Artykuły

Szalikowcy na stadionie Wembley

"Bądź mi opoką" w Teatrze Miniatura w Gdańsku. Recenzja Katarzyny Fryc w Gazecie Wyborczej-Trójmiasto.

"Bądź mi opoką" ogląda się jak spektakl zrealizowany metodą verbatim. Dałabym głowę, że to teatralny dokument.

Postawmy sprawę jasno: subkultura kibiców jest mi tak znana, jak plemienna kultura Aborygenów. Albo jeszcze mniej. W życiu nie byłam na meczu, osobiście nie znam ani jednego oddanego sprawie kibica, nie rozróżniam Lechistów od Arkowców. A mimo to spektakl "Bądź mi opoką" według tekstu Brytyjczyka Barriego Keeffe'a - kameralny dramat trzech fanów Manchester United - dotyka mnie bezpośrednio. Mnie i mój intymny mały świat, w którym nie ma miejsca na sportowe emocje. Jest za to przestrzeń dla uczuć w ogóle i otwartość na świat dla mnie egzotyczny. W tekście, który uwiódł Grzegorza Wolfa - pomysłodawcę spektaklu i odtwórcę jednej z głównych ról, odnajduję metaforę sytuacji człowieka, któremu świat nie zaoferował nic poza pozorną wartością - przynależnością klubową, dającą złudne poczucie siły i zaspokajającą potrzebę funkcjonowania w społeczności.

W spektaklu "Bądź mi opoką", który w ramach Gdańskiego Stypendium Teatralnego wystawiono w niedzielę w teatrze Miniatura, poznajemy trzech szalikowców Manchesteru (Ian - Grzegorz Wolf, Paul - Piotr Michalski, Lu - Wojciech Chorąży), którzy przed rozpoczęciem pucharowego meczu czekają pod ścianą stadionu Wembley na Łysego (ma im załatwić bilety). Ian i Joe to starzy wyjadacze, stadionowi weterani. Lu jest od nich młodszy, uważają go za żółtodzioba. Dopiero uczy się, co znaczy być kibicem. Ale tylko Lu zdaje się mieć jeszcze ludzkie odruchy - potrafi oddać komuś upragniony bilet, nie boi się mówić o uczuciach, ma jakieś marzenia.

Kiedy Łysy nie przynosi biletów, dla fanów Czerwonych Diabłów oznacza to koniec świata. Z taką traumą każdy próbuje mierzyć się na swój sposób. Paul rani się waląc głową w mur stadionu, Ian wyławia strzępy relacji z Wembley wśród szumów z podręcznego radyjka. Lu ma inny pomysł: "gdyby mieć tak z dziesięć metrów linki i kotwiczkę, to może byśmy dali radę górą...".

Prości chłopcy z robotniczej dzielnicy nie znają innego sposobu spędzania czasu ani wydawania pieniędzy. Futbol to jedyna pasja, jaka ich porwała, jedyna przygoda. Innych nie znają, pewnie nawet nie szukali. Może to nie ich wina, że świat zaoferował im tylko tyle?

Spektakl bezsprzecznie udany. Oszczędny w formie, skromny w oprawie, ale bogaty. Ważny nie tylko dla kibiców, choć i tych na premierze nie zabrakło. Poruszający, dobrze zagrany. "Dali radę chłopaki" - skwitowałby mój redakcyjny kolega. I miałby rację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji