Artykuły

Nadmuchany balon tajemnic

Na środku pokoju w nadmorskim pensjonacie, leży zielony balon. Taka dmuchana piłka, którą dzieci lubią bawić się na plaży. Jednak w spektaklu Agnieszki Lipiec Wróblewskiej, opartym na jednoaktówce Ingmara Villqista "Fantom", żadne dziecko nie dotknie tej zabawki. Będą się nią przerzucać dorośli, nadmuchując swoje problemy i tajemnice do kresu wytrzymałości nie tylko gumy, z której jest zrobiona piłka, ale i widowni. Ingmar Villqist, to najnowsze odkrycie polskiej dramaturgii. Sztuki pisane przez, ukrywającego się pod pseudonimem, autora grane są jak Polska długa i szeroka. Część krytyków wpada w zachwyt nad sprawnością jego pióra, inni wynoszą go do niebios za nastrój jaki buduje w swoich tekstach. Jednak zetknięcie tej literatury z krakowską sceną wywołuje zupełnie inne uczucia. Otóż niedopowiedzenia, zawisłe gdzieś w powietrzu tajemnice, sprawiają, że choćbym nie wiem jak wysilała wyobraźnię, nie uda mi się dojść do tego, o co w tym wszystkim chodzi.

Villqist został okrzyknięty polskim Strindbergiem, bowiem tak jak ten znakomity pisarz akcje swoich dramatów umieścił w Skandynawii. To nie jedyne możliwe skojarzenie. U jednego i drugiego mamy dramatyczne tajemnice, które otaczają bohaterów, z tą tylko różnicą, iż Strindberg znajduje ich rozwiązanie w przeszłości, odsłaniając krok po kroku życie poszczególnych postaci. U Villqista niczego się w zasadzie nie dowiadujemy, a gry, które prowadzą ze sobą bohaterowie do końca nie zostaną wyjaśnione.

I tak jest w przypadku przedstawienia "Fantom". Otóż grana przez Aldonę Grochal Żona uroiła sobie, iż jest matką dziecka, które tak na-prawdę nie istnieje. Raz po raz otwiera walizkę z jego ubrankami, każąc Mężowi Jacek Romanowski) odgrywać psychodramę, w której ten np. załatwia w stołówce wysokie krzesełko dla malucha, bądź, niewidzialnemu, poprawia fryzurkę. To nieistniejące, a przecież jakoś obecne dziecko jest tajemnicą, łączącą tę dwójkę, która może kiedyś straciła potomka?, a może nigdy go nie miała?

W spektaklu jest też druga para - Gerdmann (Ryszard Łukowski), który przyjechał do wczasowej miejscowości wygłosić jakiś bliżej nieokreślony wykład oraz jego narzeczona w ciąży - Carla (Ewa Kaim). Dowiadujemy się tylko, że Gerdmanna z małżeństwem łączy odwieczna przyjaźń, o której w zasadzie i tak nic nie wiemy, oprócz tego, że jest w stanie zmusić wymęczoną grą parę do definitywnego pozbycia się walizki z dziecinnymi ubrankami. Lecz nawet ów katarktyczny czyn nie dokona się normalnie, tylko przekształci w jakiś rytuał, do niczego zresztą nie prowadzący.

Bo w spektaklu warszawskiej reżyserki wszystko jest celebrowane, aktorzy ani przez chwilę normalnie ze sobą nie rozmawiają, zamiast tego pompując wypowiadane kwestie i pewnie licząc na to, iż w ten sposób nabiorą one wagi, podobnie jak to się dzieje z wprowadzoną do przedstawienia muzyką Janusza Grzywacza, starającą się stworzyć napięcia, których tak naprawdę nie ma. Wśród tych rozdmuchanych, nie wyjaśnionych ludzkich tragedii czułam się w tym świecie tak obco, jak Carla - jedyna postać w tym towarzystwie, która nie poddała się skandynawskiemu chłodowi całości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji