Artykuły

W stronę (n)Eurozy

"Muzeum histeryczne Mme Eurozy" w reż. Ingmara Villqista w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Marcin Mońka w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Gdy po spektakl operowy jako formę wypowiedzi artystycznej sięga plastyk, możemy być niemal pewni, że strona wizualna zepchnie resztę elementów na margines. I tak właśnie było w Bytomiu. Piotr Schmidtke, katowicki "twórca interdyscyplinarny", nad operą "Muzeum histeryczne Mme Eurozy" pracował od kilku lat. Stworzył dzieło autorskie, jest autorem libretta, muzyki oraz scenografii. Przed premierą słychać było głosy, że "Muzeum " może się okazać skokiem w XXII w. Śląska widownia niecierpliwie czekała więc na premierę, obdarzając autora kredytem zaufania. Kredytu nie udało mu się, niestety, spłacić.

Spektakl zaczyna się obiecująco. Zamiast tradycyjnej uwertury widzowie oglądają dynamiczny układ choreograficzny tancerzy. Ich nieco komiksowe, futurystyczne kostiumy, w połączeniu z pierwszymi dźwiękami, sugerują że wyruszymy w niezwykłą podróż. Jedną z kluczowych postaci, które poznamy, będzie Eugenia Rosa, zwana Eurozą. To ona sprzedaje kariery milionerom, co jest elementem planu zdobycia kontroli nad uczuciami ludzi. Jej przeciwnikiem będzie Eryk, syn nieżyjącego bogacza, którego malarska kariera okazuje się wytworem manipulacji Eurozy.

Słuchając zapowiedzi realizatorów, odnosiło się wrażenie, że spektakl to sprzeciw wobec powszechnej infantylizacji i komercjalizacji sztuki. Tyle tylko, że libretto nie oddaje tych zamierzeń. Na widowni zasiedli przecież ci, dla których sztuka jest ważnym elementem życia. Szkoda więc, że postaci opery zwracają się do nich językiem tego obszaru "kultury", z jakim Schmidtke chce walczyć. Żal, że tak świetni soliści musieli zmagać się z mało błyskotliwym tekstem, zmuszeni do jego manierycznej interpretacji. Ciekawa jest natomiast warstwa brzmieniowa. Dla swojej opery Schmidtke skomponował muzykę konkretną, której współautorami są także wykonujący ją instrumentaliści. Muzyka jest równocześnie odtwarzana z płyty i grana na żywo przez zespół kameralny. Czerpie z XX-wiecznej awangardy, którą autor w zaskakujący sposób połączył z dokonaniami współczesnych minimalistów. Schmidtke wykorzystał m.in. dźwięki z zakładów przemysłowych czy wysypisk śmieci. Równie mocnym elementem jest scenografia. Na umieszczonym w głębi sceny ekranie widzowie cały czas śledzą partyturę, pojawiają się też projekcje filmowe i plastyczne kolaże.

Czy jest to skok opery w XXII w.? Być może. Jednak słysząc coraz głośniejsze wzdychania publiczności, można było wywnioskować, że nadal mocno tkwi ona w XX w. Ale ci, którzy lubią eksperymenty w sztuce, mogą wybrać się do Opery Bytomskiej. Z ciekawości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji