Artykuły

Czy to tylko chemia, czy może coś więcej?

"Zjednoczenie dwóch Korei" Joëla Pommerata w reż. Łukasza Gajdzisa w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Dwa kopulujące nosorożce, małżeństwo, w którym ona ma amnezję i zwraca się do własnego męża per pan, para, która tak pragnie mieć dziecko, że prawie popada w obłęd. To tylko kilka obrazków ze spektaklu "Zjednoczenie dwóch Korei".

Premiera w reżyserii Łukasza Gajdzisa odbyła się w weekend w Teatrze Fredry w Gnieźnie. Trochę szkoda, że na dużej scenie, z tradycyjnym podziałem na "tych, którzy grają" i "tych, którzy oglądają grających z perspektywy widowni". Jednoaktówki z tekstu francuskiego pisarza Joela Pommerat chciałoby się mieć na wyciągnięcie ręki, w bardziej kameralnej przestrzeni. Można by wtedy zajrzeć bohaterom w oczy, być bliżej historii, które opowiadają. To historie trochę jak z filmu. Czasem przypominają brazylijską telenowelę (jak w scenie ślubu, podczas którego okazuj e się, że pan miody całował się w przeszłości niemalże z wszystkimi kobietami obecnymi na uroczystości), czasem kameralny dramat rodzinny, rozgrywający się - jak zawsze - w czterech ścianach (bezdzietna para składa dość szokującą propozycję młodej opiekunce, rodzice kilkuletniego chłopca oskarżają młodego nauczyciela o pedofilię, dwóch przyjaciół miota się we wzajemnym przywiązaniu - od bliskości do agresji...).

Reżyser przenosi nas z kozetki psychoanalityka do łóżka, w którym śpią roznegliżowani kochankowie. Ona mówi mu, że "miłość nie wystarcza". Przed obojgiem otwiera się piekło rozstania, czyściec pełen pytań i domysłów. Kolejne sceny, sytuacje, miejsca, wysuwają się - niczym szuflady - z półprzeźroczystej konstrukcji ustawionej na środku sceny (bardzo ciekawy pomysł młodej scenografki Katarzyny Tomczyk z Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu, zrealizowany pod artystyczną opieką Piotra Tetlaka).

- Miłość nie istnieje, to tylko chemia, wytwarzana przez nasze mózgi - przekonuje lekarz swoją upośledzoną pacjentkę. Ona bardzo chce wierzyć, że jest inaczej.

- Wszyscy chcemy wierzyć w to samo - zdają się przekonywać twórcy. I przez niemalże dwie godziny budują na scenie barwną mozaikę postaci, które zdecydowanie skądś już znamy.

"Zjednoczenie..." nie należy do spektakli równo zagranych (choć zdarzaj ą się tu aktorskie perełki). Z kilku scen w spektaklu można by śmiało zrezygnować. Wątek prostytutki, która zaczepia na ulicy mężczyznę, wydaje się powierzchowny i ograny. Sąsiedzi, którzy pocieszają się wzajemnie w obliczu małżeńskiej zdrady są nieco groteskowi (w tle ich walki z namiętnością oglądamy projekcję filmu przyrodniczego, na którym kopulują dwa nosorożce). Kilka ważnych momentów na scenie potwierdza zasadę, że mniej znaczy czasami więcej.

Czy tylko w teatrze?

Kolejne pokazy - 27 i 28 marca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji