Człowiek wśród nosorożców
NAJPIERW jest tylko jeden. Pokasuje się w niedzielę,kiedy ludzie są bądź w kościele,bądź w kawiarni. I na razie to jest tylko małomiasteczkowa sensacja. Ot,temat do rozmów: azjatycki czy afrykański. Nosorożców jednak stale przybywa. Już nie jeden,lecz całe stado. Już nie stukot kopyt,lecz tętent. Już nie pomruk,lecz ryk... Ale to nie wszystko Więcej. Gorzej. W nosorożców zamieniają się niektórzy ludzie. Nosorożec - urzędnik przychodzi pod biuro i burzy zupełnie jego ustalony porządek. W nosorożca zamienia się najlepszy przyjaciel skromnego urzędniczyny Berengera - Jan. Przemiana dokonuje się na Jego oczach. Jan przemieniony wykrzykuje: precz z etyka,precz z humanizmem. Tylko Berenger nie poddaje się. Nie podda się zresztą do końca,mimo iż nosorożcami staja się stopniowo wszyscy jego znajomi i koledzy z biura,nawet i dziewczyna. Jedni wybrali skórę nosorożca dla korzyści,bo to wygodniej żyć kiedy i władze są nosorożcami. Drudzy dla przyjemności z przekonań, przeświadczeni,że nosorożec to wyższa forma życia. Inni wreszcie z głupoty,na zasadzie działania zbiorowej psychozy.
Całe wreszcie miasteczko jest zielone. Tętent galopujących nosorożców powinien - przypominać tak dobrze znany z czasów okupacji stukot podkutych butów wybijających rytm marsza. W ich ryku powinien być jakiś gardłowy krzyk hitlerowski. Ich maski powinny przypominać hełmy hitlerowskie. Ich kostiumy nosorożcowe - mundury feldgrau. Czy już się domyślacie o co chodzi? Oczywiście proces faszyzacji,któremu nie poddaje się tu jedyny człowiek,skupiający w sobie wszystkie siły woli, charakteru wszystkie swe wartości humanistyczne. Nosorożec to swoista alegoria ideologii faszystowskiej. I rzecz może się dziać albo w niemieckim miasteczku z czasów hitleryzmu, albo w jakimś współczesnym z wiadomej części Niemiec. Tak to właśnie pomyślał klasyczny już dziś mistrz awangardy francuskiej - Eugene Ionesco w swej głośnej,wystawianej obecnie w warszawskim Dramatycznym,sztuce "Nosorożec", pokazując w niej inną zupełnie twarz,niepodobną do twarzy Ionesco z mocno niezrozumiałych "Krzeseł". Pomysł na wskroś absurdalny szczepił na temacie bardzo realistycznym,wpisał w określony kontekst historyczny i choć oficjalnie odżegnuje się od polityki w teatrze,napisał sztukę prawdziwie polityczną. A w teatrze?... Dokonano rzeczy zaiste dziwnej. Uparto się by zrobić Ionesce na przekór i pomyślano inaczej. Ionesco - realistyczny,politykujący? Nie do wiary. Nie pasuje. Trzeba go za wszelką cenę odrealnić. I upodobnić do Ionesco tamtego. I tak też zrobiono. Przedstawienie wyprane zostało z wszelkich aluzji i realiów hitlerowskich. Zawisło w próżni. Nie otrzymaliśmy ani sztuki politycznej,ani makabrycznej groteski. Nawet Berenger Jana Świderskiego (na zdjęciu) niedostatecznie tutaj wzrusza. W tej sytuacji jest to bowiem baśniowa,trochę nadrealistyczna opowieść o dziejach pewnej obłędnej i dziwacznej psychozy zbiorowej. O wielu głupcach i jednym rozsądnym człowieku. Czyżby chodziło tylko o pochwałę rozumu? To też oczywiście wiele. Ale jednak stanowczo za mało.