Artykuły

Barbara Krafftówna, czyli święto

Było jak w piosence "A jednak najprościej", w której Barbara Krafftówna śpiewała "W kawiarni miejsca nie ma"; na spotkanie z wielką aktorką w krakowskiej Cafe Caroline przybył, kto mógł (i wiedział) - m.in. Marta Stebnicka i Żuk Opalski, który był jednym z reżyserów spektaklu "Błękitny diabeł" - relacjonuje Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.

Wcielała się w nim Krafftówna w Marlenę Dietrich, czcząc tą rolą 60-lecie swej pracy artystycznej. I był to pierwszy w karierze tej aktorki monodram. "Ja ze sobą na scenie - to przecież onanizm artystyczny" - mówiła z właściwym sobie dystansem i poczuciem humoru w jednym z wywiadów.

Wspomnianą sztukę oraz następną - "Oczy Brigitte Bardot", przygotowaną na 80. urodziny aktorki - napisał Remigiusz Grzela i on też ma być autorem wywiadu-rzeki z Barbarą Krafftówną.

Wyobrażam sobie (bo o to już nie spytałem), że ukaże się na 70-lecie jej pracy.

Debiutowała bowiem w Teatrze Wybrzeże jesienią 1946 roku, pod skrzydłami swego mistrza Iwo Galla i jego żony Haliny. Przywędrowała za nim z Warszawy, gdzie była uczennicą na jego tajnych kompletach, do Krakowa, gdy prowadził tu Studio Teatralne, mieszczące się przy Warszawskiej 5.

Galla wspomina do dziś z atencją i od lat zabiega o tablicę pamiątkową, która by honorowała tego człowieka teatru. Nie żyją już inni jego wychowankowie (Mikołajska, Śląska, Holoubek, Łomnicki), bo pewnie wsparliby te apele, na które ktoś w Krakowie powinien wreszcie zareagować. Zwłaszcza władze PWST, do której budynek należy.

Barbara Krafftówna, genialna aktorka i absolutnie urocza, cudowna kobieta. Nic z gwiazdorstwa, póz, cienia wynoszenia się. Sam wdzięk, bezpośredniość i umiar. Zachwycali się nią Starsi Panowie, których kabaretu była ozdobą, wyśpiewując ich arcypiosenki: "W czasie deszczu dzieci się nudzą", "Rzuć chuć", "Wesoły deszczyk"... Była w jej interpretacjach subtelność, żart, szczypta autoironii i surrealnego humoru, co pokazała i podczas festiwalu w Opolu (1968 r.) mistrzowsko wykonaną "Balladą o ogródkach działkowych" (na których nic się nie dzieje).

Sama aktorka, co przyznała w Cafe Caroline, dałaby sobie Oscara za interpretację piosenki "Dawnej wiedźmy czar"; przypomniana z płyty wywołała burzę braw i pochwały prof. Stebnickiej, przez lata uczącej wszak interpretacji piosenki w krakowskiej PWST.

Przyjazd do Krakowa zawsze Barbarę Krafftównę "sentymentalnie rozczula", bo stąd i Gall, i Wojciech Jerzy Has, w którego filmach zagrała. Dziś trudno sobie wyobrazić polskie kino bez jego obrazu "Jak być kochaną", z mistrzowską rolą Felicji, uznaną na festiwalu filmowym w San Francisco za najwybitniejszą rolę żeńską (nagrodę odebrała aktorka po latach, mieszkając w USA).

To był czarowny wieczór, który - i tu się pochwalę - miałem zaszczyt prowadzić. Zapis z niego, rzecz jasna, PT Czytelnicy otrzymają. Okazja będzie choćby w grudniu; 4 - imieniny aktorki, 5 - urodziny, a 6 - św. Mikołaj. - Od dziecka mam święto przez trzy dni - przyznaje aktorka. My mamy święto, ilekroć obcujemy z jej Sztuką.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji