W krainie śpiochów
Recepta na dobry musical dla dzieci wydaje się prosta. Wziąć ulubionego dziecięcego bohatera, najlepiej z klasyki, kilku aktorów z vis comica, dodać piosenki w młodzieżowych rytmach, okrasić kolorowym kostiumem i scenicznym gagiem.
Rzecz w tym, by wszystkie te składnik; były we właściwych proporcjach i w najlepszym gatunku. A o to właśnie najtrudniej. Przekonał się o tym już po raz drugi Jerzy Bielunas, przenosząc na scenę teatru Rampa bohaterów Hugha Loftinga - doktora Dolittle i jego zwierzęta.
Podobnie jak w ubiegłym sezonie jego imiennik we wrocławskim Teatrze Lalek, warszawski doktor wyprawił się ze swoją menażerią na Czarny Ląd, by tam obudzić małpy z tropikalnej śpiączki. Mimo podróżniczych perypetii jego wyprawa jest jednak dosyć monotonna i nabiera tempa dopiero w drugiej części, gdy na scenę wkracza roztańczone tubylcze plemię, by uwięzić doktorski konwój. Sennie toczącą się akcję w krainie małpich śpiochów skutecznie ożywia też opowieść o nieszczęśliwych amorach murzyńskiego władcy, marzącego o białej księżniczce i białej skórze.
Pozbawionej wyrazistych puent dramaturgii nie pomogła utrzymana w estradowym stylu muzyka Tomasza Łuca. będąca dosyć chaotyczną mozaiką - od rapu i reggae, przez blues, po rytmy egzotyczne. I choć z przyjemnością słucha się zarówno wstępnej piosenki o mowie zwierząt, jak i finałowej "Bye-bye Africa", to nawet one nie są w stanie "rozśpiewać" dziecięcej publiczności.
Siłą spektaklu w Rampie jest niewątpliwie pełna fantazji i humoru (inna niż we Wrocławiu) scenografia Elżbiety Terlikowskiej, a zwłaszcza kolorowe kostiumy zwierząt i ich zabawne nakrycia głowy, spełniające rolę znaków-masek. Duży aplauz widowni wzbudzała zwłaszcza filigranowa świnka Geb-Geb w połyskliwie różowej sukience typu bombka, pierzasta papuga Polinezja oraz kolorowy, rozczochrany dwugłowiec Tu-Tam. Aż szkoda, że te efektowne, groteskowe stwory sceniczne nie zostały wyposażone w równie efektowną gestykulację, parodiującą ich zwierzęce cechy.
Wśród slapstickowych gonitw i dosyć banalnych układów tanecznych wyróżnić trzeba kilka choreograficzno-wokalnych scen o dużym ładunku komicznym. Śmiechem i brawami publiczność nagrodziła morską etiudę Ryby Piły (Olga Bończyk) i Ryby Młota (Katarzyna Kozak), taneczny atak plemienia tubylców z królową Dżoliginką na czele (Katarzyna Kozak) oraz gagowy epizod budzącego się z hibernacji Bociana (Jacek Bończyk). Rozczarowali natomiast protagoniści - pozbawiony scenicznej indywidualności dr Dolittle Cezarego Żaka oraz groteskowo przerysowana papuga Agnieszki Paszkowskiej. Serce publiczności zdobyła zaś bez trudu kokieteryjna, filigranowa Geb-Geb Katarzyny Żak. W zrobionym dużym nakładem sił i środków widowisku Jerzego Bielunasa zabrakło owej reżyserskiej pasji i fantazji, które zadecydowały o sukcesie poprzedniego spektaklu tego reżysera "Chłopca o 13 ojcach" Aleksandra Roda Roda we wrocławskim teatrze K-2. Bo choć "Zwierzęta doktora Dolittle" ogląda się z przyjemnością, to zapomina się o nich już na progu teatru. A 13 ojców zapomnieć nie sposób!