Artykuły

Nie dajmy się znowu zaskoczyć

To niemal reguła. Bezpośrednie zetknięcie się z radziecką sztuką teatralną wprawia nas za każdym razem w zakłopotanie. Obojętne kiedy. Jest niespodzianką. Więcej: zaskoczeniem. Skłonni jesteśmy wierzyć, że znamy się jak przysłowiowe łyse konie, i oto nagle jakiś nowy fakt burzy misterne schematy. Wprawdzie coraz rzadziej bębnimy już na jednostajną nutę, że tradycja, że aktorstwo, że Stanisławski, że szkoła, że jedyna, że solidny, że bogaty; że masowy, że ho, że ha... Wprawdzie praktyczne lekcje, kiedy wachtangowowska groteska szekspirowska nie bardzo chciała nam pasować do wachtangowowskiego Pogodina, kunszt Iljińskiego do lekko zakurzonej szkoły Teatru Małego, kąśliwy Majakowski do przysypanego naftaliną MCHAT-u, Dostojewski leningradzki do leningradzkiej "Tragedii optymistycznej", upozowany Puszkin wachtangowowcow do zaprezentowanego przez tenże zespół Arbuzowa uczciwie wymieniam tylko rzeczy oglądane stosunkowo niedawno w Warszawie, a więc jeszcze świeżo zachowane w pamięci wprawdzie ta lekcja praktyczna nie minęła bez pożytku, ale... Ale chętnie przywracamy jakoś różne schemaciki, tabliczki, szufladki. Przestawiamy je od czasu do czasu, to prawda; co z tego, kiedy "przez całe wieki wraca się do tych samych kaprysów zakorzenionych kiedyś wśród ludzi, nawet gdy się poznało całą ich głupotę" jak zauważył to już kiedyś Fontenelle.

Niewątpliwie wart bliższego sprawdzenia jest dziwny paradoks, że z tego, co się dzieje istotnie ważnego i ciekawego w sztuce właśnie naszego wschodniego sąsiada, docierają do nas najwyżej jakieś strzępy, niekiedy ułamki. Rzecz tu nie w przypadkowości, improwizowanym charakterze informacji, jakimi karmiony bywa tzw. przeciętny Polak, doprawdy, tak źle nie jest. Raczej w znacznym nieprzygotowaniu do zrozumienia spraw, które wymagają czegoś więcej, jak tylko reportaży podfryzowanych najczęściej pod literaturę podróżniczą z Wysp Niedźwiedzich. Sztampy pojęciowe towarzyszą już tradycyjnie naszej wiedzy o teatrze ze Wschodu. Nie od dziś zresztą. W okresie zaborów ignorowanie wszystkiego, co rosyjskie było naturalną bronią przeciw rusyfikacji, wziętą z arsenału szlachetnych czynów patriotycznych. W dwudziestoleciu sito polityczne odcedzało dość skutecznie elementy "bolszewickiej" sztuki od życia codziennego naszego teatru wychwytywanie czegokolwiek z teatru czy literatury dramatycznej radzieckiej było bardziej aktem politycznym niż artystycznym; jednym, ale za to wymownym przykładem niech bę-dzie szamotanie się "bolszewizującego" L. Schillera. Okres gigantomanii powojennej również, wbrew pozorom, nie stworzył najlepszej atmosfery dla wzajemnego zrozumienia się, albo przynajmniej dostrzeżenia błędów popełnianych tak w odbiorze, jak nadaniu. Tak więc, jak dzieje się zazwyczaj, pustka wypełniła się doraźnie kleconymi schematami; żyją one i straszą do dziś.

Ale stop, nie o tym w tej chwili mowa. Chciałem po prostu powiedzieć, że owa reguła zaskoczenia znajdzie zdaje się w najbliższej przyszłości nowe potwierdzenie.

Bo w końcu powtarzane jak komunał zdanie, że ostatnie lata przyniosły w Związku Radzieckim zmiany istotne, nie jest ogólnikiem... Odmienił się teatr. Nie tylko teatr, oczywiście. "W jakim stopniu zmienił się poziom waszego życia w ostatnich latach?" pyta ankieta Komsomolskiej Prawdy. Odpowiada jakiś inżynier: "Niewątpliwie poziom podniósł się, materialnie trochę, w sensie duchowym stokrotnie". To "stokrotnie" warte jest naprawdę zacytowania. Zmienił się również teatr. Obok słynnego już na całym świecie filmu, obok krótkich form w prozie, architektury; klimat zmian wszędzie jest wspólny. Tyle, że w teatrze obserwujemy dość szczególne zjawisko.

Notujemy skrupulatnie; drukuje się i gra Brechta, który jeszcze niedawno w czasie wizyty moskiewskiej Berliner Ensemble był szokiem; drukuje się i gra Dürrenmatta; omawia się w prasie bardzo na serio Ionesco; wydaje się Gassnera, wydaje się pisma z kręgu paryskiego "Kartelu"; żywiołowe oklaski powitały spektakl "Sługi dwóch panów" mediolańskiego Piccolo Teatro. To prawda; rzecz każda warta jest uwagi. Ostrożnie jednak z wnioskami; miły naszym sercom epitet "europeizacji" przylepiony do tych zjawisk, niewątpliwie interesujących, ale będących niczym więcej jak tylko przejawami ubocznymi znacznie szerszego procesu, byłby trochę mylący. Mylący zwłaszcza w odniesieniu do teatru, który jest w istocie bardziej "europejski" niż się nam to dziś może wydawć. A przynajmniej długie lata stanowił trzon "europejskiej" sztuki teatralnej. Rewelacyjny Teatr Artystyczny, który był swego czasu olśnieniem dla Europy i Ameryki; balet rosyjski, który poprzez Diagilewa czy Niżyńskiego "zeuropeizował" sceny zachodnie (do dziś np. w Anglii przyjęcie pseudonimu scenicznego brzmiącego z rosyjska jest gwarancją dobrej firmy); Teodor Komissarżewski, któremu teatr angielski zawdzięcza w znacznym stopniu stanięcie o własnych nogach; Michał Czechow, który choć nie miał w latach emigracji okazji do pełnego rozwinięcia swych wielkich możliwości aktorskich, reżyserskich czy pedagogicznych, pozostawił niejeden ślad swej indywidualności na teatrze niemieckim, angielskim, amerykańskim; dziesiątki aktorów-emigrantów, którzy stanowili najważniejszy trzon szkolnictwa artystycznego we Francji czy Stanach Zjednoczonych; wreszcie nie byle co: Wachtangow, Tairow, Meyerhold, echa których pobrzmiewają do dziś w teatrze dwudziestowiecznym. To tylko pobożne, mocno do tego niepełne wyliczenie tego, co teatr rosyjski i radziecki wniósł dotychczas do europejskiej sztuki scenicznej ostatniego pięćdziesięciolecia. Chyba niewielka przesada zawarta jest w twierdzeniu, że najowocniejszy w teatrze radzieckim okres jakże u nas niedoceniany, jakże słabo znany! był jednocześnie najciekawszym, najintensywniej nasyconym frapującymi poszukiwaniami twórczymi, rozdziałem dwudziestowiecznej sztuki teatralnej.

To pewne, że urwana kiedyś ciągłość poczynań będzie musiała wcześniej czy później wrócić na porządek dzienny. Istotnie, zatroszczono się o to żywo w ciągu kilku ostatnich znamiennych lat. Jednym z ważniejszych postulatów w niedawnej dyskusji o reżyserii radzieckiej był postulat nawiązania do tradycji "złotego wieku" reżyserii radzieckiej; "trzeba zwłaszcza pamiętać, że odkrycia reżyserii radzieckiej, ukształtowanej w epoce rewolucji, mają znaczenie światowe i że nam najmniej przystoi o tym zapomnieć". Nie, stanowczo ważniejszym zjawiskiem od zadzierzgnięcia bliższych kontaktów z dzisiejszą sztuką europejską jest przyznanie się do własnych tradycji teatru lat dwudziestych. W końcu, związanie zerwanych nici jest dużo naturalniejszym procesem od przeflancowywania rzeczy bądź co bądź znacznie bardziej odległych w tradycji.

Spór o historię, o przywrócenie właściwej rangi przeszłym sprawom teatru radzieckiego nie ma przeto dziś w ZSRR bynajmniej charakteru akademickiego. W racjach obu stron wyładowują się mocno nabrzmiałe problemy współczesne. Kiedy Sołodowników, dyrektor MCHAT-u ściera się z Ochłopkowem o właściwą ocenę roli nurtu reprezentowanego w historii radzieckiej przez MCHAT, rzecz dotyczy właściwie oceny aktualnej sytuacjj w teatrze radzieckim. Kiedy K. Rudnicki próbuje rewizji przyjętych za oficjalne założeń metodologicznych dotyczących początków dramatu radzieckiego, rozbija obiegowe sądy scholastyczne ("tradycyjny, a więc postępowy") stające w poprzek rozszerzeniu ram teatru socjalistycznego poza kanony wczorajsze. Wyliczenie wszystkich aspektów sporu zajęłoby zbyt wiele czasu Ograniczmy się zatem do oczywistej konkluzji: fakt, ze sprawy te trafiły na łamy publicystyczne sygnalizuje niewątpliwie, że bez ich uporządkowania, bez dokonanego z pozycji dzisiejszej przewartościowania trudno będzie zabrać się do dalszej roboty.

Rehabilitacja lat dwudziestych staje się stopniowo mimo pewnych oporów faktem dokonanym. Proroctwa są mocno niebezpieczne. Trudno w tej chwili przewidzieć precyzyjnie ostateczne konsekwencje nowego stanu rzeczy, skutki podjętej rewizji. Jedno nie ulega wątpliwości: powrót do leninowskich zasad kierowania sztuką, do giętkiego, wielonurtowego modelu teatru socjalistycznego ukształtowanego w okresie kierowania komisariatem oświaty przez Łunaczarskiego, daje już pierwsze owoce. Tyle, jeżeli idzie o ogólny klimat. Oczywiście, rzecz komplikuje się niepomiernie, kiedy zaczyna być mowa o praktycznym wykorzystaniu dorobku lat dwudziestych. Bądź co bądź, są to lata dość już odległe, teatr ówczesny stał się zjawiskiem zdecydowanie historycznym, coraz mniej "przystającym" do współczesności; ani powielanie czy rekonstrukcja anachronistycznych mimo wszystko dawnych modeli scenicznych, ani mechaniczna kontynuacja minionych wzorów nie miałaby większego sensu. Zdają sobie z tego sprawę wszyscy. Powtórzenie meyerholdowskiego Mandatu Erdmana czy wznowienie przez Ochłopkowa Arystokratów Pogodina w dawnym kształcie byto przedsięwzięciem udałym, ale przecież na szerszą skalę ryzykownym. Rzecz raczej w przetrawieniu tamtego okresu, we włączeniu jego doświadczeń do żywego nurtu współczesnego, który odcięty od części przeszłości stawał się w pewnym okresie coraz bardziej jałowy. Próbuje tego z dużym powodzeniem Ochłopkow w teatrze im. Majakowskiego, jednej z ciekawszych dziś scen moskiewskich, próbuje Towstonogow, cały szereg reżyserów średniego i młodszego pokolenia. Z różnym powodzeniem; z jednakową jednak zawsze pasją.

Zresztą nie tylko to jedno zasługuje na bliższą uwagę. Odzywają się coraz raźniej teatry narodów ZSRR, o innej niż rosyjski, często starszej kulturze teatralnej, innej orientacji artystycznej. Gruziński, w stylu swym bliższy np. dramatowi antycznemu niż Czechowowi, z czego zdawał sobie kiedyś tak doskonale sprawę Mardżanow; estoński; ukraiński, z jego ciekawą, coraz żywiej wykorzystywaną tradycją widowisk ludowych. Pisał niedawno w Tieatrze W. Sieczin o tym, że jeszcze przed kilku laty przedstawienie w Kijowie było bądź nieudolną kopią MCHAT-u, bądź "radowało ucho i oko" pieśniami kozackimi, hopakiem, wyszywanymi koszulami i wstążkami; sądzono, że ideałem jest widowisko "romantyczno-bytowe" rodem z XIX w. Obecnie, kiedy coraz więcej mówi się o lakoniczności sztuki teatralnej, skrótowości, o jej treściach intelektualnych powiada staje się na powrót aktualna sprawa teatru narodowego, nie ograniczającego się już tylko do warstwy obyczajowej, narodowych strojów, obrzędów.

Coraz częściej przypomina o swoim istnieniu młodzież. Młodzież wychowana w imponująco rozbudowanych szkołach i instytutach teatralnych przez pedagogów dawnego pokolenia i nieraz przeciwko tympedagogom zbuntowana. Słynna jest już sprawa moskiewskiego "Sowremiennika", grupy młodych wychowanych przez MCHAT, która się oderwała, usamodzielniła, wzburzyła opinię teatralną i zdobyła wstępnym bojem niesłychane powodzenie. Przypomniały się czasy, kiedy mnożyły się studia MCHAT-u, z których wyrastały, wykarmione na dobrej glebie, oryginalne zespoły samodzielne: MCHAT II, teatr Wachlangowa. Podobnych grup jest więcej. Nie zawsze konstytuują się w odrębne zespoły; zawsze mają coś własnego, oryginalnego do powiedzenia, wnoszą jakiś świeży powiew do ustabilizowanego i niepokojąco zinstytucjonalizowanego życia teatralnego. Niedawno dał oto znać o sobie ponadplanowym spektaklem najstarszy rocznik młodzieży wychowanej przez Teatr Mały, grupa debiutantów z GITIS-u. Coraz częściej i więcej słyszy się o młodych aktorach, reżyserach, scenografach; coraz bardziej interesujące dramaty piszą młodzi diamaturgowie, dla których W. Rozow jest już starszym panem. Młode pokolenie nie nią wprawdzie jeszcze swoich głośnych inscenizatorów swoich przywódców, wyraźnie zarysowanego oblicza, ale... Na tak żyznej glebie, przy tak bogatym zapleczu, z tak żywymi, najlepszymi tradycjami sztuki teatralnej nie będziemy chyba długo czekali na kolejną niespodziankę.

W teatrze radzieckim szykują się, dojrzewają interesujące rzeczy. Kurs na współczesność, znaczne ożywienie w dramaturgii, intensywność sporów wewnętrznych dopingujących do współzawodnictwa najszacowniejsze trupy aktorskie, wielonurtowość poszukiwań, a przede wszystkim atmosfera zaufania, zniknięcie dręczącej podejrzliwości dla wszystkiego, co odbiegało od jedynego kanonu, etc, wszystko to zapowiada, jeżeli pozwolić sobie przy końcu na nieco patetyczne słowo, sporo rewelacji. Część z nich już się dokonała. Nie dajmy się znowu zaskoczyć!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji