Artykuły

Masłowska w wersji filmowej

Na ekrany kin wchodzi "Między nami dobrze jest" - film Grzegorza Jarzyny według sztuki Doroty Masłowskiej. Czy będzie miał taką siłę rażenia jak głośny spektakl z TR Warszawa?

Sztukę "Między nami dobrze jest" Dorota Masłowska napisała na zamówienie TR Warszawa. Spektakl w reżyserii Grzegorza Jarzyny, grany od sześciu sezonów na scenie przy Marszałkowskiej, stał się teatralnym hitem Warszawy. W piątek na ekrany kin wchodzi film "Między nami dobrze jest". To druga po "2007: Macbeth" filmowa koprodukcja TR Warszawa i Narodowego Instytutu Audiowizualnego. Pierwsze pokazy przedpremierowe filmu odbyły się w ramach ubiegłorocznej edycji MFF T-Mobile Nowe Horyzonty oraz Festiwalu Filmowego w Gdyni. W filmie występują aktorzy ze spektaklu, m.in. Danuta Szaflarska, Adam Woronowicz, Roma Gąsiorowska, Maria Maj, Magdalena Kuta, Rafał Maćkowiak oraz Aleksandra Popławska jako Mała Metalowa Dziewczynka.

Rozmowa z Aleksandrą Popławską, aktorką

Dorota Wyżyńska: "Między nami dobrze jest" to spektakl grany w TR Warszawa już od sześciu sezonów, przy pełnej widowni, przyjmowany entuzjastycznie. Jak powstawał ten teatralny hit? Mieliście świadomość, że będzie miał taką siłę rażenia?

Aleksandra Popławska: Do ostatniej próby i pierwszego pokazu w Niemczech [odbył się w Berlinie w marcu 2009 roku - przyp. red.] nie mieliśmy pewności, czy to zadziała, jak zostanie odebrany tekst, który jest świetny, genialny, ale trudny. Przygotowania do premiery odbywały się w zawrotnym tempie, czasu było niewiele. Obawialiśmy się reakcji w Niemczech, ale okazało się, że przedstawienie zostało tam przyjęte zdecydowanie lepiej niż początkowo w Polsce, bo pierwsze recenzje w kraju, np. w "Gazecie Wyborczej", były chłodne, a nawet krytyczne.

Po tych kilku latach grania nie ma wątpliwości, że to prawdziwy hit. To taka farsa teatru TR. Widzom podoba się ten rodzaj dowcipu, język Masłowskiej, ale i sama realizacja. Na brak zainteresowania nie możemy narzekać, bilety na spektakl sprzedają się znakomicie. Cieszą reakcje widzów. Myślę, że nie bez znaczenia jest też to, że i my, aktorzy, mamy z grania tego spektaklu jakiś niezwykły fun.

Przedstawienie cały czas dojrzewa, zmienia się, wchłania w siebie to, co przez ostatnie lata wydarzyło się w Polsce. Inaczej brzmią dziś pewne kwestie. Kiedy tekst powstawał, papieżem był Benedykt XVI. Masłowska napisała: "papież nie został Polakiem, tylko Niemcem". Śmialiśmy się w spektaklu z "Kaczorów...". Potem wydarzyła się tragedia narodowa i inaczej zabrzmiał tekst wypowiadany przez Adama Woronowicza o samolotach, które spadają.

Nasze postaci też rodziły się przez wiele miesięcy, długo po premierze. Na początku jako Mała Metalowa Dziewczynka nie mogłam utrzymać się na butach kółkach, trudno było złapać równowagę, tak samo niepewnie czułam się w mojej postaci.

Mała Metalowa Dziewczynka ma buty na kółkach, mundurek i blond warkocze. Trudno było zbudować tę postać?

- Nigdy bym siebie w tej roli nie obsadziła. Zresztą na samym początku miałam grać inną postać. Do dzisiaj nie zadałam Grześkowi Jarzynie pytania, dlaczego mnie wybrał na Małą Metalową Dziewczynkę. To jest właśnie jego nieprzewidywalna intuicja. Na pewno jest to moja ukochana rola. Ale zmierzenie się z tymi warkoczykami i blond włosami nie było dla mnie od początku takie oczywiste.

To trudna postać, bo Mała Metalowa Dziewczynka jest stworzeniem zawieszonym gdzieś w wirtualnym świecie, zlepkiem reklam, słów, produktów spożywczych, kubeczków po kefirze gromadzonych na wypadek, gdyby do drzwi zapukała II wojna światowa. Jest hybrydą, a może głosem swojego pokolenia. Podczas spektaklu nasiąka jak gąbka tym, co słyszy od innych, obserwuje rzeczywistość i tworzy swoją własną prawdę. "Ja nie jestem żadną Polką, ja jestem Europejką". Ta postać długo mi się wymykała. Czasami grałam ją za bardzo histerycznie. Bałam się, że z wiekiem będzie coraz trudniej, że wraz z upływem lat może stać się krępujące granie dziewczynki z warkoczykami. Dopiero potem zrozumiałam, że nie o wiek tu chodzi, ale o jej dojrzałość.

Twoją babcię w spektaklu i w filmie gra Danuta Szaflarska. Aktorka kończy w tym roku 100 lat!

- Danusia - nasz największy skarb. Kiedy mówi podczas spektaklu "Polsko, pamiętam, jak umierało twe piękno", ciarki przechodzą po plecach. W jej ustach te słowa brzmią tak prawdziwie. Bo ona faktycznie to pamięta. Jej opowiadania o wojnie podczas prób były fantastyczne. Nawet o najstraszniejszych rzeczach potrafi mówić lekko, z poczuciem humoru. Ból, strach kryją się gdzieś pod tym. Opowiada w sposób bardzo współczesny, to jak komiks, historia w obrazkach. Wiele z tych opowieści zostało mi w pamięci, np. jak z malutką córką wychodziła z piwnicy pooddychać, ale dokładnie co siedem minut, bo co siedem minut był nalot. Mówiła, że nasze wyobrażenia o tym, jak brzmi huk bomb, są błędne, bo na archiwalnych nagraniach dźwięk jest zniekształcony.

Wiem, że na początku broniła się przed wózkiem na scenie.

- Nie chciała pokazać swoich słabości. Ale model wózka, który wymyślił dla niej Grzesiek, bardzo jej się spodobał. Wsiadłam kiedyś na ten wózek - jest nie do opanowania. Zasuwa tak, że prawie spadłam ze sceny. A ona robi obroty, slalomy.

U Grzegorza Jarzyny pierwszy raz zagrałaś jako młodziutka aktorka w "Doktorze Faustusie" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. To za nim przyjechałaś tu, do Warszawy. Co Grzegorz Jarzyna daje aktorowi? Jak na to patrzysz dziś, jako osoba, która sama coraz częściej reżyseruje w teatrach?

- Grzegorz tworzy na scenie niezwykły, estetyczny i energetyczny świat. Piękną przestrzeń, w której aktor z przyjemnością się porusza. Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy jego przedstawienia, powaliły mnie kompletnie. "Iwona, księżniczka Burgunda" z Krakowa, "Niezidentyfikowane szczątki ludzkie", "Bzik tropikalny", "Magnetyzm serca" - to moje ulubione spektakle. Na zawsze. Na nich się uczyłam, ukształtowały moją teatralną wyobraźnię.

Gdyby nie Grzegorz, być może w ogóle nie przyjechałabym do Warszawy. On mnie tu ściągnął, zaprosił do współpracy. Grałam w jego czterech spektaklach i nawet jeśli nasze drogi się rozeszły, zawsze będę mu wdzięczna. TR dał mi te mocne skrzydła i grunt, od którego można było się odbić i polecieć gdzieś dalej. Mam teraz świetny okres i dużo pracy, gram w filmach, serialach, reżyseruję. Gdyby nie Grzegorz, nie byłoby mnie tutaj.

Na ekrany kin wchodzi właśnie film "Między nami dobrze jest". Pamiętam, że w pewnym momencie pojawił się lęk, czy uda się go w ogóle nakręcić. W ostatniej chwili przed zdjęciami z projektu wycofała się telewizja. Ale zaryzykowaliście, ekipa nie rozeszła się do domów.

- Kręciliśmy w trudnych warunkach. To był lipiec, wakacje, upał, a my w blaszanej hali, w której nie dało się prawie oddychać. Ale komfortem było to, że mieliśmy ten materiał na wszelkie sposoby wypróbowany, rozgrzany, przygotowany na maksa. Nie było szukania postaci na planie, co się przecież często zdarza nawet przy ambitnych produkcjach filmowych.

Konieczne były pewne skróty, wielu sekwencji żal, finał został zmieniony w stosunku do wersji scenicznej. W filmie zaczynamy od pustej przestrzeni, którą dziewczynka dopiero narysuje. To ona stwarza świat, w którym żyją bohaterowie filmu, w pewnym momencie wychodzimy z tej fikcji, okazuje się, że są to tylko kulisy wydarzeń, prawdziwy świat jest obok, tu i teraz. Mocna jest scena finałowa rozgrywająca się na ulicy Marszałkowskiej. Bardzo ciekawa jestem, jak odbiorą film nasi widzowie teatralni.

"Między nami dobrze jest", scenariusz i reżyseria: Grzegorz Jarzyna, autorka sztuki: Dorota Masłowska, zdjęcia: Radosław Ładczuk, współpraca operatorska: Jacqueline Sobiszewski, scenografia: Magdalena Maciejewska, kostiumy: Magdalena Musiał. Producent: TR Warszawa, koproducenci: Narodowy Instytut Audiowizualny i Fundacja Generacja TR Warszawa. Film wchodzi na ekrany kin (m.in. Muranów i Kino.Lab) w najbliższy piątek.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji