Za mało formy w Kameralnym
"Upadkiem Cochulaina" - trzema jednoaktówkami Williama Butlera Yeatsa rozpoczął się w minioną sobotę w Teatrze Kameralnym festiwal "Świat Literacki". "Przy źródle jastrzębia", "Na wybrzeżu Bailego" i "Śmierć Cochulaina" nie były wcześniej wystawiane w Polsce. W.B. Yeats, jeden z czołowych poetów angielskich XX wieku, w 1923 r. za całokształt twórczości otrzymał Nagrodę Nobla. Postać Cochulaina towarzyszyła Yeatsowi przez prawie 40 lat - od 1904 do 1939 r., roku śmierci poety. Cochulain, bohater legend irlandzkich, to symbol człowieka, współczesnego Everymana. Przeznaczenie zmusza go do zabicia własnego syna.
W spektaklu jest dużo treści (za sprawą Yeatsa), niestety brakuje formy. Scenografia jest niemal ascetyczna. Na scenie nagie drzewa, suche liście, wrak łodzi, na koniec pal, obok którego umiera Cochulain. Większość kostiumów jest w czarnym kolorze. Przedstawieniu brakuje życia. Aktorzy nie rozmawiają ze sobą, wygłaszają tylko kwestie. Często ustawiają się w obrazy patrząc, jak ich koledzy mówią swoje partie tekstu. Muzyka nie współgra z tym, co dzieje się na scenie. Niezamierzony efekt komiczny wywołują aktorzy biegający po bokach sceny, przedstawiających skały. Czy w spektaklu jest jakiś mocny punkt? Interesującą rolę Młodzieńca, syna Cochulaina, stworzył Dariusz Kurzelewski. Jest najbardziej przekonujący ze wszystkich aktorów.
Występują także: Dariusz Biskupski w roli tytułowej, Anna Nehrebecka, Hanna Stankówna, Bogdan Potocki i inni. Przedstawienie wyreżyserował Paweł Wodziński (także autor scenografii), absolwent wydziału reżyserii PWST w Warszawie w 1993 r.