Artykuły

Między patosem a śmiesznością (fragm.)

Wrocław żyje w atmosferze dość gruntownej przebudowy życia kulturalnego, a w tym także życia artystycznego. Ostatnie bowiem lata nie przyniosły sztuce jakichś wybitniejszych sukcesów. Nad wrocławskimi teatrami zawisł cień eklektyzmu i bylejakości. "Raport o stanie kultury na Dolnym Śląsku" ujawnił dramatyczne zaniedbania w wielu sferach życia artystycznego. Dyskusje o teatrze w klubie "Odrodzenie" przyniosły nowe krytyczne akcenty. Coraz powszechniej zaczyna panować przekonanie, że Wrocław przeżywa ostry kryzys w kulturze, jeśli już tylko na tym gruncie stoimy. Nic więc dziwnego, że mieszkańcy Dolnego Śląska czekali z nadzieją na 22 Festiwal Polskich Sztuk Współczesnych.

Festiwal naturalnie nie mógł przynieść rewe­lacji, ponieważ trudno o takie rewelacje na scenach. Mógł natomiast zaprzeczyć coraz bardziej ponurym podejrzeniom, że teatr nie od­powiada na bolące i nieraz tragiczne problemy codzienności. Taka odpowiedź właściwie nie padła, choć kilka sztuk, każda na swój spo­sób, korespondowało, jak to się mówi, ze współ­czesnością. Trudno jednak było zauważyć jakąś wyraźniejszą linię estetyczną, światopoglądową, czy wręcz ideologiczną.

W Festiwalu miało wziąć udział 10. sztuk współczesnych. Zagrano jednak tylko 7. Festi­wal został bowiem przerwany w związku z ża­łobą narodową. Nie obejrzeliśmy więc Hanny Krall "Relacji", J. Żurka "Po Hamlecie" oraz przedstawienia "Wszystkie spektakle zarezerwo­wane" - montażu tekstów poetyckich tzw. Nowej Fali.

Czy 7 sztuk festiwalowych może oddawać du­cha teatru polskiego? A może są to po pro­stu przypadkowe, nie mające nic ze sobą wspól­nego, obrazy sceniczne, nie komponujące się w żadnym nadrzędnym porządku?

Pewnie tak, bo spójrzmy. Z jednej strony jest Jerzy Sito ze sztuką "Polonez", przywiezio­ną przez warszawski Teatr Ateneum, a z dru­giej strony - leciutka, ni to komedyjka, ni to parodia teatralna, sztuka J. Janczarskiego "Um­rzeć ze śmiechu". W pierwszym przypadku pa­tos, podniosły ton, powaga dramatyczna, w dru­gim - klimat zabawy, dość taniego humoru i meandrów myślowych. Albo: groteska Mrożka "Vatzlav" Teatru Nowego z Łodzi i "Pustaki" Edwarda Redlińskiego, przywiezione przez Teatr im. Jaracza z Łodzi. Zupełnie różne estetyki, zu­pełnie odmienne klimaty, absolutnie sprzecz­na stylistyka. I tak dalej, i tak dalej. Można to uznać za przejaw bogactwa i różnorodności gatunku, ale można też doszukiwać się w tym rozpadu wyraźniejszych do niedawna linii repertuarowych naszych teatrów, a także zakłócenia norm i zasad poetyki scenicznej.

Spektakl Sity w reżyserii Warmińskiego trzeba rozpatrywać w kategoriach napięć emocjonal­nych, jakie on niesie. "Polonez", będąc spek­taklem o naturze historycznej, ogniskuje uwagę na dramatycznej sytuacji Polaków, stojących nad przepaścią własnego losu. Trudno dyskutować walory literackie tekstu, bowiem mieszczą się one w zakorzenionej tradycji teatru konwencjo­nalnego, rządzącego się tradycyjną logiką dra­maturgiczną, nie roszczącego pretensji do od­krywczych formuł. Spektakl natomiast przy­niósł kilka pięknych i udanych krea­cji. Warto było obejrzeć świetną Alek­sandrę Śląską, jako Katarzynę II, dostojną, a równocześnie kapryśną, dumną, a równocześ­nie kobiecą. Towarzyszyła jej zresztą grupa świetnych aktorów, że wymienię tylko Jerzego Kamasa, Jana Świderskiego, Czesława Wołłejkę, Ignacego Machowskiego, Jana Kociniaka. Tak więc dramat Sity miał znakomitą obsadę. Wysłuchany został w należnym skupieniu, do­starczając niemało przemyśleń i refleksji naro­dowych. Po takim wysokim tonie trzeba było jednak szybko zejść do poetyki groteski i ostrych deformacji postaci. Rachunek sumienia, jaki przedstawił rodakom Sito, musiał się spotkać już następnego dnia z dalekimi aluzjami i skojarzeniami teatru Mrożka.

Z powyższego przeglądu wynika, że zarówno w stylistyce, jak i ideach, niemal każde przed­stawienie rysowało swój własny program, a każ­dy reżyser sugerował odmienne kierunki rozwoju teatru, a jeśli nie teatru, to przynajmniej architektury przedstawienia. No cóż, festiwal się skończył. Nagrody zostały rozdane, ale trapiąca mnie myśl, że wciąż nie dostrzega się jasnych i wyraźnych punktów przebudowy teatru, że wciąż nie widać na scenach nowych sztuk dra­matycznych, że teatry ociągają się w prezento­waniu młodej i nowej dramaturgii polskiej, nie budzi optymizmu. Teatr wciąż żyje jakąś prze­szłością, mimo iż jest teatrem współczesnym. I dobrze, niech żyje. Tylko niech też śmielej sięga po nowe teksty, niech szybciej reaguje na nasz świat.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji