Artykuły

Wiecznie spełniająca się przepowiednia

"Nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!" w reż. Moniki Strzępki w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Agnieszka Kobroń na blogu Afisz Teatralny.

W mroku, pod przykryciem ciemności przemykają lęki. Na twarzach bohaterów maluje się strach. Nad scenografią unosi swąd wypalających uczyć. Aktorzy w skupieniu wypowiadają przeznaczone dla nich kwestie, a publiczność w równie wielkim skupieniu ogląda to, co dzieje się na scenie. Po raz kolejny Monika Strzępka i Paweł Demirski pokazali, że zgrany z nich duet. Trafili w sedno. Stworzyli spektakl wyjątkowy, innowacyjny, inny od wszystkich poprzednich utworów.

W Narodowym Starym Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej po raz ostatni rozległ się dźwięk dzwonka wzywający widzów na spektakl "Nie-boska komedia. WSZYSTKO POWIEM BOGU!". Wraz z tym dźwiękiem salę pokryła ciemność. To z niej wyłonił się Orcio (Juliusz Chrząstkowski) przedstawiając wizję świata przeszłego i przyszłego zarazem, nie pomijając przy tym okrutnych wydarzeń, jakie miały miejsce w Europie. Po czym znika w tej samej ciemności, z której się wyłonił, a oczom widzów ukazuje się niezwykła, w kolorze czerni i szarości scenografia (Michał Korchowiec). Pozbawiona barw, niosąca śmierć i melancholię. Konary drzew unoszą się nad głowami aktorów. Tylna ściana jak tafla wody ujawnia najstraszliwsze lęki bohaterów. Krzyk. Nieustanny krzyk. I lęk. Dominują, zasłaniają, budują. Postacie, charaktery, atmosferę. A pośrodku karuzela, która każdym swoim ruchem niesie upadek. Jesteśmy już w piekle? - ciśnie się na usta.

Dramat Zygmunta Krasińskiego "Nie-boska komedia" posłużył Monice Strzępce i Pawłowi Demirskiemu, jako pretekst to demaskacji współczesności. Obnażając ten korporacyjny, pozbawiony uczuć i pusty świat, w którym to właśnie kserokopiarka wyznacza szczyty ambicji. Rodzice pracujący na swoje dzieci, próbują realizować przez nie swoje marzenia. Bycie wielkim to pragnienie wszystkich. Ale to tylko ulotne uczucie, bo nikt z klasy niżej do elity nie dojdzie, burżuazja może być spokojna - rzuca Barbara Niechcic (Dorota Segda). Słowa te jak wiecznie spełniająca się przepowiednia, w której losy ludzi nie zmieniają się. To one wyznaczają granice, której nikt nie jest w stanie przekroczyć. Historia powtarza się, a tekst Krasińskiego, jako wizja prorocza staje się tego najlepszym przykładem. Przepowiednią na lata przyszłe, ciągle powielaną. Miał nadejść przecież czas wyzwolenia kobiet i Murzynów. Ale nie nadszedł, bo ciągle jest tak samo, z tymi samymi uprzedzeniami i lękami. Pstryknięciem aparatu bohaterowie mieszają się ze swoimi lękami i swoimi współczesnymi odpowiednikami. I niezależnie, jakie uczucie wybiorą to i tak dochodzą do prawdy najgorszej. Unicestwienia. Pozostawiając po sobie tylko ciemność, pustkę i pulsujące światło kserokopiarki.

Nie odwróciłam się ani na moment. I ani na moment nie poczułam znudzenia. Spektakl dogłębnie wnikał w umysł społeczeństwa odnajdując wśród spraw z natury zabawnych, rzeczy ważne. Na plan pierwszy wysuwając postawy Polaków wobec Żydów w czasach II Wojny Światowej i obrazy klasy wyższej, której władza od dawna chyli się ku upadkowi. A wszystko to otoczone fałszywą demokracją. Widniejący napis na ścianie, a dokładniej tekst Sary Kane "4:48 Psychosis" stał się punktem wyjścia całej sztuki. Słowa - "To ja zagazowałam Żydów, to ja wybiłam Kurdów, to ja spuściłam bomby na Arabów, to ja rżnęłam małe dzieci, gdy błagały o litość" [...] rozpoczęły opowieść pełną bólu i silnych emocji, gdzie śmierć staje się niezauważalna. Zabroniona jest wiara w sny i przeczucia. Wierzyć należy tylko w Boga, bo ateizm nie popłaca, wyszedł mody. Zastąpiono go natomiast okrucieństwem i zabójstwami, które są chlebem powszednim. Antysemityzm ujawnia się przez nienawiść i zazdrość. A żydom nakazuje śmiać się samym z siebie, żydzić jednym słowem. Doświadczenia przeszłe i liczne wojny nie nauczyły ludzi niczego. Najbardziej razi ta poprawność. Życiowa i polityczna. Wszystko ma być tak jak nakazano, jak ustalono. Nic więcej. Nic się nie liczy. To jest teraz demokracja. Jeszcze bardziej zamknięta, jeszcze bardziej obca. Niegdyś marzenie, a teraz to element niszczący od środka świat i społeczeństwo.

Ta romantyczno-współczesna mieszanka doznań duetu Strzępka-Demirski została nagrodzona owacjami na stojąco i gromkimi brawami, których końca nie było słychać. Słowa opiewające mistrzostwem, doskonałością i perfekcją niosły się po sali. Wszystko dopracowane było idealnie i współgrało idealnie. Wbiło mnie w fotel... z wrażenia. Jak zahipnotyzowana wsłuchiwałam się w każde słowo padające ze sceny. Aktorzy zagrali mistrzowsko. Wykazali się niemałym doświadczeniem, precyzją i profesjonalizmem. Oglądało się ich z wielką przyjemnością i przestać oglądać nie chciało. Nie było kogoś, kto wybijał się bardziej i kogoś, kto gasł w blasku innych. W tej sztuce każdy aktor zasługiwał na słowa uznania, przede wszystkim za inteligentną i w pełni świadomą grę. Ja chylę czoło przed każdym z osobna. Bo to, co zaserwowali mnie i całej reszcie widzów powaliło na kolana. W takich rolach jak te zawsze chciałoby się oglądać: Małgorzatę Zawadzką, Dorotę Segdę, Martę Nieradkiewicz, Dorotę Pomykałę, Marcina Czarnika, Małgorzatę Hajewską-Krzysztofik, Juliusza Chrząstowskiego, Michała Majnicza, Adama Nawojczyka, Martę Ojrzyńską, Szymona Czackiego, Annę Radwan-Gancarczyk, Radomira Rospondka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji