Bez retuszu
...Celność akcji psychologicznej, płynność wiersza, wyrazistość postaci tak, to zalety twórczości Fredry, które szczególnie zobowiązują realizatorów jego komedii, ale wierne oddanie pogodnej, słonecznej atmosfery jego utworów to takżie pryncypialne zadanie dla reżysera i dla aktora.
Był nie tak dawno w naszym teatrze czas, kiedy w komediach Fredry usiłowano wyakcentować głównie wartości poznawcze, owe adresy do jego epoki, owe transmisje do problematyki współczesnej. W rezultacie tych usiłowań otrzymaliśmy poza garścią nowych szczegółów historyczno - obyczajowych także np. Papkina z łatą na kolanie, Podstolinę w charakteryzacji przedstawicielki oświeceniowego demi-mondu, Gucia z manierami chuligana, Justysię w roli aktywistki libertynizmu na terenie warszawskiego salonu z XIX w. Smutno było wtedy na przedstawieniach Fredry. Świetny pisarz i jowialny staruszek z Chorążczyzny uśmiechał się do nas poprzez grymas, jak w ataku podagry.
Nie negując konieczności odczytania Fredry do końca, chcę zauważyć, że wychowawcze elementy jego komedii zawierają się także w tej atmosferze sympatii do człowieka, wypełniającej wszystkie kąty jego teatru, w jego zaufaniu do humanistycznej natury jego bohaterów, opakowanej niekiedy w siedem skór wad i śmiesznostek. Myślę, że tu tkwią agitacyjne wartości komedii Fredry i że takiej agitacji nigdy nie będzie za dużo w naszym teatrze współczesnym. Ostatnie lata wymodelowały nas po trosze na Milczków, Łatków, Geldhabów. Ludzie się nie lubią, bieda ich poróżniła i uczyniła obojętnymi na sprawy bliźnich. Nie twierdzę, że teatr może uzdrowić stosunki międzyludzkie, ale wpływa przecież na wyobraźnię, niech więc niesie widzowi pociechę. Ręczę, że najbardziej sympatyczny cześnik Raptusiewicz nie wzbudzi w nikim tęsknoty do ustawy reprywatyzującej obszarników...
Wracając do uwag początkowych stwierdzam z przyjemnością, że inscenizator i reżyser "Dożywocia" w TMW Iwo Gall pokazał nam Fredrę bez retuszu! Fredrę jakby z teki Orłowskiego nie Daumiera. Fredrę odczytanego nie ,,po nowemu", nie ,,po staremu", ale właściwie. Niezagubiony przez Galla wdzięk "Dożywocia" uskrzydlił fabułę zaplątaną nieco w prawnicze rygoroza, spotęgował humor. Aktorzy czuli się dobrze w tym klimacie. F. Solowski w roli Łatki tworzy kreację b. bliską Solskiego. Z. Hellebrand jako Twardosz jest kapitalny w swojej hieratycznej funkcjonalności, choć mówi zaledwie parę słów. Dobry Liburski jako Orgon i J. Bujańska i E. Drozdowska jako Rózie poddane uniwersalnie woli "tatuńcia", i Z. Meisel i J. Baranowski jako bracia Lageny (choć mało zróżnicowani). Nad potęgowaniem zgryzoty Łatki czuwa energicznie i zabawnie Filipek - Z. Bebak. "Dożywocie" - na odcinku repertuaru młodzieżowego - to druga teraz wartościowa pozycja po "Krzesiwie" Andersena w reżyserii M. Billiżanki.