Artykuły

Czy pieśń ujdzie cało? Polskie Nagrania sprzedane lisowi

- Będziemy stali na straży polskiej kultury - zadeklarował... No właśnie kto? Prezydent Rzeczypospolitej? Pani premier? Marszałek Sejmu? Ministra kultury i dziedzictwa narodowego? Przewodnicząca sejmowej komisji kultury i środków masowego przekazu? Dyrektor Biblioteki Narodowej? Prezes Telewizji Polskiej? No może chociaż ojciec dyrektor toruńskiej rozgłośni? Nie zgadliście - pisze Maciej Nowak w Gazecie Wyborczej.

Straż u boku kultury narodowej zaciągnął Piotr Kabaj, dyrektor generalny Warner Music Poland. Ten warszawski przyczółek światowego potentata muzycznego kilka dni temu kupił liczący 40 tysięcy piosenek i innych utworów katalog Polskich Nagrań, państwowej firmy, która od 1956 roku produkowała i nagrywała większość dźwięczących nam w uszach rodzimych melodii. "Małgośka", "Powrócisz tu", "Pod papugami", "Jesteś lekiem na całe zło", "Cała sala śpiewa z nami", "Jeszcze tam się żagiel bieli", "Eurydyki", "Już nie ma dzikich plaż"... Ta lista nie ma końca i nie wystarczyłoby całej dzisiejszej "Gazety Wyborczej" na jej opublikowanie. Santor, Rodowicz, Połomski, Niemen et consortes zostali sprzedani w przetargu upadłościowym Polskich Nagrań za 8 mln zł. I jeszcze 100 tys.

Z perspektywy obywatela przytłoczonego spłatami kredytów mieszkaniowych i zagrożonego utratą pracy to kwota niewyobrażalna, ale dla globalnego gracza niezauważalna. W internecie Warner Music Poland chełpi się: "Gdy ma się środki, można inwestować. Warner Bros Records stopniowo zaczęła przejmować mniejszych graczy". Polskie Nagrania to niewątpliwie gracz mniejszy, w skali światowej w ogóle się nieliczący. Nie dziw zatem, że skąpe informacje o transakcji ukazały się w dalszych, gospodarczych kolumnach dzienników, a Warner Music Poland nawet nie zająknął się o tym na swojej stronie WWW. Sfery artystyczne zajęły się sprawą przelotnie jako weekendową ekscytacją w portalach społecznościowych. Ministerstwo Kultury nie zabrało głosu.

Nie, nie zamierzam wzywać do żadnej krucjaty. Dobrze wiem, jak żałośnie brzmią zawodzenia kulturalnych ciotek. My tę wojnę przegraliśmy już dawno i na własne życzenie. Oj, krasnoludki, źle bawiliśmy się. Najpierw, jeszcze w latach 70., na dysydenckim konwersatorium Stefana Bratkowskiego "Doświadczenie i przyszłość" pojawiła się idea samowystarczalności kultury. Później, w lutym 1990 r., wicepremier Leszek Balcerowicz podczas spotkania Komitetu Porozumiewawczego Środowisk Twórczych i Towarzystw Naukowych powiedział wprost: "Kultura i nauka muszą utrzymywać się same". W chwilę później prezydent Lech Wałęsa doprecyzował: "Państwu artystom już dziękujemy, teraz oprzemy się na technokracji". A Andrzej Łapicki, prezes Związku Artystów Scen Polskich, dodał, że artystom "nic się nie należy". W to graj było wszystkim spoconym facetom w pogoni za władzą. Nareszcie mogli wyzwolić się z ponurych oków kulturalnych udręk. Niech sztuką rządzi niewidzialna ręka rynku, a nie polonistki z nieogolonymi nogami! No to rządzi.

Czy skup przez światowe korporacje lokalnych dóbr kultury jest zagrożeniem? Nie musi być, ale może. Kilka lat temu ze scen polskich teatrów zniknął Kubuś Puchatek. Co się stało? Najsłynniejszy miś świata został zaaresztowany przez The Walt Disney Company, która kupiła prawa autorskie do jego postaci i nie udostępnia ich nikomu. Czy istnieje podobne ryzyko w odniesieniu do polskiej piosenki? Nie wiem, ale gdy przyjrzeć się ofercie Warner Music Poland gołym okiem, widać, że firma skupia się na sprzedaży katalogu światowego z bardzo, bardzo nielicznymi utworami polskimi. Powierzenie jej dorobku XX-wiecznej polskiej rozrywki to zaiste oddawanie kurnika w zarząd spółdzielni lisów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji