Artykuły

Wysłuchaj nas Panie

"Nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" Pawła Demirskiego w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Mike Urbaniak, członek Komisji Artystycznej XXI Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Po co robić Krasińskiego, skoro jest Demirski? Napisał on na kanwie "Nie-Boskiej komedii", swój własny - już nie tak romantyczny - dramat i w tytule dopisał, że "WSZYSTKO POWIEM BOGU!". Demirski inspirował się dziełem Krasińskiego, Krasiński - Dantego i tak toczy się fascynująca, pełna nagłych zwrotów akcji historia zapożyczeń w sztuce, o których Maria Brewińska zrobiła właśnie arcyciekawą wystawę w stołecznej Zachęcie.

Krasiński skupia się na konflikcie miedzy broniącą starego porządku arystokracją i pragnącymi zmian. Po jednej więc stronie mamy hrabiego Henryka, po drugiej pragnącego rewolucji Pankracego. Jednak rewolucja to stary porządek przystrojony w nowe fatałaszki, żadnej zasadniczej zmiany przynieść nie może, przestawia jedynie pionki na tej samej szachownicy. Ginący Pankracy jest na to ostatecznym dowodem.

Spektakl w reżyserii Moniki Strzępki - przygotowany z wiernymi kompanami: scenografem Michałem Korchowcem i kompozytorem Janem Suświłło - to spotkanie nie tyle hrabiego Henryka z Pankracym, ale dwóch Henryków/Krasińskich (granych wybornie, oryginalnym tekstem Krasińskiego, przez Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik i Marcina Czarnika) i całej plejady doskonale znanych nam bohaterów. Jest choćby Barbara Niechcic (grająca również Prozac, wzbudzająca salwy śmiechu Dorota Segda) czy Wilk z Wall Street (grający także Rotchilda fenomenalny Szymon Czacki).

To, że jesteśmy w czeluściach piekielnych wiadomo od początku. Nad głowami bohaterów wiszą bulwiaste korzenie, gdzieś w kącie stoi przyrdzewiała karuzela, którą znamy z wiersza "Campo di Fiori" Czesława Miłosza, a nieopodal wyłania się z mroków wieża strażnicza obozu koncentracyjnego. Z kanału wyłazi nagle izraelska Auschwitz Tour (Małgorzata Zawadzka), która nie może się w Polsce odnaleźć, bo wszystkie ulice są opisane "antysemickim językiem". I to właściwie tylko zapowiedź tego, co będzie się działo przez najbliższe godziny w tym spektaklu, który podobno - jak zaklinali się twórcy przed premierą - w ogóle o antysemityzmie nie jest. Ano jest. Też.

Ilość bohaterów (wszyscy aktorzy grają po dwie role), nakładających się na siebie wątków, spraw, dyskursów i skarg do Boga nie podobna opisać. Paweł Demirski utkał gęstą pajęczynę o zachwycającej strukturze, przez którą nie przeleci żadna, choćby najmniejsza, muszka owocówka. Wpadamy w nią wszyscy. Chcemy czy nie chcemy. Jeśli nie chcemy, to się szamoczemy. A jaki jest skutek trzepania skrzydełkami w pajęczej sieci, wiemy wszyscy z filmów przyrodniczych z balsamicznym głosem Krystyny Czubówny.

W "Nie-boskiej" o balsamie możemy zapomnieć. To spektakl - co żadną niespodzianką dla znających twórczość duetu Strzępka/Demirski być nie może - mocny. Mocny inaczej. Nie tak, jak dotychczasowe jego dzieła. Nie walący po mordzie postawioną na sztorc kosą, ale intensywny, mięsisty i gęsty, co jest dobrą informacją z dwóch powodów. Pierwszy powód jest taki, że "Nie-boska" to spektakl po prostu przepyszny, a bilety nań sprzedają się jak butelki Château Mouton Rothschild. Drugi powód obala chyba ostatecznie tezy niedowiarków, którzy wieszczyli wyczerpanie się formuły teatru StrzępDemu. Żadne promyki nadziei w tej materii nie przebijają się jednak przez ich ciężkie, deszczowe chmury. Sorry, taki mamy klimat.

Ale wróćmy do bohaterów spektaklu. Każdy to oddzielna historia. Leonard/Przechrzta (grający ostatnio w każdym spektaklu tak samo Radomir Rospondek) to - delikatnie mówiąc - rozczarowany rzeczywistością Birkut z Wajdowego "Człowieka z marmuru". Jego zakrwawione i obandażowane dłonie to żywy dowód na zaangażowanie w rewolucję, która miała przynieść lepsze, a skończyła się tym, że jego córka Przechrzta/Cepelia Winy (świetna Marta Ojrzyńska) skończyła pracując na kserokopiarce. Oto wasz awans społeczny! - krzyczą twórcy spektaklu. Bo prawda jest taka, że żadnego awansu nie ma i nie będzie. Arystokracja dogada się zawsze z bogaczami, a klasa robotnicza zostanie tam, gdzie była. Krasiński koniec końców dealuje z Rotschildem, co widać jak na dłoni w scenie sprzedaży parceli.

Krasińskiego Strzępka z Demirskim potraktowali z czułością. Walą za to w lubością w Rotschilda/Wilka z Wall Street, który jest uosobieniem zła wszelkiego. Jest znienawidzony nie dlatego, że jest Żydem (Żydziskiem ohydnym!), ale dlatego, że jest kapitalistycznym krwiopijcą, bo antysemityzm to nie jest problem rasowy/narodowościowy, ale klasowy. Gdyby nie było klas, nie byłoby antysemityzmu, a gdyby Rotschild był biedakiem to wylądowałby w piecu, ale nie był, więc Holocaust go nie dosięgnął. A poza tym, mili państwo, dajmy już spokój z tą Zagładą i antysemityzmem. To tematy już zgrane. Ile można o tych Żydach? Co z Palestyńczykami? Cała ta konstrukcja ma akurat niewiele wspólnego i z historią, i z teraźniejszością. Pieniądze rzadko kiedy ratowały przed pójściem do gazu. W krematoriach lądowała biedota i bogate Żydówki zwożone na śmierć w drogich futrach i perłowych naszyjnikach. I co ma wspólnego zajmowanie się relacjami polsko-żydowskimi z Palestyńczykami? Czy jedno wyklucza drugie? Bardzo to wszystko naciągane i irytujące, ale rozumiem, że chodziło o to, by tak przypieprzyć, żeby wszystkim kapcie pospadały. To znaczy, przepraszam, mycki.

"Nie-boska" jest, mimo wspomnianych wątpliwości, wielkim teatralnym świętem. Siedząc na widowni najcudowniejszej sceny w Polsce (kiedyś zwanej kameralną, dzisiaj #kolonią) oglądamy spektakl, jak za dawnych dobrych czasów Starego. Wspaniały tekst, wspaniała reżyseria, wspaniali aktorzy. Boże, jacy wspaniali! A to dzisiaj w Polsce zjawisko tak rzadkie, jak wysłuchane modlitwy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji