Trudna próba sceny
WIELOKROTNIE już stwierdzano, że niełatwo jest stworzyć z dobrej powieści dobrą sztukę teatralną. Co więcej, im lepsza powieść, tym trudność ta jest większa. Konflikty podbudowane w powieści komentarzem intelektualnym, psychologicznym, obyczajowym - w akcji scenicznej jak gdyby się obnażają, występują na plan pierwszy i spychają w głąb owo drugie dno, niezbędne w wartościowej powieści. Dlatego trzeba wyjątkowego talentu jakiegoś Piscatora, by z powieści zrobić to, co uczynił z "Wojną i pokojem" - znakomity spektakl.
Wszystkie te twierdzenia sprawdziły się raz jeszcze na przedstawieniu sztuki "Will Stark" (All the King's Men) będącej adaptacją głośnej, znanej i w Polsce powieści amerykańskiego autora R. P. Warrena "Gubernator".Powieść przerabiał na scenę sam autor. Zdawałoby się, że to powinno by ją uratować od niebezpieczeństw wykolejenia. Ale autor, świetny prozaik nie mógł również uniknąć owych uproszczeń i wyjaskrawień, jakie daje utwór dramatyczny w stosunku do prozaicznego. Nie uniknął też niebezpieczeństwa obnażania konfliktów i oto jesteśmy świadkami dziwnego zjawiska. Gdy poruszane w powieści zagadnienia, obrośnięte w rozważania psychologiczne, a nade wszystko podbudowane porywającym nas tłem obyczajowym, zajmują czytelnika do żywego - wyłuskane w całej swej nagości na scenie okazują się dla nas nieistotne. Walka o władzę przy pomocy wszystkich chwytów niżej pasa: szantażu, przekupstwa, wykorzystywmia kobiet, powtarzająca się w ciągu całego toku akcji, przestaje nas interesować i ogarnia nas nawet pewne zniecierpliwienie. Są tam oczywiście i sprawy ludzkie, jak miłość pani Burden do sędziego Irwina, czy śmierć Toma Starka, ale nad wszystkim góruje ów łańcuch brudnych sprawek, rozgrywek politycznych i finansowych, w których biorą udział ludzie bez czci i wiary, a dwaj uczciwi, zabłąkani w tę gromadę, giną śmiercią samobójczą.
Jeżeli mimo te wszystkie zastrzeżenia, odnajdujemy w spektaklu pewne wartości, to zawdzięczać to należy wykonawcom, nawet wbrew reżyserii, która nie dążyła do skondensowania akcji.
Wśród wykonawców bowiem jest parę znakomitych, a jedna nie pospolita wprost kreacja. Tą ostatnią jest rola gubernatora Willa Starka grana przez Jana Świderskiego w sposób taki, że postać tego idącego po trupach karierowicza "mocnego" człowieka, dla którego nie ma żadnych trudności i który świat i ludzi widzi wyłącznie tak, jak ich chce widzieć - nie prędko zostanie przez widza zapomniana. Ale i tutaj najmocniej wyryje się w pamiąci ludzka, oczyszczona z businessów strona Starka, gdyż na pewno nie jest przypadkiem że Świderski najwspanialej zagrał scenę w szpitalu w czasie śmierci syna Starka Toma. Świderski jest, jak wiadomo aktorem tysiąca szczegółów, które składają się na wrażenia widza i obserwowanie tych elementów tworzących w sumie całą wyrazistą sylwetkę - to dla rozmiłowanych w teatrze duża przyjemność. Obok Świderskiego Edmund Fetting w roli dziennikarza Jacka Burdena stworzył wyrazistą sylwetkę uczciwego człowieka, będącego pod czarem Starka i wplątanego w jego brudne sprawy. I on miał wiele scen wspaniale zagranych, a ta, w której dowiaduje się tajemnicy swego pochodzenia, trafiony w samo serce wiadomością o tym że zabił własnego ojca - wprost rewelacyjna. Zaraz po tych dwu naczelnych niejako kreacjach należy wymienić malutką parozdaniowa role Freya zagraną przez Aleksandra Dzwonkowskiego. Ale jak zagraną! To trzeba koniecznie zobaczyć. Z dużym umiarem i można nawet powiedzieć taktem zapowiadał wszystkie brudne sprawy Stanisław Wyszyński figurujący w afiszu jako "Profesor, albo Ktoś niepozbawiony ironii". Umiał tę ironię w sposób spokojny i z podkładem intelektualnym wypunktować. Jego ciche dyskusje z Jackiem Burdenem były chwilami odpoczynku dla widza. Amerykańskim spekulantem trochę z komiksów był Janusz Paluszkiewicz w roli następcy gubernatora Starka jego rywala za życia Tiny Duffy. Z dużym spokojem i godnością zagrał rolą pozytywnego sędziego Irwina Bolesław Płotnicki, a drugim uczciwym w tej zgrai przestępców był Józef Duriasz w roli niesłownego leka rza Stantona, któremu w końcu pozostała tylko rola zabójcy i samobójcy. Wojciech Pokora przybrał postać przysłowiowego gangstera "rewolwerowca", Jarosław Skulski wystąpił w roli kanciarza Larsena.
Aktorki nie miały wiele pola do popisu w tej sztuce. Każda z ich ról była raczej rozbudowanym epizodem. Łagodnie rzewny epizod przypadł w udziale Krystynie Ciechomskiej w roli Lucy. Tragiczny epizod w roli matki Burdena przypadł Helenie Bystrzanowskiej, miłosny - ślicznej Katarzynie Łaniewskiej(w roli Anny Stanton),"wampowato" - mściwy Halinie Dobrowolskiej(sekretarka Starka Sadie Burkę).
Dekoracje do tego widowiska rozmieszczone na paru kondygnacjach zgodnie z założeniem adaptacji były proste i celowe. Przekład oddaje wszystkie odcienie bogatego dialogu Warrena.
*
Widz opuszcza więc teatr z mieszanymi uczuciami: mocnej krytyki samego utworu dramatycznego i podziwu dla jego, niektórych zwłaszcza wykonawców.