Z chipsami nie polecisz
Każdy, tak jak Piotruś Pan, może latać w powietrzu. Trzeba tylko mieć myśli lekkie jak motyl lub balon. Nie udało mi się polecieć, bo w tym czasie myślałem o chipsach.
Koledzy z redakcji poprosili mnie, 10-letniego chłopca, żebym napisał, jak podobało mi się przedstawienie "Piotruś Pan". W piątek nie mogłem się już doczekać, kiedy pojadę do Spodka. Tam grają to przedstawienie.
Redakcja chciała, żebym opisał przedstawienie tak jakbym opowiadał o nim swoim kolegom z klasy. No to mówię: - Przedstawienie jest super, obsada fantastyczna, a scenografia niesamowita. Najfajniejsze jest to, że wszystko jest trójwymiarowe i bardzo kolorowe. Kiedy Piotruś Pan podnosi rękę to jest taki huk, jakby błyskawica strzeliła. Światła migoczą jak przy prawdziwej burzy. A potem na scenę wjeżdża statek, ale nie jakaś podróba, tylko oryginał. To prawdziwy piracki statek. Jest cały spróchniały i zdrewniały. Ma połamane maszty, piracką flagę i biega po nim stado piratów. Mają wymalowane trupie czaszki, wąsy oraz kozie bródki..W sklepie są specjalne farby, którymi można się tak samo pomalować. Chyba sam na sobie wypróbuję.
Ale naj, najlepsze ze wszystkiego w całym przedstawieniu było, jak Piotruś Pan chwycił się parasolki i zjechał po linie spod samego sufitu Spodka na dół. Bardzo mu wtedy zazdrościłem. Też chciałbym się tak przelecieć. Byłoby super. Przelot Piotrusia Pana nie tylko mnie się podobał. Chłopcy, którzy siedzieli w rzędzie przede mną, cały czas bili się o to, który ma zjechać. I tak żaden z nich nie zjechał.
Mam jednak nadzieję. Piotruś Pan powiedział przecież, że wystarczy mieć myśli lekkie jak motyl, albo jak balon i już się leci. Niestety, Wendy ze swoimi braćmi mieli tylko myśli ciężkie. Np. Miś myślał o grubasie, który zjada jego obiad. Ja też w tym czasie zajadałem się chipsami.
Całe to przedstawienie polega na śpiewaniu. W ogóle mało się tam mówi. Ale piosenki są bardzo wesołe, np. Pieśń Zagubionych Chłopców. Zdarzają się też i smutne, ale tych jest o wiele mniej.
Przez cały czas na scenie pojawiał się krokodyl. Nie bójcie się, nie był prawdziwy. W brzuchu miał tykający budzik. Krokodylem brzydził się Kapitan Hak, ale tak naprawdę to się go bał. Sprawił, że krokodyl połknął budzik i tykało mu w brzuchu. Dlatego Kapitan zawsze wiedział, że nadchodzi niebezpieczeństwo. Nie na wiele mu się to przydało, a nawet zaszkodziło, bo Piotruś Pan wiedział o tym niecnym czynie i wyciągnął budzik z brzucha krokodyla. Potem uratował przyjaciół z rąk piratów i wykorzystał fortel z budzikiem, żeby pozbyć się Kapitana. Pod koniec przedstawienia krokodyl wyjechał na scenę, a z pyska wyskoczył mu Hak.
Koledzy, którzy zamówili u mnie tę recenzję prosili, żebym się za dużo nie rozpisywał. Napiszę tylko tyle, że każdy powinien pójść na "Piotrusia Pana". Będzie go można oglądać w Katowicach do 6 grudnia.
(Piotr Świerczyński)
PS Aha. Chodzę do klasy IV c SP nr 67 w Katowicach
Krokodyl na wajchę
Tuż przed rozpoczęciem spektaklu zepsuł się krokodyl. Urwaną część trzeba było szybko przyspawać, żeby zwierzak mógł ruszać głową. Wczorajsze przedstawienie "Piotrusia Pana" w katowickim Spodku rozpoczęło się z przygodami. Obok krokodyla niecierpliwie czekają dwaj mężczyźni, którzy podczas przedstawienia będą siedzieć wewnątrz siedmiometrowej bestii. - Ja kieruję krokodylem za pomocą wajchy, mój kolega napędza go nogami. Ze środka prawie nic nie widać, dlatego muszą naprowadzać nas przez radio - wyjaśnia Mariusz Zbyrowski. pracownik Spodka. Przy wejściu na scenę stoi kilku piratów i Indian. Palą papierosy. - Piraci, gdzie są piraci? - słychać głos Janusza Józefowicza. Trójka poszukiwanych pospiesznie gasi papierosy i biegnie w kierunku sceny, połyskując szablami. - Szybciej, za 20 minut zacznie się schodzić publiczność - pogania reżyser. Obok technicy sprawdzają, czy osiem silników napędzających Wyspę Zagubionych Chłopców działa bez zarzutu. Kilka osób nerwowo przechadza się za kulisami. Nad wszystkimi góruje Wiktor Zborowski, odtwarzający w spektaklu podwójną rolę pana Darling i kapitana Haka. Jest wyraźnie niezadowolony. - Niestety, nie będę mógł zastrzelić chórzysty (popisowy fragment warszawskiego przedstawienia). Powód jest prosty, tutaj nie ma chóru! Obawiam się też, że będą problemy z psem. Spodek to wielka hala, głos niesie tu całkiem inaczej - denerwuje się, głaszcząc łeb Beli, jedynego prawdziwego zwierzaka występującego w musicalu. Przedstawienie rozpoczęło się z kilkuminutowym opóźnieniem. Prawie czterotysięczna widownia, głównie dzieci z rodzicami, oczekiwała wspaniałego widowiska i z pewnością nie zawiodła się. Największy aplauz wzbudził brawurowy zjazd Piotrusia Pana na linie nad głowami widzów. Najwięcej braw otrzymała Alicja Janosz, grająca Wendy. Jak zwierzyła się nam 8-letnia Marysia Wietoszek, w sztuce podobało się jej wszystko oprócz jednego szczegółu. - Krokodyl miał zbyt krótki ogon. Prawdziwe mają dłuższe - upierała się.
(Piotr Rusek, Marcin Babko)