Artykuły

Łódź na co dzień

Dwa razy w ciągu krótkiego stosunkowo okresu zaintrygowała Łódź teatralna rynek ogólnopolski: najpierw "Sprawą" Korzeniewskiego, wkrótce potem pożegnalnym spektaklem Dejmka "Historyą o chwalebnym zmartwychwstaniu". Rzeczywiście, po jałowej i szarej codzienności warszawskiej przedstawienia te były czymś odświeżającym, nareszcie pozwalały odetchnąć teatrem bez jawnych i nieuniknionych ponoć kompromisów. Nie jest to więc chwila najbardziej odpowiednia na wizyty powtórne w tym mieście, zbyt wysoko zabrnęliśmy w przymiotnikach, żeby móc teraz zadowolić się bez zmrużenia oka każdą następną propozycją; wcześniej czy później zaskrzeczy przecież kochana rzeczywistość. A jakże, zaskrzeczała - o kłopotach codziennych, o przedstawieniach równie martwych jak nasze dziwowiska warszawskie, o premierach sypiących się po sobie bardziej z nawyku, niż w wyniku tzw. świadomej działalności twórczej. Nic to nowego, niestety. Kłopotów Łódź ma zresztą więcej: zmiana dyrekcji w Teatrze Nowym nie będzie przecież tylko zwykłą zmianą wizytówki, brak Dejmka da się tu odczuć dużo wyraźniej, niż zda się tego spodziewać rozplotkowane środowisko miejscowe; nagła i długotrwała choroba dyrektora Teatru im. Jaracza rozwaliła większość planów tej sceny, zmuszając ją do bardziej karkołomnej niż zwykle łataniny repertuarowo-kadrowej; Teatr 7,15 - walczący bohatersko pod wodzą J. Kłosińskiego o zachowanie własnej twarzy sceny popularnej - rezygnować musi z posiadania własnych ambicji artystycznych na rzecz mniej lub bardziej poczciwego gustu drobnomieszczańskiego (a jakże, ileż to wydziwiano nad świetną "Śmiercią Tarełkina", nad przygotowywanym akurat Shakespearem!); Sykała w Teatrze Powszechnym, szukając języka wspólnego z widownią, którą zdają się płoszyć wszelkie próby zaskoczenia jej teatrem ciut powyżej "Żołnierza i bohatera" czy "Łowców głów", również wije się jak piskorz; znane z areny ogólnopolskiej łódzkie teatrzyki studenckie tu, na miejscu, są jakby nieobecne; i co chyba najgorsze w tym trudnym środowisku, coraz bardziej nieuchwytna staje się granica między świadomym zabiegiem pedagogicznym i jawną koncesją na rzecz upodobań - czy nieśmiertelnych? Pobiedonosikowa.

No, tak. Wiemy już, na jakim świecie żyjemy. Tym bardziej sympatyczne wydać się mogą usilne zabiegi poszczególnych scen próbujące zainteresować widza twórczością dramatyczną autorów łódzkich. Takiej ilości prapremier sztuk rodzimych autorów nie oglądało chyba żadne środowisko teatralne w Polsce. W tej chwili - poza "Sprawiedliwością w Kioto" W. Orłowskiego w T. Nowym - znajdziemy na afiszu dwie pozycje dramatyczne "domowego chowu".

"Dark Glory" Karola Obidniaka, w reżyserii F. Żukowskięgo i ze scenografią J. Rachwalskiego, otwierała nowy sezon w Teatrze Jaracza. Nie jest nawet debiutem. "Pokój pełen dymu" tego aktora łódzkiego szedł swego czasu w Teatrze Powszechnym, ze sporym powodzeniem, gorącymi dyskusjami iw atmosferze lokalnego skandalu, jakim stała się sztuka prezentująca na scenie dość autentycznie brzmiące sprawy "trudnej" młodzieży. W "Dark Glory" powodów do zgorszenia nie ma, nie ma też ta sztuka ambicji tropienia śladów dnia dzisiejszego, na czym się autor trochę sparzył przy poprzednim utworze, ale czemu równocześnie zawdzięczał swój skromny - bo lokalny - sukces. Jest tu więc knajpa portowa ze skromnymi na ogół dziwkami i właścicielem - maniakiem, szukającym prawdy o życiu i prawdy sztuki w jakimś tam błysku w oku żonglera chińskiego ćwiczącego latami jeden numer, jest czworo pechowców życiowych i stary marynarz z jachtem, wiozący ich na tę legendarną wyspę Dark Glory, gdzie panuje spokój, szczęście i błogość, jest grupa marynarzy z obsługi wyrzutni rakietowych, jest kilka godzin szczęścia i komunikat radiowy, że na Dark Glory odbędzie się wybuch atomowy, jest wreszcie chwila nadziei - i "oślepiający błysk bomby atomowej". W zamyśle jest to oczywiście bardziej pretensjonalne niż w realizacji. Poczciwy schemat sentymentalnej przygody życiowej otrzymał pointę atomową, jak każe recepta na sztukę "epoki przerażenia", "ery niszczenia totalnego". Błysk końcowy - to potęga zniszczenia, "cóż możemy przeciwstawić śpiącej na razie potędze zniszczenia? Chyba tylko najprostszą istotę człowieczeństwa, to, co nam pozwoliło tyle razy pokonać fatalne moce historii: przyjaźń, miłość, poszukiwanie godności osobistej, tolerancja i wyrozumiałość". Zresztą nie wypada pastwić się nad autorem sztuki i tego wyznania; stereotyp podobny odnajdziemy w każdej tego typu literaturze, ze Wschodu czy Zachodu, to dolegliwość sporej części literatury abstrakcyjnej o ambicjach przekazania quasi-współczesnego absolutu poznawczego, tyle że wyolbrzymiona do wymiarów karykatury; łzawy sentymentalizm w połączeniu z "lękiem totalnym" dają z reguły mieszankę o zabójczym działaniu. W realizacji jest to, w wypadku Obidniaka, mimo wszystko całkiem sprawne, widać, że dialog i postaci konstruuje aktor czujący i znający fach sceniczny. Pozycja jest zresztą dość symptomatyczna jako przykład "filozofowania" współczesnego, zatrważająco miałkiego i - co ważniejsze - często powielanego w wersji "życiowo-towarzyskiej". W tym względzie "Dark Glory" istotnie jest szekspirowskim "zwierciadłem natury, ukazującym każdemu stuleciu i epoce dziejów ich kształt i ślad". Co mimo wszystko entuzjazmu nie budzi, ani nie służy za pociechę. Choć brzmi prawdziwie.

"Kwiaty łódzkie" Stanisławy Sowińskiej, druga prapremiera i debiut ostatnich miesięcy, tym razem w Teatrze Powszechnym, są oczywiście warte czegoś więcej jak kronikarskiego odnotowania. Rzecz została spreparowana przez autorkę i teatr na podstawie powieści autentyku pod tym samym tytułem. Była więc powieść, potem sztuka, potem wielokrotne przeróbki - chyba zbawienne, łączenie fragmentów "Kwiatów" z pamiętnikiem "Lata walki" i partiami "Ziarn i plew", z czego urodziło się w efekcie, z czego urodziło się w efekcie widowisko epickie o dziejach rodziny Partyków. Jest w tym klimacie coś z "Matki" Gorkiego, gdzie dzieje ruchu robotniczego splatają się z losami rodziny, jest w tym egzemplifikująca kronika łódzkiego środowiska robotniczego, ale i ambicja zrelacjonowania dziejów politycznych kilkudziesięciu ostatnich lat. Realia Łodzi przedwojennej, skrótowe, zadziwiająco precyzyjne, widać, że robione z pamięci portrety ludzkie, strajki, rewizje, aresztowania, praca konspiracyjna, ale również przebitki na sprawy ogólniejsze, echa dogmatycznych przegięć partyjnych, jakim były procesy moskiewskie, tragiczne rozwiązanie KPP, spustoszenie, jakie sprawiła stabilizacja kadry partyjnej... Całość została dociągnięta do października nieomal, kończy się opuszczeniem więzienia mokotowskiego. Więc widowisko polityczne, próba nakreślenia typowego życiorysu działacza robotniczego?. Powściągliwość, umiar, trochę mechaniczne mieszanie dwóch planów, kameralność zamierzenia wreszcie nie zawsze wychodzą na dobre intencjom twórców, wątki rodzinne przecinają się trochę zbyt gładko z warstwą historiograficzną, podejrzanie "ilustracyjnie" wyglądają główne węzły dramatyczne. To są już oczywiście konsekwencje zabiegu adaptacyjnego, kronika rodzinna kreślona współczującą ręką kobiecą nie jest najlepszym tłem dla rozrachunków z niedawną przeszłością.

Zrozumiałe, że teatr, mają taki materiał, nie chciał zrezygnować z naturalnych pokus wyjścia poza cztery ściany mieszkania, "Matysiakowie" jako ideał dramatyczny są wzorem dość żałosnym. Sykała osadził więc "Kwiaty łódzkie" w ramach epickich, z wszelkimi konsekwencjami scenicznymi tego wzorowo przeprowadzonego zabiegu inscenizacyjnego, urywanym montażem epizodów, teatralizowanym tokiem narracji czasowej, oczyszczeniem sceny z rupieci codzienności. Miał zresztą świetnie spełniającą tę funkcję scenografię Rachwalskiego, operującą prostymi płaszczyznami pionowymi i projekcją tylno-boczną. Surowe, lakoniczne kompozycje ruchowo-przestrzenne są propozycją w swej prostocie i pomysłowości znakomitą.. Kto wie, czy nie one właśnie - jako najważniejsze spoiwo teatralne - połączyły w zwartą całość, rozłażącą się trochę strukturę dramatyczną widowiska. I uratowały ten cenny przecież debiut.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji