Artykuły

Mniej Piękna Helena

"Piękna Helena" Jacquesa Offenbacha w reż. Rudolfa Zioły w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Paweł Dybicz w Przeglądzie.

Klasyczne operetki coraz rzadziej pojawiają się na polskich scenach, z tym większym zaciekawieniem oczekiwano krakowskiej inscenizacji "Pięknej Heleny". Niestety, miłośnicy gatunku będą zawiedzeni. Operetka jest sztuką, w której tempo (muzyki i dialogów) ma największe znaczenie. Tutaj dialogi dtużyzny tempo zabijają, powodują, że traci nawet muzyka Offenbacha, która wydaje się wepchnięta na siłę między trzynastozgłoskowce, bo takim tekstem za sprawą librecisty mówią postacie. A są nimi nasi nuworysze wypoczywający gdzieś pod palmami, którzy urozmaicają sobie pobyt zabawianiem się w bohaterów "Iliady". Kiepskie dialogi to wina Krzysztofa Czeczota, ale nie mniejsza reżysera Rudolfa Zioły, który nie ograniczył dłużyzn, a przecież mógł. To, co zepsuli librecista i reżyser, w niemałym stopniu naprawili soliści z Andrzejem Lampertem (Parys) i Moniką Lendzion (Helena) na czele. Dobrą decyzją było też obsadzenie Moniki Korybalskiej w roli Orestesa. Ale nie tylko ich trzeba dostrzec. Widzowie docenią scenografię i kostiumy, słowa pochwały należą się także choreografowi, bo ruch sceniczny jest mocną stroną tego nierównego spektaklu. "Piękna Helena" w oryginale była satyrą na elity Napoleona III. Czeczot nie poszedł tym tropem, a szkoda, bo zgrabna satyra na nasze elity w połączeniu z muzyką Offenbacha byłaby nie mniej porywająca niż ta sprzed 150 lat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji