Artykuły

Chcę dotrzeć do przyczyny

- Twórca, który jest aseksualny albo nie uświadamia sobie swojego pożądania, podświadomie ujawnia to w swoich pracach. I odbiorca, taki jak ja, ma prawo powiedzieć, że to widzi - mówi Karol Radziszewski, artysta wizualny, reżyser filmu "Książę".

Czy możemy dziś rozmawiać o Jerzym Grotowskim jako o osobie? Czy też jego postać - fundamentalną dla współczesnych sztuk performatywnych - całkowicie strawił mit? Karol Radziszewski przygląda się tym kwestiom w filmie "Książę" (2014), prezentowanym w Konkursie Filmy o Sztuce na tegorocznym T-Mobile Nowe Horyzonty. Ewa Szabłowska: "Książę", twój najnowszy film, jest pewnego rodzaju dekonstrukcją ikony teatralnego rewolucjonisty - Jerzego Grotowskiego. Karol Radziszewski: - "Książę", który opisywany jest jako film o Grotowskim, jest bardziej o jego aktorach, Ryszardzie Cieślaku i Teresie Nawrot. Ale przede wszystkim jest filmem o aktorstwie, o mierzeniu się z guru, ze swoimi słabościami. Bardziej niż dekonstrukcją, jest to próba nowego spojrzenia, innego niż dotychczas - nie analiza mistyczno-duchowych poszukiwań Grotowskiego, ale legendy, która przez wiele lat narosła wokół jego postaci i zespołu.

Czyli...?

- Film opiera się na świadectwie Teresy Nawrot i jej wersji opowieści, która nie była dotychczas uwzględniana w oficjalnej narracji ludzi związanych z Grotowskim. Nie konfrontuję dwóch stron, jak to bywa w telewizji, ale oddaję głos osobie, która była do tej pory wykluczona. Pozostałe źródła pochodzą z numeru "Notatnika Teatralnego" poświęconego Cieślakowi. Furię wzbudził fragment wywiadu dziennikarki z córką Cieślaka, opublikowany w tymże piśmie. Kiedy aktorki wypowiadają go na głos, wybrzmiewa jego opresyjność. Jest wreszcie moja rekonstrukcja "Thanatosa Polskiego", zrealizowana na podstawie nagrań dźwiękowych. Nie interesowało mnie zrobienie laurki, lecz pokazanie, jak ten teatr wyglądał w szerszym kontekście społecznym, politycznym czy ludzkim.

Jak się okazało w czasie premiery filmu na T-Mobile Nowe Horyzonty, taki rewizjonizm wzbudził u widzów duże emocje.

- Zarzuty, że film nie mówi prawdy o Grotowskim, padały ze strony tzw. obrońców pamięci, którzy pielęgnują utrwalony przez nich samych obraz reżysera. Rozzłościło ich, że można ten teatr czytać np. jako homoerotyczny, co zresztą mniej mnie interesowało niż kwestia sublimacji seksualnej w relacji Grotowski - Cieślak. Twórca, który jest aseksualny albo nie uświadamia sobie swojego pożądania, podświadomie ujawnia to w swoich pracach. I odbiorca, taki jak ja, ma prawo powiedzieć, że to widzi. W finale filmu padają słowa Teresy Nawrot, że Grotowski był prawdopodobnie ukrytym homoseksualistą. Faktem jest, że ciało w Teatrze Laboratorium było silnie obecne i było to głównie ciało męskie. Dla mnie nie jest ono neutralne, ale właśnie erotyczne. W filmie nawiązuję do swoich innych prac, w których badałem poczucie wstydu, polskiej męskości i obecność ciała męskiego w kulturze polskiej. To jedna rzecz. Druga to polityczność, która w przypadku Grotowskiego jest zawsze pomijana. Ten teatr funkcjonował za komuny jako wizytówka kultury z bloku wschodniego. Mieli nieograniczone możliwości podróżowania. Byłoby to niemożliwe bez pewnego układu politycznego.

Jednak można sobie zadać pytanie, jaki ma sens drążenie życia prywatnego Grotowskiego?

- Interpretowanie pracy artysty przez jego biografię wydaje się kluczowe dla współczesnej kultury. W pewnym sensie Grotowski tego samego wymagał od swoich aktorów. Przede wszystkim interesował go człowiek. Cały monolog "Księcia niezłomnego" oparty jest na najbardziej intymnych wspomnieniach Cieślaka dotyczących jego pierwszego zbliżenia seksualnego. Na tych emocjach oparł rolę poddawanego torturom księcia. Jeżeli Grotowski pracował w ten sposób, będąc psychologiem-amatorem i szamanem jednocześnie, to interesuje mnie, dlaczego tak sam siebie i swoje ciało represjonował. Wymagał całkowitego ogołocenia ze strony aktorów, sam pozostając w ukryciu. Ja również często ukrywam się i sublimuję w swojej sztuce, może dlatego dostrzegam, jak ta sublimacja realizuje się u innych twórców.

Nieporozumienie wywołał również fakt, że do "Księcia" nie da się przyłożyć miarki dokumentalnego filmu biograficznego, bo balansuje na granicy dokumentu i fikcji...

- Lubię wymyślać świeże formy, żeby za ich pośrednictwem zmusić ludzi do refleksji nad tym, co oglądają. Na jednym z portali filmowych każdy mój film opisany jest jako biograficzny, co jest zabawne, bo prawdopodobnie są one wszystkim, tylko nie filmami biograficznymi. Gdy robię film, bardziej niż konkretna osoba interesuje mnie pewna sytuacja albo zjawisko. Nie interesuje mnie cała Natalia LL, tylko jej podróż do Ameryki i zagadnienie feminizmu (film "America Is Not Ready For This", 2012). I tak samo z Wittgensteinem: też nie wgłębiam się w jego filozofię, ale relację z poetą Traklem ("MS 101", 2012). W "Księciu" interesuje mnie napięcie między Grotowskim, Cieślakiem a Nawrot. Skupiam się na konkretnym aspekcie, który chcę przebadać. Gdy myślę o postaci, chodzi mi o pewną potencjalność. Moje filmy są trochę jak podróż w czasie, opierają się na faktach, ale zupełnie inaczej rozkładam akcenty.

Poświęcasz dużo uwagi kwestionowaniu materiałów źródłowych, badasz wydarzenia sprzed kilkudziesięciu lat. Czy przeszłość interesuje cię bardziej niż współczesność?

- Praca z archiwami, z przeszłością jest jedną z ciekawszych rzeczy, które może robić współczesny, krytycznie myślący artysta. Jest to w jakimś sensie działanie polityczne, które bardzo wpływa na teraźniejszość i na przyszłość. Krytyka współczesności jest bardziej jednostronna. To, co się dzieje teraz, jest wynikiem tego, co się zdarzyło wcześniej. Zamiast mierzyć się ze skutkiem, chcę dotrzeć do przyczyny.

Masz bardzo kreatywną metodę pracy z materiałami archiwalnymi, opierającą się na rekonstrukcjach, nawarstwieniach i powtórzeniach. Jaka jest ich funkcja?

- Powtórzenia pokazują, że nic nie jest tu obiektywne i neutralne. Jeśli obejrzysz coś dwa razy, to już mniej w to wierzysz. Ta sama rzecz powtórzona pokazuje, jak działa teatr. Jeżeli "Książę niezłomny" był grany przez kilkanaście lat i za każdym razem był aktem całkowitym, to Cieślak miał inne doświadczenia kiedy miał 25 lat, a inne kiedy miał lat 35. A jednak Grotowski był dumny, że kiedy w filmowym zapisie spektaklu nałożyli na siebie dźwięk i obraz nagrane z kilkuletnim dystansem, wszystko to się pięknie złożyło, w identycznym tempie, co do słowa. Z jednej strony pokazuje to pewien absurd modernistycznego podejścia do teatru, a z drugiej unaocznia, jak kontrolowana, manipulowana i nieoczywista jest dokumentacja spuścizny po Grotowskim.

W listopadzie w Centrum Sztuki Współczesnej Znaki Czasu w Toruniu otwierasz wielką wystawę poświęconą "Księciu"...

- Nazywa się "The Prince and Queens" i tego tytułu nie tłumaczymy na polski, dlatego, że słowo queens w języku angielskim zawiera ironiczną dwuznaczność, którą chciałem podkreślić: między kolokwialnym użyciem słowa ciota a słowem królowe, czyli obecnymi w moich pracach kobietami. Feminizm jest dla mnie bardzo istotny. To będzie przekrojowa próba pokazania mojej pracy z archiwami (podtytuł wystawy brzmi "Ciało jako archiwum") oraz strategii i metod pracy przy trzech projektach filmowych. Będą pokazane: "Książę", .Ameryka Is Not Ready For This" i "Kisieland" (2012), ale zestawione w nowych konfiguracjach.

***

Na zdjęciu: Jerzy Grotowski i Ryszard Cieślak podczas próby do spektaklu "Książę Niezłomny", Teatr Laboratorium, Wrocław 1965 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji