Artykuły

Z TEATRÓW STOLICY - 0, świecie, świecie...

PASOWANIE na "zawodowego" reżysera JERZEGO MARKUSZEWSKIEGO, znanego nam dobrze i z dobrej strony z STS, odbyło się w bardzo trud­nym do wykonania zadaniu. Do egzaminacyjnego warsztatu reży­serskiego, dokonanego pod opie­ką prof. Korzeniewskiego i po­kazanego w Sali Prób Teatru Dra­matycznego wybrano "MEDEĘ" EURYPIDESA. Od świata wiel­kiej tragedii greckiej, którą zre­sztą zwykle traktuje się jako jednolitą całość, zapominając, że między Ajschylosem a Eurypide­sem różnice jakościowe istnieją nie mniejsze niż np. między Szekspirem a Ibsenem - od świata tego dzieli nas zapora długich wieków i odmienność fi­lozofii życiowej. To sprawia, że patrząc na te tragedie na scenie uznajemy w pełni ich historycz­ną rangę arcydzieł, ale - jeżeli mówimy szczerze z ręką na ser­cu - traktujemy je jako bardzo szanowny zabytek literacki i... nudzimy się, a w każdym ra­zie pozostajemy obojętni. Jeżeli zaś na przedstawieniu "Medei" w Teatrze Dramatycznym nie czujemy się jak w muzeum, jeżeli od pierwszych do ostatnich słów uwaga nasza jest pilnie za­jęta, jeżeli na widowni panuje przez cały czas cisza, jak ma­kiem posiał bez kaszlu (mimo grypy) i bez skrzypienia krzeseł i jeżeli istotny sens tragedii jakoś do nas przemawia i porusza nas - to znaczy, że Markuszewski... zdał egzamin, w dosłownym i przenośnym tego zwrotu znacze­niu i zbliżył do współczesności dzieło sprzed 25 wieków. Co prawda Eurypides formal­nie jest bardzo bliski tak mod­nemu dziś teatrowi epickiemu. Zapowiadające i opowiadające prologi i epilogi, relacje posłów, monologi będące nie wyraża­niem uczuć, ale ich analizą i motywacją, marginesowe liryczno-refleksyjne wypowiedzi chó­ru niby "songi" brechtowskie - oto elementy tego epickiego tea­tru. Elementy te przy wszelkiej myśli o unowocześnieniu Eurypi­desa tak się narzucają, że bar­dzo chwali się Markuszewskiemu, iż nie uległ łatwej pokusie naśladownictwa stylu Brechta i nie zrobił z "Medei" tragedii za trzy grosze. Młody reżyser po­trafił epicką nowoczesność po­łączyć z aurą antyku. W prowa­dzeniu aktorów wyraziło się to z jednej strony hieratycznością i surowośoią gestów, z drugiej - ruchliwością sceniczną i przy­bieraniem póz bliskich naszym czasom. Również w scenografii ANDRZEJA SADOWSKIEGO no­woczesność nie psuła klasycyz­mu, ale bo też abstrakcję odna­leźć można w gruncie rzeczy w sztuce wszystkich czasów.

UNOWOCZEŚNIONY też został w "Medei" tekst podany w "transkrypcji" - jak to zostało nazwane w programie - STANISŁAWA DYGATA płynną pro­zą na ogół bez prozaizmów. Tych,których razić mogą pew­ne trywialne wyrażenia można zapewnić, że są one i u Eurypi­desa stanowiąc jeden z elemen­tów realizmu, czy naturalizmu w porównaniu z jego poprzedni­kami. Zacytowane po grecku trzy fragmenty chóru,których ofiarnie wyuczył się WOJCIECH SIEMION,przypominają słucha­czowi smak oryginału, melodię wiersza greckiego dodającą ca­łości tyle poezji. Poza tym Markuszewski - czy też Dygat, bo nie wiadomo czyja to była akcja - obszedł się z tekstem oględnie mówiąc - bardzo swo­bodnie. Poobcinał go bezlitośnie, poprzestawiał,powykreślał nie­które postacie i sceny, chór sprowadził do jednej osoby. Mam nadzieje,że niczego nie dopisał, chociaż nie dałbym za to głowy. Można się na to oburzać, ale zapewne dzięki temu ta "Medea" była w całości do słuchania i oglądania,a jej sens jasno dochodził do widza. Jaki to sens? "Medeę" w greckiej literaturze dramatycznej można zaliczyć do sztuk obyczajowych, mieszczań­skich jak byśmy mogli powie­dzieć. Coś jak nasze tzn. nowo­żytne sztuki mieszczańskie, z końca XIX wieku, w każdym razie Eurypides sprowadził tra­gedię na ziemię z zaświatów i do ludzi od półbogów. Mitycz­nych bohaterów obniżył i "odbrązowił". Bohaterski w mito­logii Jazon jest w "Medei" nik­czemnym tchórzem, podłym ka­rierowiczem i oportunistą. GU­STAW LUTKIEWICZ w przedsta­wieniu warszawskim dobrze to wyraził, choć może o jeden ton przesadził w charakterystyczności. Z punktu widzenia obyczajo­wego można więc powiedzieć, że "Medea" jest sztuką o b. bo­haterach, którzy stall się nie­wiernymi mężami, rzucając swe żony, którym wiele zawdzięczali i biorąc sobie nowe, od których jeszcze więcej oczekują. Przy tym w życiu na co dzień okazu­ją się ludźmi bez śladu dawne­go bohaterstwa. Oczywiście pro­blemem tym - cokolwiek byś­my mogli powiedzieć o jego ak­tualności - "Medea" nie zdoła­łaby nas zainteresować. Ale jest w niej inne, głębsze tło. Medea jest opętana nienawiścią, nie z powodu zazdrości o niewiernego męża, ale z poczucia krzywdy, jaką jej wyrządził, poniżając ją, odbierając jej godność i skazu­jąc na wygnanie. Na nikczemność Jazona odpowiada straszli­wą zbrodnią, morduje jego no­wą żonę i swoje własne z nim dzieci. Obydwoje wtrąceni zo­stają na dno rozpaczy, obydwo­je są okrutni i zaślepieni, wplą­tani w sieć nikczemności i zbrodni popełnianych przez lu­dzi na ludziach, stanowiących normalny porządek, czy też nie­porządek świata. Gorzka apo­strofa: "O świecie, świecie..." u Sofoklesa mówiła o tragicznej ślepocie losu, czy historii ska­zującej świat i ludzi na tragicz­ne zmagania. Ta sama apostro­fa u Eurypidesa zwraca się do ludzi, którzy sami ten świat sprowadzają do tragicznych zma­gań, nienawiści i zbrodni, czy­niąc szczęście ludzkie złudą i fikcją. Taki więc obraz życia rysował się już 25 wieków przed nami. O, świecie, świecie...

HALINA MIKOŁAJSKA zagrała Medeę bardzo pięknie, skupiona bardziej w rozpaczy niż w sile nienawiści, dyskret­na w grze i w operowaniu gło­sem, przejmująca w bólu i od­pychająca w zbrodni. Przypo­mniała, że jest aktorką o wiel­kim talencie. Ładnie wypowie­dział krótką kwestię Kreona JÓ­ZEF PARA. Elżbieta Czyżewska zagrała Chór zamieniony w Niespokojną Dziewczynę lepiej niż poprawnie, LUDWIK PAK, Posłańca - poprawnie, a JERZY ADAMCZAK - Egeusza - mniej niż poprawnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji