Artykuły

Egzorcysta i inkwizytor z radzieckim mandatem

Adam Wierzbicki, radny PIS, pracowicie buduje stos, na którym spłonąć ma heretycki legnicki teatr. Z ogniem w oczach i wiarą na ustach nasz inkwizytor dowiódł, że tam mieści się mroczne "źródło zła" - pisze Grzegorz Żurawiński w portalu lca.pl.

Kolejne polana do ogniska, które ma upodobnić legnicki Rynek w roku 2015 do rzymskiego Campo di Fiori z roku 1600, na którym spalono heretyka Giordano Bruno, radny - znany od lat z egzorcyzmowania i wypędzania diabła z legnickich placówek kultury - dorzucił w rozmowie dla lokalnej telewizji. Poszło, po raz kolejny, o teatralny "Spisek smoleński" Lecha Raczaka, który w grudniu ub. roku Jacek Głomb zaprosił gościnnie na legnickie deski.

"Taka sztuka nie jest w Legnicy do zaakceptowania" - grzmiał z ekranu radny, bo "obraża pamięć ofiar i uczucia religijne". Nie widziałem radnego Wierzbickiego na wypełnionej w nadkomplecie (mimo znacznie droższych niż zwykle biletów) widowni tego przedstawienia, która nagrodziła artystów wielominutowymi oklaskami. "Nie trzeba oglądać, by wiedzieć, co jest złe" - przekonywał jednak z uporem radny. Był w tym zabójczo konsekwentny dowodząc, że ludzie jego formatu, pełni głębokiej wiary i twardych przekonań, nie muszą doświadczyć, by wiedzieć.

Nie mam najmniejszych szans, by dyskutować o sztuce Raczaka z radnym Adamem Wierzbickim. Jest między nami fundamentalna różnica, bo ja widziałem, doświadczyłem, przeżyłem. Dlatego wiem, że przedstawienie nie obraża ani pamięci ofiar lotniczej katastrofy, ani niczyich uczuć religijnych. Choć jest to bezspornie sztuka obrazoburcza. Jednak wyłącznie dla tych, którzy cynicznie i dla własnych politycznych korzyści tworzą kolejne spiskowe teorie lotniczej tragedii o boleśnie banalnych przyczynach. Przedstawienie może zatem urażać wyznawców "religii smoleńskiej", choć mam uzasadnione wątpliwości, czy w tym przypadku mamy do czynienia z religią, czy z sekciarskim bluźnierstwem instrumentalnie i politycznie posługującym się znakiem krzyża.

Jednak legnicki radny wie o przedstawieniu, którego nie widział, zdecydowanie więcej ode mnie. Wie więcej, bo wystarczyły mu cytaty z - konstruującej kolejne wersje zamachu na prezydencki samolot - Gazety Polskiej, która - plotąc bzdury - bezpardonowo atakowała i szkalowała poznańskie przedstawienie Lecha Raczaka. Najwyraźniej teksty tej gazety są dla radnego Wierzbickiego i jego sojuszników nieomal religijnym objawieniem prawdy absolutnej, niepodważalnych dogmatów, których nie zawierają nawet strony Pisma Świętego.

Sztuka Raczaka ma w sobie coś z upiornej, czasami bolesnej, a czasami śmiesznej groteski. Jest jak zwierciadło, w którym możemy się przejrzeć. Czy jednak winą lustra jest to, że odbicie nie zawsze jest piękne, szlachetne i wzniosłe, że bywa pokraczne, śmieszne, czasami obrzydliwe, a w efekcie nieprzyjemne? Radny, w czym nie jest odosobniony, wyraźnie myli sztukę i jej społeczne funkcje z miłą, lekką i łatwą rozrywką łechcącą i usypiającą odbiorców. Od grudnia i kuriozalnej rezolucji legnickich radnych, którzy - podobnie jak Adam Wierzbicki - także nie widzieli "Spisku smoleńskiego" i również przeciwko sztuce protestowali, wiem już, że antyintelektualny obskurantyzm, którego cechą jest traktowanie ludzi w kategoriach nierozumnej, ciemnej masy, ma w moim mieście nowych wyznawców. Głównie w rządzącej elicie oportunistów, którzy przegłosują każą bzdurę, byle po korzystnym dla siebie kursie wymiany.

W telewizyjnej rozmowie radny nie ukrywał satysfakcji, że teatr, jako rozpoznane i bezsporne "źródło zła", został ukarany przez rządzących miastem odmową dotacji, która umożliwiłaby podniesienie wynagrodzeń pracowników. Mimo to, odetchnąłem z ulgą. Publicznej egzekucji jeszcze nie uchwalono. Giordano Bruno, który postulował, by "umysł w swoim poszukiwaniu prawdy był wolny i nieskrępowany" miał zdecydowanie gorzej - spłonął na stosie, jego prochy wsypano do Tybru, a księgi (aż do połowy ubiegłego wieku!) objęto kościelną cenzurą. Brak podwyżki, egzorcyzmy i straszenie piekielnym ogniem jakoś przetrzymam. Być może za kilkaset lat zostanę nawet zrehabilitowany. Nie doczeka tego zapewne wycofany z użycia staropolski przymiotnik "radziecki" (znaczący onegdaj tyle, co "należący do rady", "złożony z radnych"), którego świadomie użyłem w tytule. Nie tylko dla słownej zabawy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji