Artykuły

Wojna tak nam daleka i tak bliska

- W zasadzie każdy choreograf, z którym zetknąłem się jako tancerz, dał mi okazję do obserwacji. A poza tym staram się śledzić to, co aktualnie dzieje się za granicą, poznawać prace artystów, którzy odnoszą sukcesy - mówi tancerz i choreograf Polskiego Baletu Narodowego, ROBERT BONDARA.

Choreograf o swoim nowym balecie "Nevermore...?" i o tym, dlaczego interesuje się muzyką współczesną.

Jak pan się czuje, wiedząc, że na afiszu premiery "1914" pana nazwisko znajdzie się obok takich choreograficznych sław jak Kurt Jooss i Jiri Kylian?

Robert Bondara: To niesamowite wyzwanie i bardzo wysoko ustawiona poprzeczka. Czuję się uhonorowany, ale też jestem pod olbrzymią presją, w jakimś sensie muszę im dorównać. Widzów przyciągną nazwiska Joossa czy Kyliana i będę z nimi konfrontowany.

Oni pana inspirują czy wręcz przeciwnie, chce pan być inny?

- Obaj mnie inspirują. Wywarli ogromny wpływ na rozwój tańca, ale i na mnie jako choreografa. Nie znaczy to, że zamierzam ich kopiować. Pragnę stworzyć spektakl autorski, ale taki, by nie odstawać od tego wyjątkowego grona.

Kto w ogóle był czy też jest mistrzem dla Roberta Bondary?

- Trudno wskazać jednego artystę, oni zmieniali się na poszczególnych etapach mojego rozwoju. Dawno temu fascynował mnie Boris Ejfman ze swą niezwykłą umiejętnością budowania dramaturgii spektaklu. Po pracy z Jifim Kylianem dostrzegłem, że w zupełnie inny sposób można tworzyć choreografię i pracować z muzyką. W zasadzie każdy choreograf, z którym zetknąłem się jako tancerz, dał mi okazję do obserwacji. A poza tym staram się śledzić to, co aktualnie dzieje się za granicą, poznawać prace artystów, którzy odnoszą sukcesy.

Sztuka tańca jest w ciekawym okresie rozwoju czy też poszukuje indywidualności?

- Indywidualności szuka się zawsze i ten proces nigdy się nie zakończy. A taniec rozwija się prężnie, trudno nadążyć za wszelkimi nowinkami. Staje się interdyscyplinarny, do spektakli przenika wiele dziedzin sztuki, co bywa inspirujące.

Temat, wokół którego ma koncentrować się cały spektakl "1914", odbiega chyba od pana zainteresowań. Pan lubi pokazywać jednostkę, jej zachowanie w różnych sytuacjach. Wojna to problem narodów, społeczeństw, mas.

- Niezupełnie. Temat wojny przewijał się w moim spektaklu "Zniewolony umysł", który dotyczył, co prawda, totalitaryzmu, ale opresyjność tego systemu i wojny mają wiele wspólnego. W nowej choreografii też postanowiłem spojrzeć na wojny czy konflikty z perspektywy jednostki, która zostaje wrzucona w tygiel historii. Tytuł spektaklu "1914" nawiązuje do I wojny światowej, ale mnie interesuje człowiek żyjący sto lat później. Założyłem, że pokażę coś, co dzieje się daleko od nas, a powinno nam być bliskie. W trakcie pracy rzeczywistość geopolityczna zaczęła się diametralnie zmieniać, konflikt jest blisko naszej granicy i bardziej przez nas odczuwalny. Wpłynie to zapewne na odbiór "Ńevermore...?".

Domyślam się, że to dyrektor Krzysztof Pastor miał pomysł na cały spektakl i złożył panu propozycję jego współtworzenia.

- Oczywiście, i zaproszenie sprawiło mi ogromną radość.

Od razu zaakceptował pan temat?

- Wojna, polityka to sprawy, którymi interesuję się od dawna. Nie ukrywam, że dla choreografa szalenie trudne i pracując nad koncepcją przeszedłem bardzo ciężki okres, nieporównywalny z przygotowaniem innych spektakli.

Czy początkowy etap polega na wymyśleniu formy spektaklu, języka choreograficznego, czy też od razu łączy się z tym poszukiwanie muzyki?

- To tak skomplikowany proces, że nawet mnie samemu trudno go usystematyzować. Wiele spraw dzieje się równolegle. Dużo czasu poświęciłem na pogłębianie wiedzy o konfliktach ostatniego stulecia, o sytuacji współczesnego świata. Z tych poszukiwań rodziły się pomysły na poszczególne sceny. Potem znalazłem muzykę. Utwór Steve'a Reicha "Clapping Musie" dobrze znalem i wiem, że będzie świetnie pasował do tematu. Doszła też kompozycja "Lux aeterna" Pawła Szymańskiego, lubię tworzyć do jego muzyki. Pozostał problem środkowej części spektaklu i uznałem, że wymaga ona czegoś napisanego specjalnie. Zaprosiłem młodego kompozytora Prasąuala. To zapracowany artysta, ale bardzo kreatywny. Powstała muzyka elektroniczna z instrumentami perkusyjnymi partią wokalną i live electronics.

Dużo pan słucha muzyki współczesnej?

- Tak. W wolnym czasie przesłuchuję różne utwory, żeby poznać coś interesującego. Muzyka współczesna pobudza moją wyobraźnię. W niej odnajduję elementy, które pozwalają mi podkreślić pewne stany emocjonalne, problemy, z jakimi zmaga się człowiek. Nieprzewidywalność tej muzyki uważam za ogromną zaletę, pomaga w tworzeniu choreografii, w której będzie coś świeżego, zaskakującego.

Inaczej pracuje się na tak dużej scenie, jaką jest Sala Moniuszki?

- Zdecydowanie tak. Dążę w spektaklach do naturalności, do gry aktorskiej, która jest prawdziwa. Ważny jest dla mnie detal ruchu. Na dużej scenie muszę unikać gestów, które byłyby przerysowane i sztuczne, jednocześnie widzowie powinni dostrzec każdy detal.

Czuje się pan już pewnie jako choreograf?

- Taka pewność jest złudna, niezależnie od tego, w jakim punkcie kariery człowiek się znajduje. Natomiast doświadczenie pomaga, z każdym spektaklem uczę się pewnych zachowań, sposobu dotarcia do tancerza. To bardzo trudna sztuka.

Nawet w Polskim Balecie Narodowym, który zna pan od środka?

- Nawet tu, bo zawsze chodzi o to, by wydobyć coś więcej z tancerza ponad to, co już o nim wiemy. Ale praca z takim zespołem jest przyjemnością, tworzą go ludzie profesjonalni i bardzo zaangażowani.

"1914" wieczór baletowy w trzech częściach:

"Neverrmore...?'" choreografia Robert Bondara;

"Msza polowa" choreografia Jifi Kylian;

"Zielony stoł" choreografia Kurt Jooss;

premiera 15 listopada 2014 roku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji