Disneyland na słupskiej scenie
- Najładniejsze były krasnoludki i Śnieżka, a potem jeszcze zła królowa, która robiła takie czary mary - powiedział mój synek tuż po przedstawieniu. Proszę się nie dziwić, że przytaczam tu opinię pięciolatka. To właśnie do dziecięcej widowni adresowana jest najnowsza sztuka wystawiana w Słupskim Teatrze Dramatycznym
- "Królewna Śnieżka" J. Rakowieckiego i J. Wittlina według baśni braci Grimm, w reżyserii K. Ziembińskiego i R. Michalewskiego.
Mały, jedenastoosobowy zespół (niektórzy grają dwie role i w pewnym momencie ku żalowi dzieci znika ze sceny sympatyczny zajączek) zabawia maluchy doskonale.
Dużym atutem przedstawienia jest ładna, kolorowa scenografia i stroje A. Kiliana, zakupione za bezcen. Pisanie o pieniądzach jest zasadne, gdyż słupski teatr na wydatki nie ma grosza, a w dodatku może istnieć do końca sezonu jedynie pod warunkiem wypracowania 200 mln zł dochodu. Dobrym pomysłem było sięgnięcie do znanych dzieciom piosenek z disneyowskiej ekranizacji baśni. Wesołe "Hej ha, hej ho" krasnoludków podchwytuje cała widownia. Co prawda, na premierze wdzięczna i niewinna Śnieżka (K. Kwaśniewska) nie za bardzo radziła sobie z partią wokalna, ale przyczyną była choroba gardła, która, mam nadzieję, że minęła.