli tu pierdla, jak Castro zadziałał. [...]

Za dwa dni wyjeżdżamy już do Nowego Orleanu, gdzie czeka na nas Izraelczyk, jego amantka (przyjechała za nim aż z Tel Awiwu) i miss Brazylia, koleżanka Brazylijczyka. Artystycznie to się nazywa ona Irina Greco, a prywatnie Juhas, czyli całkiem po góralsku. Bardzo piękna, tylko ma ten mankament, że na mnie leci. Kuzynka moja też przykleista. Za to ma 1,85 bez obcasów i bardzo ładnie rysuje w niedzielę Kaczora Donalda. Nie słyszała o facetach jak Dostojewski i Faulkner. Jak zasunęła przy obiedzie, że Indianie skalpują, a Wietnamczycy w dżungli jakiemuś żabojadowi jaja obcięli, to zaraz zapytałem, czy zrobili z nich jajecznicę na bambusie. I tak się zaczęto. Bo Brazylijczyk jest b. wykształcony i lewicowiec i myślałem, że spalę się ze wstydu. Strzeliłem im o Dien-Bien-Fu, bo mnie tak w Dziekance tym Twoim ukochanym Żuławskim szpikowałaś, że zapamiętałem ten Wietnam na całe życie. No i w końcu widzieliśmy razem Lolę Bellonównę, jak grała w "Pułkowniku Fosterze". Edukację się ma. Brazylijczyk był ze mnie dumny. A ja z Ciebie.

Wujek to jest kompletne kuriozum psychologiczne. Pomieszanie naiwności z tupetem. Megalomania i mitomania plus poczucie wiecznego skrzywdzenia przez los. Ciągle pisze oferty do różnych jazz-bandów w nadziei, że Glenn Miller lub Paul Whitemann zmartwychwstaną i go zaangażują. Pisze też pamiętniki. I, co gorsze, każe mi je czytać. Już znam na pamięć życiorys Victora de Kowy - a wiesz, że on się nazywał tak jak nasz Kajtek, po prostu - Kowalski.

Te muzy, co wujka całowały, to nie były zbyt namiętne, Rybeczko. Sprawia mi przyjemność drażnić ich na oczach Brazylijczyka, bo czuję, że uważają go za coś niższego, bo on jest w ogóle Pers i po heine-medina. A ja mam pieniądze i gwiżdżę.

Ogromnie się dziwią, że butelka whisky pęka mi co wieczór, bo oni tu okropnie oszczędzają. My byśmy tu zwariowali z tego liczykrupierstwa.

Oni są b. mili, tylko nie do wytrzymania. Wujek również maluje i pokazuje wycinki z ichniego "Dzwonka Niedzielnego", że jest najsłynniejszym portrecistą na Florydzie. Maluje z modela, z fotografii i z przeczucia. Dostał pypcia, żeby mi zrobić portret, bo będę sławny. Na razie są błękitne chmury jako tło. Oprócz mnie robi szkice do portretu Wernhera von Brauna, tego od rakiet. Zdaje się, że popełniam ciągle fopasa za fopasem, ale właśnie przecież o to chodzi. Bo tym Amerykanom to się wydaje, że tylko oni wszystko najlepiej wiedzą, a jak czegoś nie wiedzą, to znaczy, że tego czegoś po prostu nie ma! A jak wujek w ciągu mojego pobytu 50-ty raz powtórzył z dumą, że kuzyn jest w Special Forces i gdzieś tam pod równoleżnikiem wylądował, to mnie szlag trafił ostateczny. Woja nie znoszę, chyba w ramach groteski towarzyskiej.

Nauczyłaś mnie, że więzy krwi, jeśli głupawe, nic nie znaczą. Że jest to niezawiniony przypadek, kara za coś. Ogon, co się za człowiekiem wlecze. Mili są, może mają najlepsze chęci, ale nie do wytrzymania.

Opowiedziałem im Twojego ukochanego Faulknera o kochanku, który jako trup gnił w łóżku obok kochanki przez 40 lat. Miny mieli nietęgie, bo ciotka zrobiła właśnie bulety nadziane pasztetówką. Ale to opowiadanie to bym zrobił. Tylko gdzie? U nas? Przecież na Faulknera ma w Telewizji dożywotnią koncesję Wilczek i Wohl. A ja bym ten proces rozkładu kochanka dobrze zainscenizował. Może Chamiec lub Cybulski. Chamiec lepszy, bo jako indywidualność sam w sobie zgniły. A tę kobietę - ta która grała w "Żeglarzu Meg" - zapomniałem, jak się nazywa. Taka porcelanowa. I tak bym ją w tym łóżku postarzał, aż do ospowatości.

Tutaj właściwie jest prowincja. Ludzie przyjeżdżają tu, żeby umrzeć na Florydzie. Tylko w Miami są wczasowicze. Reszta to rentierzy. W każdym aucie siedzi siwy dziadek. Miasto jest olbrzymie i trzeba godzinę iść do sklepu, ale każdy ma samochód i mały domek w ogrodzie. Pogrzeby są też per samochód. Jedzie karawana zradiofonizowana. Grają marsze żałobne i świecą światła w dzień zamiast świec. Tak samo jadą do ślubu. Wymyśliłem całą nowelę filmową. Od chrztu do pogrzebu. Oraz makijaż nieboszczyka łącznie z reklamą Heleny Rubinsztajn. Chociaż osobiście wolę takie pogrzeby, jakie były na cmentarzu na Lekarce w Wieliczce. Trup zmechanizowany to jakby dialektyczne zaprzeczenie trupa. [...]

Trudno mi się przyznać, ale za Warszawą nie tęsknię za bardzo, mimo że chętnie bym już popracował - bo wciąż te wakacje - oszaleć można. Bardzo jestem ciekaw, co porabiasz - czy piszesz nową sztukę?

Z amerykańskich sztuk widziałem tylko jedną dobrą. Reszta import z Europy. "Andorra" i "Biedermann" padły po tygodniu. Przedstawienia koszmary. Oni nie wiedzą w ogóle, co z tym począć. Nikt tej literatury od nas nie rozumie. Bardzo jestem szczęśliwy, że jestem bez przyjaciół z Polski. Na dłuższy czas to męczące. Na Gola to już patrzeć nie mogłem, od kiedy powiedziałaś, że jego Frank lepszy od mojego, że mój to opera, a jego teatr. No i co z tego, że zrobił pod rysunki Adamsa. I coś nie bardzo wierzę, że Czosnowska była lepsza od Idy. Że Gibczyńska lepsza, owszem, bo w "Testamencie" była dobra. Ale nie mów mi więcej, że ktoś jest lepszy ode mnie, bo mnie to jednak drażni.

Co do tego Grossmana, to już widzę, że będziemy mieli nową Cygankę w domu. Dobrze, że to blisko, bo mi nie będziesz kazała nosić paczek na pocztę. Opowiadałem jednemu z Harwardu, jak to kazałaś Henlemu-harwardczykowi rozebrać się do naga w Szaflarach w tych slumsach cygańskich i oddać Cyganom wszystko, co posiadał na sobie i w aucie. I że ci Cyganie chodzili w zimie, w mróz na bosaka - z biedy. Harwardczyk nic nie zrozumiał. To ja mu od Adama i Ewy, że Berlin, że ja sztukę Harlana, ze Joerg dał pieniądze, że ojciec Joerga ma koncern, syn reżysera od "Żyda Süssa". Harwardczyk nie chwyta. To ja, że Tomek chrześniak Goebbelsa. On nadal oczy w słup. To ja, że Goebbels był ministrem u Hitlera. Harwardczyk Hitlera jakby skapował, ale Cyganów nadal nie pojmuje, czyli, Rybko, wynika z tego, że ani Cyganka, ani Tomek, ani Joerg, ani stary Harlan, ani nawet koncern Klöckner-Humboldt-Deutz - nie istnieją!!! Tacy oni są.

Z teatru w Lubece wciąż piszą. Ten dyrektor to maniak korespondencyjny. Nie wiem, co zrobić. Najchętniej pojechałbym do Niemiec i zostałbym tam przynajmniej tak długo, aż zarobiłbym na samochód. Chyba tak zrobię. Tylko mój paszport ważny jest do listopada. Wynagrodzenia w teatrze są w Niemczech najwyższe na świecie. Ameryka - jeżeli nie robisz kiczu lub filmu, w ogóle się nie liczy. W wolnych chwilach wymyślam nowe przedstawienia. Może uda się zrobić "Pluskwę" Majkowskiego w Lubece. Mam nowy pomysł. Znam świetnie ONZ i wszystko to, co w Majakowskim jest z rewii amerykańskiej. Siedzę też nad scenariuszem do krótkiego filmu - może coś z tego będzie. Erwulo czasami pisuje do mnie. Dobrze, że pamięta. Czasami się martwię, czy masz dosyć pieniędzy na życie. Chciałem Ci kupić te płyty, ale w N. Jorku trudno dostać. Tak samo, jak mają sandały w lecie i w zimie trudno je dostać. W N. Orleanie może dostanę. Byłem w Waszyngtonie, jest nudny i w końcu te wszystkie miasta są nudne i do siebie podobne, tylko podobno jedyne San Francisco jest inne. I wiesz, czasem chciałbym usłyszeć: "co robi tu ten gładki huj", tak jak na "Grzechu" - pamiętasz - powiedział mi za plecami jeden z maszynistów. A Mikołajska na scenie wycierała i wycierała do glancu i do imentu te czerwone jabłka, bo Korzeń dostał popieprzenia umysłowego na tle Stanisławskich "działań fizycznych". Pa-pa Rybko i pisz - pisz na Nowy Jork. Oni mi przysyłają pocztę. Serd. Uściski. [narysowana obła ryba]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji