Artykuły

Sito wygrał z Szekspirem

Florian Sobieniowski uparł się kiedyś, że będzie żył z Shawa. Jego przekłady sztuk G. B. S. były humorystycznie nieporadne, ale teatry musiały z nich korzystać; Shaw dał Sobieniowskiemu prawa.

Wszystko wskazuje na to, że z Szek­spira z kolei postanowił żyć Jerzy S. Sito. Szczęściem praw mu chyba nieboszczyk nie odstąpił.

Jerzy S. Sito do własnych prze­kładów dołącza rozprawki, w któ­rych zaznajamia nas ze swoją meto­dą i techniką translatorską. Wyznaje np. "Bawiło mnie, iż dług zaciągnię­ty u Szekspira przez Mickiewicza, Słowackiego, Wyspiańskiego każę im spłacać szczerozłotą monetą". Na miejscu Sity ja bym się tak nie ba­wił. Ja bym trochę popracował. Nie tylko nad przekładami, również nad stylistyką własnych rozprawek. Bo wyznaje oto Sito: "Stosowałem nie rzadko męski spadek na końcu fra­zy, tnący kadencje wiersza jak ude­rzenie toporem. Starałem się docho­wać wierności obrazom i metafo­rom, nie gubiąc z pola widzenia za­sadniczego ich tonu. Jest to ekspe­ryment dość śmiały, w polszczyźnie nie stosowany". Cóż tu, u paralusza, uznaje Sito za swój śmiały ekspery­ment? "dochowanie wierności obra­zom" czy "nie gubienie tonu" - bo nie rozumiem. Chyba, że idzie mu o ów topór. Tu się zgadzam. Nowy przekład "Makbeta" jest istotnie to­porny. I zgadzam się, gdy Sito twierdzi, że "nie przeinacza Szek­spira, nie wzbogaca jego obrazowa­nia". Istotnie, nie wzbogaca, zuboża. Kryształ szekspirowskiego słowa po­brzękuje fajansem:

"Czemu to Makbet ściąga brwi,

co mu się marzy? o czym śni?" ("Makbet", spolszczył J. S. Sito)

...i to ma być szczere złoto? Mic­kiewicz dług tu spłaca? Słowacki? czy raczej pospolita Częstochowa?

"Predzej, prędzej! Skończmy z tym!

Parska kocioł, bucha dym!"

("Makbet", spolszczył J. S. Sito)

Sito zaparskał Hanuszkiewiczowi cały spektakl. Z wodnistej piany słów z trudnością jedynie wydobyć można zarys myśli inscenizatora. A wydaje się być ona interesująca: groźna bajka o umarłym dawno świecie, w którym wiedźmy prze­mieniały prostaczków w bohaterów, a oni do tego nie dorośli i musieli przegrywać życie. Takiego właśnie Makbeta, co gest ma prostacki, szor­stkie odruchy, a w krzyku jedyną obronę przed niebezpieczeństwem gra Wojciech Pszoniak. Jest to Mak­bet zjedermaniony. Wiedźmy akurat na niego wskazały złym palcem, więc musi zabijać i grzeszyć, ale się potwornie boi. Kiedy koronę na przaśny łeb wsadzi, to nawet się cieszyć sobą potrafi, ale tu od razu nadcho­dzą go zwidy, więc łeb chowa żonie w podołek. Zofia Kucówna również jest Makbetową zwyczajną. Pragnie władzy, ale gdyby ją zapytać "po co", pewnie by nie wiedziała. I obłąkanie przyjmuje z ulgą; bo to skuteczny sposób na wyrwanie się z kręgu czarów. Notabene właśnie scena obłąkania jest najbardziej po­etyckim fragmentem spektaklu, ze wzruszającą prostotą rozegranym przez Kucównę.

W "Makbecie" Hanuszkiewicza nie dźwięczy tragizm, wywietrzał zapach krwi, została ta groźna bajka o lu­dziach, co się dali omamić. Świat wisi nad nimi czernią nadwęglonych bierwion, jakimi zabudował ściany sceny Marian Kołodziej: świat pora­ża ich uszy złowrogim skowytem to­nów, które w syczące złością forta połączył Maciej Małecki. Wśród tych syczeń i czerni miota się stado lu­dzików. I właściwie wszyscy są jednakowo bezsilni. Makbet, Banko, Malcolm, Mordercy. Rządzi nimi chora wyobraźnia wiedźm, a wiedź, mami rządzi czarna, okrutna Hekate. Szkoda, naprawdę szkoda, że je­szcze nad Hekate stoi na laskonogich szczudłach spolszczyciel Szek­spira, Jerzy S. Sito.

" Nie tnij Szekspira, Sito, toporkiem,

Odwiedzaj ZAIKS z kieską, nie z

workiem". ("Kupiec wenecki", spolszczył W. Filler)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji