Artykuły

Gdańsk 1961

Nazwa oficjalna jest sztywna i uroczysta jak cylinder lorda "Wowo" Bielickiego z kabaretu gdańskiego "To-Tu": Drugi Ogólnopolski Festiwal Kulturalny Studentów w Gdańsku. Na szczęście ani przydługa nazwa, ani wspomniany cylinder nie są po to, aby traktować ja nadzbyt poważnie; jedno i drugoe słyży raczej do zadawania szyku, jest bardziej kostiumem oficjalnym niż znaczkiem firmowym kolejnej porcji drwego nudziarstwa. Mowa przecież o tradycyjnym przeglądzie zespołów studenckich, który ciągle jeszcze jest jedną z najbardziej uroczych i bezpretensjonalnych imprez artystycznych, jakie zdarza się oglądać na ziemi ojczystej. Festiwal gdański zachował beztroski, młodzieńczy charakter; a działy się tu przecież rzeczy istotnie ważne dla spraw naszego życia kulturalnego, zasługujące na to, by traktować je z całym szacunkiem. Zresztą, nie mogło być chyba inaczej; od lat cechą przyrodzoną studenckiego ruchu artystycznego jest to, że uprawiana tu zabawa jest jednym z najważniejszych "ursów uniwersyteckich dla wchodzącej w życie inteligencji, kształcącym upodobania artystyczne (nie tylko!) najbardziej dynamicznej w ciągu lat najbliższych grupy odbiorców kulturalnych. Tego amatorskiego ruchu teatralnego nie da się bagatelizować. W końcu, sporo z tego, co nas w przyszłości czeka, tu właśnie się decyduje. Na festiwal gdański czekaliśmy więc z zainteresowaniem - i pewnym niepokojem zarazem. Nie trzeba było nawet uchodzić za speca od teatrzyków studenckich, by zauważyć rysujące się w tym ruchu zmiany, widoczne zwłaszcza na tle wspomnień festiwalu krakowskiego sprzed dwóch lat. Pamiętamy, przeszła wtedy przez Polskę , poruszoną Królem Ubu fala proroctw i diagnoz o "obliczu młodzieży", o "nowym pokoleniu", które było raz "stracone", raz "zbawione", kiedy indziej znowu "zaprzedane diabłu", bądź "ojczyźnie poświęcone", w zależności od temperamentu i aktualnych skłonności publicysty-demonologa. Protestowałem nieśmiało na swych łamach przed pół rokiem przeciwko zabiegom mitotwórczym tego typu. Już wtedy było widać, że gramy oto "teatrów studenckich ciąg dalszy": brakowało jeszcze faktów konkretnych.

*

Mamy więc dziś przed sobą kompetentne, acz ogólnikowe, jak zwykle, orzeczenie jury festiwalu. Liczba 44 zespołów, 130 imprez, około 1200 uczestników (zespoły chóralne, taneczne, muzyczne, zespoły pieśni i tańca, teatry dramatyczne, poezji, satyryczne, kabarety, soliści) stawia tegoroczny festiwal na pierszym miejscu pod względem masowości i zasięgu... Przygotownia do festiwalu uaktywniły pracę kulturalna w wielu środowiskach studenckich nie posiadających dotychczas tradycji tego rodzaju działalności... Szczególnie optymistycznym zjawiskiem jest rozwój środowisk akademickich na Ziemiach Zachodnich oraz w Gdańsku... Wyraźny rozwój programów związanych ideowo z problematyką socjalizmu... Wzrost poziomu artystycznego. Wzbogacenie środków wyrazy scenicznego... Ciekawy rozwój artystyczny teatrów poezji... Sceny satyryczne zdają się przeżywać okres pewnej stagnacji... Mamy wreszcie, co ważniejsze, listę zespołów nagrodzonych. Oczekiwane fakty konkretne, przy których warto się chwilę zatrzymać. Większy będzie z tego pożytek niż z najbardziej nawet mądrych, bo wiszących w próżni, analiz ogólnych. A więc, po kolei:

STS w Warszawie, wyróżniony "za całokształt działalności oraz za przedstawiony na festiwalu program satyryczny "Wesoła dwururka" nagrodą dla najlepszego zespołu studenckiego. A więc - za kontynuację tradycji składanek satyrycznych, grawitujących, niestety, coraz wyraźniej w kierunku barwnych rewii, rezygnujących jawnie z dawnych ambicji politycznych, z roku na rok sprawniejszych technicznie, dojrzalszych aktorsko, ładniejszych i - "układniejszych". Za ciekawe wyniki współpracy z aktorami scen profesjonalnych (przede wszystkim mariaż z Siemionem, z którego narodził się, można chyba tak powiedzieć, nowy, niepowtarzalny styl własny tej sceny). Za szukanie nowych rodzajów widowiskowych, za propozycje dojrzałe w rodzaju "Widowiska o Rudolfie Hoessie", programy poetyckie ("Wieża malowana"), faktomontaże ("Oskarżeni"), będące, sądzę, jedną z najważniejszych szans teatrzyków studenckich myślących poważnie o dotrzymaniu kroku swym czasom, estrady literackie ("Zdrada Babla"), itd. - każdą z tych pozycji czytelnik N. K. zna już z omówień bieżących; pora zauważyć, że wyłania się z tego wcale sensowny, wcale konsekwentny model scenki współczesnej, dość groźny - bo pełen inwencji - konkurent nieruchawych, bo obciążonych pieczęcią instytucji państwowej, teatrów zawodowych.

Uznane za najlepszy aktualny program teatru studenckiego widowisko Wołanie do Mungu gdańskiego teatrzyku "Uwaga 61", montaż poezji murzyńskiej. Zjawisko niewątpliwie nowe: teatry poezji stanowią w tej chwili bez mała połowę istniejących scenek studenckich. Jedna z największych rewelacji: wybór znakomitych, świeżych wierszy kontynentu afrykańskiego (dotychczas znanych jedynie z publikacji w prasie literackiej, przekład Z. Stolarka), niefałszowana, autentyczna nareszcie atmosfera i sprawy budzącego się "czarnego lądu", bez taniej egzotyki, surowy i niespodziewanie współczesny spektakl; czysta robota teatralna, ze znakomitym rozwiązaniem przestrzeni scenicznej (totemy, maski, budowanie tła scenicznego efektami świetlnymi), dojrzałe mówienie wiersza, sugestywne wtopienie w widowisko muzyki jazzowej. Propozycja sceniczna "licząca się" w skali nie tylko zespołów amatorskich.

Wrocławski "Kalambur", jeden z najbardziej operatywnych i wszechstronnych zespołów studenckich, o wyraźnie krystalizujących się zamiłowaniach poetyckich, trochę ulegający skłonnościom mistyfikacyjnym; tradycyjne kontakty z środowiskiem robotniczym Ziem Zachodnich. Pokazał dwa programy poetyckie: poezja starofrancuska Żongler, trubadur, miłość i widowisko teatralne "Cieniom" według poematu W. Wirpszy (cień człowieka z mostu w Hiroszimie, pewnego dnia "wśród świateł migocących w wodzie i na poręczach" trafił na karnawał młodzieży), wielka inscenizacja widowiskowa, z baletem, barwnym korowodem karnawałowym, korzystająca trochę bez umiaru z wszelkich możliwych efektów teatralnych, często "obok" czy "poza" tekstem.

Nagroda dla szczecińskiego środowiska studenckiego, w którym działa w tej chwili sześć (!) zespołów teatralnych. Bezpretensjonalna składanka satyryczna Imieniny dyr. Kieraszka i program Requiem? Teatru Politycznego; program ważny politycznie, wart uwagi również jako interesująca próba znalezienia nowej formy scenicznej: jakże aktualny - i potrzebny - montaż antynazistowski, ze scenariuszem opartym o fragmenty przemówień czołowych hitlerowców i ich dzisiejszych pogrobowców, łączone z tekstami Borowskiego, Broniewskiego, Gałczyńskiego, Hołuja, Putramenta, Różewicza, Brechta, etc.

"Pstrąg" łódzki, drugi, obok STS-u, weteran ruchu studenckiego. Składanka satyryczna, której wyczerpującą charakterystyką jest tytuł - Niemożliwości stało się zadość; trudności tzw. obiektywne z preparowaniem programu satyrycznego, plus denerwująca w zespole studenckim "gładkość", jakaś fałszywa skłonność efekciarsko-artystowska, co w sumie prowadzi do wniosku, dotyczącego i reszty teatrów satyrycznych, o "pewnej stagnacji" tych scen. Za to pełna rehabilitacja Wierszami i songami Brechta, widowiskiem poetyckim o surowej, świadomie szorstkiej fakturze, będącym znakiem widomym ambitnych - bo szukających klucza do współczesności - zainteresowań artystycznych.

Gdański "Co-to", uroczy teatrzyk poetycki, istniejący od r. 1955, znany w kraju i za granicą; zastanawiająca jest doprawdy inwencja jego twórców, którzy przy pomocy samych rąk, czasami korzystając jeszcze z rekwizytu najprostszego jak parasolka, lejek, kubeczek, piłeczka, potrafią wyczarować na scenie własny świat, pełen prostych, naiwnych spraw i konfliktów, w których jest i zaduma filozoficzna, i poetycka metafora, i zaskakujące świeżością postrzeżenie.

Gdański teatrzyk "Kabały", zespół istniejący już kilka lat, który na festiwal przygotował interesujący montaż poezji T. Różewicza Ludzie, ludzie... Układ fragmentów poetyckich został leciutko "podfabularyzowany"; świetnie zabrzmiał ten Różewicz na scence en ronde, punktowany światłem, jakby filmowo wiążącym wiersz w sensowne ujęcia montażowe. "Sprawdził" się we wszystkich odcieniach, od tonów tragicznych, po ironiczny persyflaż; jakiś nowy akcent wydobyły nakładające się na tekst dyskretne przerywniki jazzowe.

Gdański teatrzyk medyków "Kontrapunkt", spektakl poetycki Człowiek w szarym ubraniu. Widowisko nader sugestywne formalnie (inscenizacja ruchowa, ograne rekwizyty, światło komponowane "znaczeniowo", muzyka), znowu montaż poezji współczesnej. Grzech niewybaczalny w teatrzyku tego typu: nadmiar "inscenizacji" przygłuszył wiersz, nie czuło się różnicy między poezją autentyczną a pustosłowiem nierymowanym.

Gdański kabaret "To-Tu", Divertimento W. Bielickiego; jeden z najmilszych wieczorów festiwalu, porcja znakomicie podanych piosenek, z lekko parodystycznym odcieniem. To tu pyszni się wspomniany na wstępie cylinder niegdysiejszego arystokraty, ku rozweseleniu którego produkują się na estradzi'e śliczne dziewczyny i wcale niemniej wydarzona płeć męska. Ze smakiem spreparowany program rozrywkowy, nic więcej - bagatela!

Fragmenty Szewców Witkacego w wykonaniu studentów łódzkiej szkoły plastycznej, kawał prawdziwego Witkacego, sensowna wreszcie zasada interpretacji dramaturgii tego typu...

Sporo tu, jak widać, widowisk z prawdziwego zdarzenia, wartych pokazania nie tylko na studenckiej estradzie, a i to jeszcze nie wszystko: krakowski "Teatr 38", jedyny studencki teatrzyk dramatyczny o mniej lub bardziej dyskusyjnym dorobku (25 premier!), ze "Spowiedzią chuligana" Jesienina i "Pod drzwiami" Borcherta, krakowski "Jeż" z poematem Ritsosa "Sonata księżycowa", trzy zespoły akademii medycznych - z Krakowa, Lublina i Łodzi, wrocławski teatrzyk "Pandora" z programem poezji współczesnej "Kainie, gdzie twój brat Abel", Jerzy Afanasjew, niestrudzony mistrz cyrkologii rodzimej, ze swymi okrutnymi "Białymi zwierzętami" i spłoszonym przez deszcz programem wozu wędrownego, i jeszcze kilka programów nie nagrodzonych i nie wyróżnionych, i jeszcze drugie tyle zespołów nłe zakwalifikowanych do udziału w festiwalu...

*

Ułatwitem sobie zadanie sprawozdawcy, przyznaję. Bez wniosków końcowych - że rozwój dynamiczny teatrzyków poezji (w których szukanie form widowiskowych możliwie najbliżej "przystających" do poezji współczesnej i dawnej) najłatwiej ewokuje nowy model scenki studenckiej, że coraz klarowniejszy staje się nurt główny rozwoju dalszego studenckiego ruchu teatralnego, w którym jednym z ważniejszych inspiratorów myślowych staje się deficytowa tu dotychczas literatura, że najbardziej energicznie rozwijają się ośrodki dotychczas dość jałowe artystycznie (sprawa to zresztą zasługująca na bliższą uwagę: ot, choćby problem, zrośnięcia się w organizm jednolity tak przypadkowych kiedyś skupisk jak na przykład Wybrzeże, gdzie dojrzewa od lat jeden z najbardziej prężnych ośrodków kulturalnych, w czym zasługa niemała właśnie najmłodszych pokoleń), że coraz czystsza jest atmosfera, bez śladu rozpływają się wczorajsze kompleksy, że "teatrzyków studenckich ciąg dalszy", mimo kryzysu dawnych form widowiskowych, wynikających z postępującej stabilizacji życia kulturalnego, nie zniszczył pięknych tradycji tego ambitnego ruchu amatorskiego - a więc bez wniosków końcowych i bez połajanek kończyć mogę te relacje. Z czystym sumieniem, bo chyba przytoczona wyżej lista zespołów wystarczająco wymownie potrafi zaświadczyć o tym, że choć ucichła wrzawa entuzjastów skandali, dzieją się dziś wśród studentów rzeczy, kto wie, czy nie bardziej ważkie dla dnia codziennego naszej kultury, aniżeli lat temu kilka, w okresie najbardziej "bohaterskim". Co mogłem oczywiście powiedzieć w dwóch zdaniach, ple kto wtedy by autorowi uwierzył?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji