Artykuły

Teatr gorący, teatr zaangażowany

Może w świetle najnowszych wydarzeń politycznych na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, w obliczu dążeń islamskich fundamentalistów - dobrze, że Olivier Py powraca do idei teatru politycznego, zaangażowanego, gorącego społecznie, teatru, który zabiera głos w sprawach ważnych - o festiwalu teatralnym w Awinionie pisze Katarzyna Flader-Rzeszowska.

"Awinion to jest wspólna myśl, która powraca w lipcu, pytanie, jak być zaangażowanym politycznie poprzez poezję, filozofię i teatr. Wykorzystujemy teatr, żeby uczyć się życia razem" - deklaruje Olivier Py, dyrektor festiwalu.

Wieloletnią praktyką Festiwalu Teatralnego w Awinionie jest nie tylko zapoznawanie publiczności z nowymi nurtami artystycznymi Europy i świata, ale także - a raczej przede wszystkim - zwracanie uwagi na jakiś ważny problem społeczny czy dziejący się na naszych oczach proces kulturowy. O tym, co staje się tematem przewodnim kolejnej edycji, jak dotąd decydował w dużej mierze wybierany co roku artysta stowarzyszony - twórca współpracujący z zarządzającymi festiwalem. Tegoroczna edycja rozpoczęła nowy etap przeglądu. Skończyła się kadencja dyrekcji i tym samym zrezygnowano z funkcji artysty stowarzyszonego. Z pewnością dlatego, że nowy dyrektor to zarazem ważny francuski twórca. Olivier Py - poeta, dramatopisarz, aktor, reżyser, piosenkarz jest drugim artystą (pierwszym był założyciel festiwalu - Jean Vilar), który objął kierownictwo nad awiniońskim przeglądem. Jego dotychczasowe działania wskazują na mocne angażowanie się twórcy w sprawy polityczne i społeczne. Py głośno wypowiada się zarówno publicznie, jak i poprzez sztukę na tematy palące i aktualne. Z Ariane Mnouchkine zabrał głos przeciw oblężeniu Sarajewa, wspierał imigrantów pozbawionych dokumentów, przyjął w Teatrze Odeon syryjskich uchodźców. Nurtują go dwa ważne tematy, które porusza w sztuce, a które dla wielu się wykluczają: to religia katolicka (sam jest katolikiem) i miłość homoseksualna (jest gejem). Ważnym twórcą pozostaje dla niego Jean Vilar, któremu podczas sześćdziesiątej edycji festiwalu złożył hołd, wystawiając na dziedzińcu Pałacu Papieży spektakl "L'Enigme Vilar" (w tym roku nie raz odwoływał się do Vilarowskiej idei teatru powszechnego).

Awiniońska publiczność poznała Py wcześniej. W 1995 roku jako trzydziestoletni artysta zaprezentował na festiwalu dwudziestoczterogodzinny (!) cykl spektakli. W roku 2007 został dyrektorem narodowego Teatru Odeon - ważnej dla kultury i historii Francji sceny. Jak już zaznaczałam, interesuje go teatr, który zadaje pytanie, co znaczy dziś być homo politicus. Dla szerzenia swojej idei Py wykorzystał - wprawdzie nie jubileuszowy, ale symboliczny - numer edycji festiwalu. Było to bowiem sześćdziesiąte ósme spotkanie teatralne, które w założeniu nowego dyrektora nawiązywać miało do roku 1968. Py - jak przyznawał w jednym z prasowych wywiadów - zafascynowany jest majowymi wydarzeniami, społeczną odwagą, inicjatywą oraz relacjami, które powstały wówczas między ludźmi sztuki a młodzieżą akademicką (Teatr Odeon był miejscem protestów artystów i studentów). W przekonaniu nowego dyrektora walka o idee 1968 roku jeszcze się nie zakończyła.

Jak zatem przedstawiał się program tegorocznego festiwalu? Wybrane na przegląd spektakle miały pokazywać przede wszystkim teatr ludzi młodych, odnosić się do spraw polityczno-społecznych, poruszać problemy współczesnych barier i ograniczeń, z jakimi spotykamy się w codziennym życiu. Wśród reżyserów było aż dwudziestu pięciu artystów, którzy nie ukończyli 35 lat. Py zaprosił inscenizatorów wyrosłych z różnych kultur, rozwijających różne tradycje artystyczne. Twórcy z Rumuni (spektakl Solitaritate), solidaryzujący się z Ukraińcami poprzez ustawione przed wejściem do teatru tablice, pokazali, co znaczy żyć w kraju nowej demokracji, w kraju rozwijającej się gospodarki wolnorynkowej. Chilijczycy w "La imaginación del futuro" z dużą dawką czarnego humoru przedstawili kulisy działań sztabu fachowców od marketingu politycznego, którzy przygotowywali prezydenta Salvadora Allende do ostatniego publicznego wystąpienia (Allende został obalony w wyniku zamachu stanu Pinocheta).

"Matter" Julie Nioche

Pośród obejrzanych przeze mnie propozycji można też wskazać na przedstawienia odwołujące się do bardziej uniwersalnych problemów społeczno-politycznych, które, bez względu na położenie geograficzne czy ustrój, dotykają większości z nas. Jednym z nich był spektakl "Matter", zaliczany do teatru tańca (a raczej ruchu). Jego autorka Julie Nioche interesuje się zarówno choreografią, jak i osteopatią - metodą leczenia zaliczaną do medycyny niekonwencjonalnej, uznającej zależność między ciałem, psychiką i umysłem, traktującej organizm ludzki jako całość. Spektakl "Matter", wznowiony na potrzeby awiniońskiego festiwalu, wykonywany jest przez cztery tancerki wychowane w różnych kulturach. Choreografce zależało, by czuły one związek sztuki z aspektami społecznymi i politycznymi macierzystego kraju. Choć wielu określa ten spektakl mianem feministycznego, to jednak Nioche ucieka od takiej etykiety. "Matter" zdecydowanie bardziej pyta o świadomość w tworzeniu własnej tożsamości niż o samą tożsamość feministyczną".

Historia zaprezentowana przez każdą z wykonawczyń była bardzo podobna. Spektakl składał się z etiud poszczególnych tancerek. Każda z kobiet ubierana była na oczach publiczności w białą papierową suknię ograniczającą ruch, pozbawiającą swobody, narzucającą sposób poruszania się. Kostiumy z jednej strony przypominały pośmiertne całuny, z drugiej zaś komunijne, ślubne czy wizytowe suknie. Miały wskazywać na archetypy kobiet: dziewicy, żony, matki (tytuł spektaklu nawiązywał zarówno do słowa "matka", jak i "materia"). Stanowiły rodzaj narzucanej formy, często znienawidzonej, bo mocno ograniczającej. Ruchy tancerek próbujących zedrzeć ubrania przypominały epileptyczne ataki czy konwulsyjne drgawki. Każda z sukien wykonana została z innego rodzaju papieru, który w kontakcie z wylewaną na scenę brudną, błotnistą wodą odmiennie się zachowywał. Suknie z jednej strony były chroniącym przed zewnętrznością pancerzem, z drugiej zaś obręczą nie pozwalającą na pełną swobodę.

Kobiety, choć znajdowały się w jednej przestrzeni, nie wchodziły ze sobą w żadne relacje. Tworzyły swój własny samotny świat. Dopiero po zrzuceniu sukien rozpoczynały wspólny taniec. Czyżby uwolnienie z ograniczeń społecznych, kulturowych, politycznych paradoksalnie dawało szansę na stworzenie wspólnoty? Zasadnicze pytania, jakie stawiała Julie Nioche, brzmią: jak doświadczać wolności w sobie? jak być razem, nie tracąc jednak własnej autonomii?

"I Am" Lemiego Ponifasia

"Wspólnota" to pojęcie niezwykle istotne dla Lemiego Ponifasia - pochodzącego z polinezyjskiej wyspy Samoa choreografa i założyciela teatru MAU (nazwa oznacza uroczyste zaświadczanie prawdy lub rewolucję). Tworzenie wspólnoty żywych z umarłymi, ale też wspólnoty z "innymi" jest - według tego twórcy - naczelnym zadaniem teatru. Dlatego Ponifasio do swojego spektaklu prezentowanego na dziedzińcu Pałacu Papieży obok aktorów z Nowej Zelandii zaprosił nieprofesjonalistów - mieszkańców Awinionu. Punktem wyjścia do pracy nad przedstawieniem stała się setna rocznica wybuchu I wojny światowej. Ponifasio chciał oddać hołd bezimiennym ofiarom, a zarazem wyrazić swój stosunek do przemocy i konfliktów w czasach, gdy wojna stała się telewizyjną rozrywką.

Tytuł spektaklu jest wielowymiarowy. Przywołuje biblijne słowa Chrystusa, który wielokrotnie do swych uczniów mówił "Ja jestem" ("[] jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich" J 8, 24), nawiązuje też do wykorzystywanych w przedstawieniu plastycznych prac wybitnego artysty nowozelandzkiego Colina McCahona. Ale to także rodzaj prowokacji, którą kieruje w stronę widza inscenizator, każąc każdemu z osobna odpowiedzieć na pytanie: kim naprawdę jestem? Ponieważ otaczająca nas kultura prowadzi do homogenizacji myśli, Ponifasio zachęca, byśmy na swój własny sposób i według własnego światopoglądu dokończyli frazę - ja jestem

Dzieło choreografa, opisywane w przewodniku festiwalowym jako forma łącząca teatr i taniec (Ponifasio sięgnął po "HamletMaszynę" Müllera i słuchowisko radiowe Artauda "Pour en finir avec le jugement de dieu"), jest w równej mierze spektaklem ruchu, plastyki, słowa, poezji, mieści się na pograniczu teatru i rytuału (wykorzystano modlitwy i inkantacje maoryskie, wysp Samoa i Kiribati). Olbrzymia przestrzeń dziedzińca Pałacu Papieży robiła przygnębiające wrażenie. Na jej tle człowiek wydawał się tylko niewiele znaczącym trybem w machinie bezwzględnej i krwawej historii. Dowodziła tego już pierwsza scena, kiedy to pochylone postaci w czerni pchały przed sobą skrzynie przypominające trumny. Czy byli to jeszcze żywi, czy już umarli? Cały spektakl utrzymany został w kolorystyce bieli, czerni i czerwieni, ze zdecydowaną przewagą czerni. Symboliczne trzy barwy najmocniej zagrały w scenie pojawienia się kobiety w białej przezroczystej sukni - Ofelii Müllera (zagrała ją Nina Arsenault - performerka powszechnie znana za sprawą ponad sześćdziesięciu operacji plastycznych). To "Ofelia, której nie chciała rzeka. Kobieta na stryczku, kobieta z przeciętymi żyłami", która "wychodzi na ulicę odziana w swoją krew". Wszystkie postaci powolnym tempem podchodziły w jej stronę, z nienawiścią opluwały ją czerwoną cieczą, a następnie rzucały na nią, jak na ciało umarłego, białe kwiaty. Ktoś wkładał jej pod ramię karabin, ktoś wpychał do ust czerwony kwiat. Ofelia Ponifasia stawała się symbolem wszystkich niewinnych i nieznanych ofiar, można było zobaczyć w niej też figurę wyszydzanego i opluwanego Chrystusa. Większość rozgrywanych w bardzo powolnym tempie scen działa się na tle wielkiego czarnego ekranu ograniczającego przestrzeń gry, kojarzącego się z murem, pod którym rozstrzeliwuje się ofiary. Dopiero w ostatnich obrazach ściana pochylała się i stawała rodzajem platformy, otwierała szeroką przestrzeń, gdzie składano krzyżową ofiarę (jedna z piękniejszych scen spektaklu).

Monumentalne mury pałacu posłużyły też samoańskiemu reżyserowi jako ekran do projekcji dzieł McCahona. Ponifasio odwołał się do dwóch obrazów nowozelandzkiego twórcy: "Victory over death 2" (Triumf nad śmiercią 2) - kluczowej pracy plastycznej artysty, w której naniesione na czarne tło białe litery tworzą poetycki tekst o poszukiwaniu własnej tożsamości, o strachu przed śmiercią. McCahona nurtują głównie pytania natury teologicznej. Centralnym motywem artysta uczynił napisane wersalikami biblijne słowa "I Am" ("Ja jestem"). Z kolei dzieło "I applied my mind", wykorzystujące te same środki wyrazu, co "I Am" (białe odręczne litery na głębokim czarnym tle), opiera się na obszernym cytacie z siódmego i dziewiątego rozdziału Księgi Koheleta. Nie ma sprawiedliwego na świecie, który by zawsze postępował sprawiedliwie. Wszystko, co dzieje się w naszym życiu - zarówno dobrego, jak i złego - pochodzi od Boga. Warto więc być mądrym, by nie zatracić siebie. Takie było główne przesłanie płynące z wyświetlanego tekstu.

"Wyobraźnia i ciągłe przeczuwanie tego, czego tu nie ma, a co jest alternatywą, powoduje, że życie jest cudownym aktem" - przyznawał w jednym z wywiadów Ponifasio, dla którego teatr powinien dziać się na granicy polityki i mistyki. By osiągnąć ten cel, inscenizator posługuje się znanymi, wydawałoby się nawet - zużytymi symbolami (czerwień jako znak ofiary i przemocy, woda jako symbol oczyszczenia), ale udowadnia, że ich moc oddziaływania wciąż może być olbrzymia. Ponifasio komponuje sceny z takim wyczuciem formy, przestrzeni i barwy, z taką dbałością o rytm i tempo, że jego obrazy nie tylko potrafią przyciągać uwagę, poruszać, ale nade wszystko - posługując się określeniem Didi-Hubermana - spełniają funkcję rozdzierania, cięcia, które otwiera na nowe poznanie. Twórca grupy MAU przypomniał, że wojna to nie tyle porażka demokracji czy destrukcja systemu politycznego i gospodarczego, to przede wszystkim tragedia człowieczeństwa, które w walce o przetrwanie ulega zezwierzęceniu.

Może w świetle najnowszych wydarzeń politycznych na Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, w obliczu dążeń islamskich fundamentalistów - dobrze, że Olivier Py powraca do idei teatru politycznego, zaangażowanego, gorącego społecznie, teatru, który zabiera głos w sprawach ważnych. Oddziaływanie teatru jest nikłe wobec wszechobecnych mass mediów, ale czy oznacza to, że nie ma prawa - albo wręcz obowiązku - mówić?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji