Artykuły

Drwina, satyra, ironia i głębsze znaczenie

Współczesność "Dużego jasnego" jest inna od współczesności "Konduktu" Drozdowskiego, od współczesności Mrożka, Różewicza, Grochowiaka, Iredyńskiego czy Herberta, choć przecież Abramow i Jarecki należą niewątpliwie do tego samego pokolenia dramatopisarzy co tamci. Jest bardziej tradycyjna, bardziej dosłowna. Przynajmniej pozornie. Zbudowana na scenie przez W. Siecińskiego budka z piwem oparta malowniczo o pałac ze skrzynek jest budką z piwem, niczym więcej. Kosiński w warszawskiej "Kartotece" umieścił ulicę w pokoju, obok łóżka stała latarnia uliczna, miasto było sypialnią, a pokój kawiarnią. Poetyka komedii Abramowa i Jareckiego podchwycona przez scenografa jest prostsza: smutne rudery małomiasteczkowe z pierwszego aktu, oklejone afiszami nawołującymi do radości, do krzepy i entuzjazmu, zamienią się w akcie trzecim w kolorowe "szklane domy", afisze zapraszają teraz już tylko do korzystania z usług "Lotu", zachęcają do odwiedzenia teatru Warmińskiego, gdzie grane jest właśnie "Duże jasne" Abramowa i Jareckiego, w reżyserii J. Markuszewskiego. Wiadomo od razu, co to będzie: komedia "w wielkim stylu" o epoce kombinezonów, budki z piwem i budowaniu pierwszych gigantów, i o epoce czarnych ubrań, skuterów, kawiarni i sytej stabilizacji. Dürrenmatt nie bez racji powtarza, że głównym powodem trudności przy pisaniu sztuk jest zanik jednej dramaturgii, która dostarczyłaby wzorów jednolitych dla scenopisarzy. W naszych czasach nie ma i nie było jednej dramaturgii, jednego stylu - mówi nasz niedawny gość. I, oczywiście, myli się. Zapomniał o polskim dramacie schematycznym, o którym nie mógł nie słyszeć. Powstały wtedy w ciągu kilku zaledwie sezonów dziesiątki bliźniaczo niemal do siebie podobnych sztuk, które - cokolwiek złego powiedziano o nich w przeszłości - tworzyły przecież zalążek jednolitej dramaturgii, były autentyczną propozycją polskiej komedii dell'arte, w której miejsce Arlekina, Pantalone, Subretki, Kapitana i Zakochanych zajęli wahający się inteligent, wróg-sabotażysta, sekretarz, chłop, stary spec, ksiądz, młody racjonalizator, i dzielna traktorzystka.

Dwa pierwsze akty "Dużego jasnego" są właśnie takim "schematycznym teatrem". Tyle, że potraktowane to wszystko jest niezbyt serio, właśnie na prawach figur z polskiej komedii dell' arte. Scenariusz "Dużego jasnego" jest schematyczny i antyschematyczny zarazem, powiela wiernie ów model dramatyczny i jednocześnie drwi ze złej literatury i fałszywych schematów, jest parodią literacką i STS-owską operą, ale jest także rejestrem satyrycznym cech dzisiejszego Polaka. Przypomnienie tamtej literatury jest oczywiście, pretekstem. Idzie o coś więcej. Schemat dramatu produkcyjnego awansuje nagle do rangi rekwizytu narodowego, staje się, obok Rejtana, obrony Częstochowy, Ślimaka z: "Placówki" Prusa i Kopca Kościuszki, szopką narodową, której autorzy nie chcą już poważnie traktować.

Akt trzeci nie jest wszakże parodią, ani nie ma tej jedności stylistycznej. Dzieje się współcześnie, w miasteczku pojawiły się neony, czupurni do niedawna mieszkańcy zgodnie kupują pralki, skutery, czarne ubrania, ektroluksy, nadszedł okres świętowania rocznic, wznoszenia pomników i jałowego konsumowania. Historia musi się zaokrąglić, gładkość tej orbisowsko - kawiarnianej cywilizacji rodzi nowoczesnego kołtuna, pluskwy mogą się zalęgnąć i w nowym tapczanie. To jest już grymas dydaktyczny, zamyka pozytywnie krąg drwiny, ale jest trochę z innej sztuki, albo po prostu znacznie gorzej zrobiony. Pointa końcowa rozrasta się nagle do wymiarów plakatu antydorobkiewiczowskiego. To, co przedtem miało prymitywny wdzięk studenckiej opery narodowej, staje się nagle topornym widowiskiem amatorskim.

Abramow i Jarecki płacą pełną cenę kosztów przeprowadzki do teatru profesjonalnego. Nie każdy pomysł i nie każdy dowcip ze scenki studenckiej sprawdza się w normalnym teatrze. Tam można się było wspólnie bawić, tutaj widownia czeka na rzeczy gotowe i dające się gładko, bez wysiłku przełknąć. Lubi dowcip, nie chwyta satyry. Inaczej niż na Świerczewskiego, gdzie "Duże, jasne" byłoby może mniej śmieszne, mniej mięsiste i konkretne, za to chyba o wiele szlachetniejsze. Na szczęście Jerzy Markuszewski, który wędrówkę od dobrego teatru studenckiego do dobrego teatru profesjonalnego odbył trochę wcześniej, miał godzić ambicje satyryczne autorów z komediowymi nawykami sceny i aktora profesjonalnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji