Artykuły

Nie bądź koniem. Nie daj się zajeździć

"Spowiedź masochisty" w reż. Anny Turowiec w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Płocki teatr ma nowe, świetne przedstawienie. Już kolejne! Po refleksyjnym i metafizycznym "Boże mój!" przyszła czas na obrazoburczą, cyniczną i jak najbardziej współczesną "Spowiedź masochisty".

W niedzielny wieczór spełniło się moje marzenie - płocki teatr powiedział coś ważnego o naszym tu i teraz. Obnażył brzydką stronę naszej codzienności. Dostrzegł, że jego publiczność może i lubi się czasem wzruszyć, ale ma także - obcięty etat, śmieciową umowę o pracę i niepłatne nadgodziny. A wszystko dzięki swej najnowszej premierze, "Spowiedzi masochisty".

"Spowiedź" to takie zwierciadło, w którym przegląda się nasza rzeczywistość. Zwierciadło jest nieco krzywe, dlatego zamiast "zwykłego" głównego bohatera, mamy tu Pana M., masochistę, który odczuwa przyjemność, gdy się go poniża i zadaje mu ból.

Szuka więc tego bólu - w domach publicznych, w klubach BDSM, ba, nawet wymachując flagą na manifestacjach anarchistów (może choć policjanci pałą przyłożą?) albo zgrywając homoseksualistę na koncertach skinów (bo może... no wiadomo). Niestety jednak, panie lekkich obyczajów, panowie w lateksowych kostiumach, antyglobaliści, nawet kibole-narodowcy nie spełniają jego marzeń o totalnym poniżeniu.

Absolutnym dnem - czyli rajem dla pana M. - okazuje się dopiero środowisko zakładu pracy. Firma. Bohater sztuki postanawia być koniem, zakłada sobie na szyję chomąto i daje na sobie jeździć (w sensie dosłownym także). Zatrudnia się na sześciu etatach, rzecz jasna żadnym pełnym, bo wszędzie dostaje tylko trzy czwarte. Haruje jednak jak na pełnych, a nawet jak za dwóch czy trzech, za śmieszne pieniądze. Nie ma czasu na życie, na sen, na cokolwiek. Sam podrzuca zarządom co lepsze pomysły - pensje można przecież obciąć jeszcze bardziej. Albo najlepiej wszystkich zwolnić i kazać im założyć własne działalności gospodarcze. A potem zatrudnić na umowy o dzieło, bez płacenia składek i podatków. Związki zawodowe - storpedować. Będą się czegoś domagać? Postraszyć kryzysem. "Cały sklep twoją mordą wytrę" - drze się jeden z szefów Siedmiokropki, sklepu, w którym Pan M. jeździ na mopie. A ten drży z rozkoszy...

Pełnię zadowolenia osiąga jednak, gdy zostaje wysyłany do Singapuru na olimpiadę zasobów ludzkich. Konkurencje? Trzy doby w szczurzej norze (zawodnicy z Europy Zachodniej odpadli od razu), potem obsługa kasy w supermarkecie, 24 godziny na dobę, bez picia i ubikacji. Potem kopalnia, zaraz później - utylizacja toksycznych odpadów, gołymi rękami, bo narzędzia drogie. Wreszcie - przyszywanie kieszonek do bluz pewnej firmy z boginią zwycięstwa na nazwie, ich szwaczki strajkują, niech zobaczą, że można szyć 23 godziny... Kto wygra zawody? Nasz Pan M. czy przedstawiciel Chin? I jaka będzie nagroda?

Tego nie zdradzimy. Zastanówmy się zamiast tego wspólnie - czy Pan M. faktycznie jest zboczeńcem? Skrajnością, wynaturzeniem, marginesem? Już na początku sztuki M. tłumaczy przecież, że bez pokory w naszym świecie ani rusz. Do nauki trzeba podchodzić z pokorą, i do Boga, i do papieża, i do szefa. Do autorytetów. Bez pokory autorytety nie są autorytetami - przekonuje nasz bohater, ściągając pokornie spodnie i wypinając się jak do chłosty. Mówi jeszcze, zwracając się do widowni: - Nie wstydźcie się. Jest nas więcej...

Całą tę historię, świetne, cyniczne spojrzenie na to, co wyprawia z nami rynek pracy, zawdzięczamy Romanowi Sikorze, niezwykle sympatycznemu Czechowi (przyjechał na niedzielną premierę "Spowiedzi "), który sztuką tą w swym kraju wywołał wielki skandal. Naszym południowym sąsiadom nie spodobało się np., że główny bohater tarza się po ziemi z rozkoszy przy przemówieniu ministra finansów (konkretnym, autentycznym wystąpieniu) dotyczącym cięć budżetowych na wydatki socjalne (bo szpitale są śmiertelnie przeinwestowane i nikt nie chce być chyba drugą Grecją).

Słowa uznania należą się także Annie Turowiec, reżyserce z Warszawy, dla której "Spowiedź" była przedstawieniem dyplomowym. Za scenę z końską uprzężą, w której mota się główny bohater albo to szaleństwo, kiedy olimpiada ludzkich zasobów zmienia się w rewię ze schodami i piórami. Także za komentarze z offu, które sprawiają, że wszystko staje się komiksowe, i za umiejętne prowadzenie widza od śmiechu do grozy.

Wspaniałe są także kostiumy - szczególnie te z kręgu BDSM, sugestywne, choć nie wulgarne - autorstwa Joanny Walisiak-Jankowskiej (odpowiedzialnej także za scenografię). I muzyka Wiktora Stokowskiego - w spektaklu aktorzy śpiewają naprawdę superpiosenki (nie mogę zdecydować się, czy bardziej podobał mi się utwór "Każdy może być zboczeńcem", czy może "Dorwij burżuja, burżuj to szuja". Chociaż ta "Bij pedała" też wpadała w ucho).

A aktorzy... Wszyscy, bez wyjątku wszyscy byli świetni. Mariusz Pogonowski jako Pan M., Marek Walczak jako jego mistrz Yoda, Piotr Bała - wspaniały i jako sadystyczny szef i jako minister (scena jego przemówienia będzie odtąd moją ulubioną). Katarzyna Anzorge, czyli Laura Domina, której kwestionariusz dla klienta robiła firma audytowa. Bogumił Karbowski i Sebastian Ryś - dla mnie najlepsi byli, gdy tańczyli pogo we flayersach.

Na zakończenie dodam, że w niedzielę i ja odczuwałam, jeśli nie dreszcze rozkoszy, to pewnie zadowolenie. Bo w pierwszych rzędach "Spowiedź masochisty" oglądali przedstawiciele naszej władzy...

Kolejne "Spowiedzi" oglądać można 27 i 28 lutego, choć szybciej dostaniecie bilety na 1, 12 i 13 marca (cena 30 i 20 zł). Zawsze o godz. 19.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji