Artykuły

Everyman gdański w stroju biblijnym

Dziś będzie mowa o pisarzu, którego nie znamy i o dziele, którego jeszcze nie znamy. Po­znamy je dopiero wieczo­rem: gdański "Everyman" - "Tragedia o Bogaczu y Łazarzu" - wchodzi dziś, po raz pierwszy od napisania w roku 1643, na scenę teatru. Słyszałem już trochę muzyki Henryka Jabłońskiego do "Tragedii", wiem, że jest piękna, dużo rozmawiałem ze świetnym Marianem Koło­dziejem, autorem scenogra­fii: jeśli równie pięknie pra­cowali reżyser Tadeusz Minc, choreograf Janina Jarzynówna, i aktorzy wresz­cie, i jeśli na koniec dyrek­tor Biliczak stworzył wszy­stkim najlepsze warunki - wtedy wieczorna prapremie­ra gdańskiej przypowieści barokowej wejdzie może do historii naszego i całego polskiego teatru. Czy tak się stanie rzeczywiście - napi­szą za kilka dni recenzenci teatralni, my zajmijmy się tu samym dziełem.

Pełny jego tytuł brzmi: "Tragedia o Bogaczu y Łazarzu z Pisma świętego wyjęta y nowo wierszem opisana Polskim Iaśnie wielmożne­mu senatowi Gdańskiemu de dicowana y przypisana in honorem Roku 1643 Miesią­ca Stycznia Dnia 22". Rzecz, zgodnie z modą baroku i wcześniejszymi praktykami średniowiecznych i renesansowych moralitetów, została zaczerpnięta z mitologii bi­blijnej (później uogólnionej w motywie dramatycznym ,,Everymana" - "Każdego", w moralitecie o przemia­nach dobra i zła i o walce dobra ze złem). W powojen­nej tradycji teatru polskie­go inicjatywę gdańską wy­przedzają cztery insceniza­cje Kazimierza Dejmka - po dwie "Żywota Józefa" Reja oraz "Historyi o chwaleb­nym zmartwychwstaniu" Mikołaja z Wilkowiecka.

Penetracja ludzi teatru w literaturze staropolskiej jest procesem, którego skutków artystycznych i społecznych nie sposób nie docenić. My­ślę tu przede wszystkim o aktywnym, żywym unaocz­nieniu szerokiej widowni bogactwa kultury narodowej, która jest i dawniejsza od dziejów sceny narodowej, i zwłaszcza rozleglejsza, niż nam się wydaje. Charakte­rystyczne również, że dopie­ro gdańskie wystawienie "Tragedii" (opracowanej z rękopisu, który zachował się w bibliotece PAN) postawi wiele mówiącą kropkę nad wcześniejszymi praca­mi Dejmka. Rej z "Żywota Józefa" tkwił na pograni­czu renesansu i średniowie­cza, Mikołaj w "Historyi" cały znów był w renesansie, obaj podejmowali wątki staro- i nowotestamentowe, aktualizując je bardzo tylko ogólnie.

Wszystko, co np. w "Żywocie Józefa" (pomijam język i świadomość autora) brzmiało wprost po polsku i odnosiło się do polskich spraw, pochodziło z ingerencji reżysera, było więc wstawką do dzieła. Tymczasem (młodszy oczywiście o jakie sto lat od Reja) nieznany autor gdańskiej "Trage­dii" uczynił widoczny krok w przód: trzymał się jesz­cze obowiązującej konwen­cji, która kazała sięgać po motyw mitologiczny, ale przydał mu też tak wiele autentycznie narodowych i lokalnych barw, że polskość dzieła zaświadczyła się nie tylko językiem oryginału. Mówiły o niej również zda­rzenia, imiona postaci z interludiów, ich charaktery, zindywidualizowane sposoby wyrażania się itp.

Czytelnicy moi sami to zresztą ocenią, gdy np. posłu­chają z widowni uroczego, łacińsko - polsko - niemiec­kiego slangu gdańskiego klechy Jandrasa, albo gdy przyjrzą się postaci i działa­niom Kaszuby Sobieraja.

Świadomość, że rzecz cała powstała w pierwszej poło­wie XVII wieku, kiedy to - wedle np. redaktorów "Unser Danzig" polski Gdańsk wcale nie istniał - doda tej konfrontacji specjalnego uroku...

A swoją drogą - kim mógł być anonimowy autor "Tragedii"? Bo z tekstu dzieła nie wynika, że był nieuczonym amatorem: tkwiąc jeszcze organicznie w formacji renesansowej znał prze­cie wymogi nowej kultury baroku, pisał ozdobne tyra­dy, pełne wykrętasów stylu, przywoływał w inwokacjach i cytatach Jowisza i Junonę, ba! znał mechanikę sceny barokowej, skoro wymagał od aktorów, by ulatywali w po­wietrze, bądź by zapadali się pod ziemię... Uczęszczał więc do teatrów? Oglądał operę włoską?... Był światowcem, a przy tym miał jednak tę nowoczesną naówczas świa­domość, która kazała mu łączyć stary, uniwersalny wą­tek Łazarza i Bogacza z re­aliami swego czasu, kraju i obyczaju.

Autor uczonych prac o dawnym teatrze gdańskim, Tadeusz Witczak, przypuszcza, że autorem "Tragedii" mogli być zarówno nauczyciel, teo­log i wierszopis gdański Jan Guliński, jak też muzyk i pisarz niedzielny, Marcin Gremboszewski. Oczywiście - z równym powodzeniem mógł nim być także ktoś trzeci, zupełnie nieznany, ktoś, kto jednak rozdarł prowincjonalne ramki i stwo­rzył dzieło poważne, znaczące. Witam je tu - w 325 lat od postawienia ostatniej kropki w rękopisie i błagam dyrektora Jabłońskiego z "Wydawnictwa Morskiego", a także Marię Kowalewską miłą, aby wydali "Tragedię" co rychlej, pięknie ilumino­waną.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji