Artykuły

"From Istambuł with love" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk

Turcja w utworze Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk nie jest krajem chałwy, fajek wodnych i dobrodusznych opowiadaczy historii - jest natomiast krajem, w którym notorycznie łamie się prawa człowieka - pisze Justyna Jaworska w Dialogu.

Dobiega końca Rok Polski w Turcji. W czerwcu na festiwal polskich sztuk pojechały nad Bosfor spektakle Jarzyny, Garbaczewskiego i Izadory Weiss, a polscy i tureccy autorzy teatralni mieli okazję spotkać się wiosną w Lublinie i Stambule podczas projektu "Play.City", realizowanego przez Umita Ozdemira z Galata Perform i Grzegorza Reske z lubelskiego Centrum Kultury. Jedną z zaproszonych do Stambułu rezydentek była Małgorzata Sikorska-Miszczuk, której tekst miał prapremierę miesiąc temu podczas lubelskich Konfrontacji Teatralnych.

Ponieważ zupełnie niedawno ("Dialog" nr 9/2014) drukowaliśmy "Szeherezadę" tej samej autorki, szkatułkową i szaloną opowieść na motywach orientalnych, w której występowały między innymi chińskie smoki, po sztuce tureckiej mogliśmy się spodziewać przynajmniej latających dywanów. Nic bardziej błędnego. Turcja w utworze Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk nie jest krajem chałwy, fajek wodnych i dobrodusznych opowiadaczy historii - jest natomiast krajem, w którym notorycznie łamie się prawa człowieka. Niewiele znajdziemy w tym tekście żartobliwych sytuacji. Za to w języku, lekkim, poetyckim i zwodniczo prostym, jakby pozornie naiwnym, możemy nieomylnie rozpoznać najczarniejszy absurd, który słychać też choćby w "Walizce", "Popiełuszce" czy drukowanej w tym numerze.

Opowieść zaczyna się od tego, że na chodniku leży umierający człowiek, wokół zbierają się filozofujący komentatorzy, nikt jednak nie śpieszy z pomocą. Jak się okazuje, człowiek przechodził po prostu mimochodem obok jakiejś manifestacji i został skopany przez policjanta. Leży i monologuje zdziwiony: "Nigdy nie zaglądałem sobie do brzucha, do środka swojego brzucha. Widziałem go tylko z zewnątrz, owszem, przyglądałem mu się czasami i widziałem to, co wszyscy: pępek, piegi, trochę tłuszczu, bo nie mam czasu na siłownię, ale że tam w środku może być coś takiego, co się może zgnieść i wylać? Na filmach widziałem różne dziwne rzeczy, ale to nie dotyczyło mnie. Ale teraz - teraz jest inaczej - coś mi się zgniotło w środku i to jest niewiarygodne. Nie wiem, do kogo napisać podanie w tej sprawie?". Żadnego podania już nie napisze - jego kwestie staną się krótsze, urywane, wreszcie będzie już tylko jęczeć, melodyjnie jak muezin. I ten agonalny jęk nieoczekiwanie uśpi dziecko w wózku, ku radości udręczonej matki. Później okaże się, że miasto opanowała osobliwa epidemia: mnożą się przypadki bezsenności u niemowląt, pomagają na nią jedynie jęki umierających. Ale długa agonia na ulicy, drobiazgowo komentowana przez przechodniów, to dopiero wstęp do dramatu. U boku matki pojawia się żołnierz, chce zrewidować wózek w poszukiwaniu broni. Matka błaga go, by nie budził dopiero co uśpionego dziecka i apeluje do jego zaufania. Tego terminu żołnierz jednak nie rozumie. Kobieta próbuje mu wytłumaczyć: "Jeden człowiek ufa drugiemu. Mamy te same ciała. Jesteśmy śmiertelni". Rozmowa między nimi nabiera ludzkich, intymnych tonów i żołnierz uprzytamnia sobie, jak bardzo tęsknił za bliskością. W związku z tym gwałci kobietę.

Ta osobliwie meandryczna historyjka, w której zło prowadzi do dobra, a dobro z powrotem do zła, przynosi jeszcze niespodziankę finałową. Kiedy kobieta leży z rozrzuconymi nogami, zdruzgotana i wykorzystana, jak czytamy: "pół-martwa", wpada w oko filozofującym komentatorom. Jeden miałby ochotę pójść w ślady żołnierza, drugi chętnie by mu pokibicował, by się utwierdzić we własnym przekonaniu co do podłości natury ludzkiej. Ale na szczęście sztuka kończy się inaczej - można przecież zmienić zdanie, zaniechać, można przykryć kobietę kocem i iść na kawę. Ofiara spokojnie zabiera głos: "Od tej pory będę przytomna. Będę wierzyć oczom i uszom. Gdy człowiek umiera na ulicy - nie ma w tym nic dobrego. Zło istnieje". Odrealniona formuła tej opowiastki nie powinna nas mylić - Turcja ma alarmujące wskaźniki przemocy, szczególnie wobec kobiet. Są gwałcone, bite, oszpecane i zabijane najczęściej przez własnych krewnych, bywa, że wyrok wydaje rada rodziny. Znana jest też brutalność tureckiej policji. Napisana przez polską rezydentkę pocztówka ze Stambułu była na szczęście tłumaczona na turecki i pozostaje mieć nadzieję, że do kogoś dotarła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji