Artykuły

Arystofanes po meksykańsku

Aż z Meksyku pochodzi reżyser, któremu zawdzięczamy wczorajszą premierę "Lizystraty" Arystofanesa. Być może jego recepta na insceni­zację antycznej komedii przypad­nie wielu widzom do gustu. Raul Zermeno starał się bowiem, aby rzecz wypadła śmiesznie. Założenie to słuszne, bo w końcu na kome­dię idzie się po to, aby się poś­miać. O zabawność zadbał jednak przede wszystkim sam Arystofanes. "Lizystrata" jest w końcu komedią nader swawolną, w której dialogi, dosadne i dosłowne, toczą się wo­kół spraw męsko-damskich. A wia­domo, ten temat budzi zawsze naj­więcej uciechy. W tej materii jak widać nic się od czasów starożyt­nych nie zmieniło.

Co zrobił w tej sytuacji reżyser? Okrasił sztukę pomysłami wycho­dząc z kolejnego założenia, że w komedii wszystko się zmieści. Może i racja. Pomysły te, mniej lub bardziej zabawne, są w końcu do przyjęcia, a więc i lina, i hulaj­noga, i huśtawki, na których usa­dzone są chóry i kostiumy ukazu­jące raczej śmiesznostki niż powa­by ludzkiego ciała. Brak mi w tym wszystkim jednak jakieś głównej myśli przewodniej, której były pod­porządkowane owe, momentami na­wet zgrabnie powymyślane, dzia­łania sceniczne. No i ta rewia, ro­biona według najgorszych telewizyj­nych wzorów. Markowane na sce­nie tańce przypominają żywcem pro­gramy rozrywkowe w TV, w któ­rych produkująca się grupa panienek i panów uprawia nieskładną gimnastykę typu: rączki w górę, a potem w przód i w bok. I tu dochodzimy do rzeczy naj­ważniejszej, która zaważyła chyba najbardziej ujemnie na spektaklu. Dość trudnym zadaniom nałożonym przez reżysera nie sprostał przede wszystkim zespół aktorski. Bo cóż z tego, że Gena Wydrych doskonale sobie radzi jako Lizystrata, że Je­rzy Z. Nowak autentycznie bawi jako Probul, że jeszcze parę osób - Maria Zbyszewska, Zdzisław Ku­źniar, Eugeniusz Priwieziencew two­rzy ciekawe charakterystyczne po­stacie. Stanowią oni zaledwie jed­ną piątą dużego zespołu, który nie­mal nie schodzi ze sceny.

A zespół sobie wyraźnie nie ra­dzi, zarówno z rozgrywaniem poje­dynczych sytuacji jak i w scenach zbiorowych, a zwłaszcza tych wokalno-tanecznych.

Szkoda. Przed kilku laty oglą­daliśmy tę samą komedię Arysto­fanesa (pod innym tylko tytułem "Sejm kobiet") w naszym Teatrze Kameralnym. Do dziś pamiętamy ją jako czysty, w przezabawnej ka­baretowej trochę konwencji i nie­zwykle sprawnie zrealizowany spektakl. "Lizystrata" w Teatrze Współczesnym na dłużej nam się chyba nie utrwali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji