Artykuły

Warszawa. Borys Lankosz debiutuje w teatrze

- Konstrukcja "Kolacji kanibali" przypomina mi tę, którą znamy z programów typu reality show - przyznaje Borys Lankosz. Twórca "Rewersu" debiutuje na scenie spektaklem, w którym perwersyjna propozycja obnaża prawdę o bohaterach. Premiera 6 listopada w Teatrze Polonia

Z Borysem Lankoszem rozmawia Piotr Guszkowski.

Pytany o presję drugiego filmu w karierze, czyli wchodzącego na ekrany w styczniu "Ziarna prawdy", odpowiada pan, że to sytuacja sztucznie wykreowana przez tak zwanych życzliwych. A jakie uczucia towarzyszą debiutowi w teatrze?

- W przypadku "Kolacji kanibali" czuję ciśnienie, ale to naturalna emocja wpisana w zawód reżysera. Z każdym projektem wchodzimy w coś zupełnie nowego, wiele się uczymy. Czy obawiam się teatru jako filmowiec? Raczej nie, bo mój filmowy styl pracy ma coś wspólnego z teatrem: lubię długie sceny i pracę z aktorami, a scenariusze, które wybieram, pisane są przez literatów.

Pomysł adaptacji tekstu Juliena Sibre'a wyszedł od pana czy była to propozycja Krystyny Jandy?

- Tekst przyszedł od Krystyny Jandy, za co jestem jej bardzo wdzięczny. "Kolacja kanibali" to wspaniały materiał, przedstawienie zdobyło najwyższe francuskie laury teatralne - Moliery - do dziś zagrano je w Paryżu ponad 700 razy.

Może powiedzmy w skrócie o co chodzi?

- Rzecz dzieje się w 1942 roku we Francji. Przeżywający kryzys wieku średniego mężczyzna organizuje dla swojej młodej żony urodzinową kolację. Bohaterowie chcą spędzić miły wieczór w gronie przyjaciół, a natrętne myśli o okupacji odsunąć od siebie tak daleko, jak to tylko możliwe. W środku imprezy za oknem padają strzały. Okazuje się, że ruch oporu dokonał pod ich domem zamachu na życie dwóch niemieckich żołnierzy. Chwilę później do mieszkania wpada gestapo. Wyrafinowany i świetnie wykształcony esesman, kapitan Kaubach, w panu domu rozpoznaje swojego ulubionego antykwariusza, z którym lubił czasem uciąć sobie pogawędkę o Sofoklesie i starożytnych filozofach. Ponieważ Kaubach w odwecie za śmierć żołnierzy z każdego mieszkania ma zabrać dwóch zakładników, gospodarzowi i zaproszonym na przyjęcie gościom składa "po znajomości" perwersyjną propozycję. Mają czas do deseru, by wybrać, kto z nich zostanie stracony.

I wtedy się zaczyna?

- Spektakl rozgrywa się praktycznie w czasie rzeczywistym: atmosfera gęstnieje, napięcie staje się nie do zniesienia. Z siedmiorga bohaterów "wyłazi" wszystko, co najgorsze. Zachowują się jak tytułowi kanibale. Małżeństwo, macierzyństwo, przyjaźń czy patriotyzm zostają bezwzględnie zweryfikowane. Okazuje się, że to wyłącznie użyteczne iluzje, które tworzymy na potrzeby dnia codziennego.

To bardzo brutalna diagnoza.

- To okrutny tekst. Co nie znaczy, że pozbawiony humoru. Wierzę, że w trakcie spektaklu widzowie kilka razy zachichoczą.

Śmiech bywa często reakcją obronną, niekontrolowanym przejawem strachu. A jak jest tutaj?

- Myślę, że to właśnie ten przypadek. Hauptmann Kaubach [w tej roli Rafał Mohr - przyp. red.] kojarzy mi się z bezlitosnym reżyserem, który pojawia się na scenie co jakiś czas i tylko po to, by dokręcić bohaterom śrubę. Prowokuje ich do obnażenia swoich lęków i najbardziej skrywanych tajemnic. Właśnie dzięki temu powstaje pasjonujące widowisko.

To ciekawe, konstrukcja "Kolacji kanibali" przypomina mi w jakiś sposób tę, którą znamy z programów typu reality show. Przecież tam, bardzo często, uczestnicy zamknięci w jednej przestrzeni, zmuszani są do eliminowania się z rozgrywki bezwzględnie i pod byle pretekstem. Choć, zauważmy, że w roli tej potrafi też z powodzeniem wystąpić demokratycznie głosująca publiczność. Kiedyś w brytyjskiej prasie czytałem, że Hitler planował rodzaj telewizyjnego widowiska opartego na pomyśle bardzo podobnym do "Big Brothera". Również w "Jaju węża" Bergmana jest ten ślad. Myślę o wstrząsającej scenie, w której nazista filmuje z ukrycia matkę i jej nowo narodzone dziecko. Poddając ją okrutnemu eksperymentowi, testuje na niej siłę macierzyńskiego instynktu i popycha do przekroczenia moralnej granicy. Myśl, że najpopularniejsze dziś telewizyjne formaty mogą być z ducha faszystowskie jest, przyzna pan, dość przerażająca.

Skąd u pana zainteresowanie mrokami duszy?

- Nie powiem.

Bo "Rewers"...

- ...niby śmieszny...

...ukazywał ponure paradoksy stalinizmu. A w "Ziarnie prawdy" w konwencji kryminału opowiada pan o polskim antysemityzmie.

- Zawsze imponowali mi twórcy, którzy w ramach gatunku potrafili powiedzieć coś istotnego i tym samym go przewartościować. Dla mnie ważny jest tekst. Lektura powieści Miłoszewskiego dała mi wiele satysfakcji i zainspirowała do pracy nad jej adaptacją. To jednak wyjątek, bo dobrych opowieści, niestety, nie powstaje u nas zbyt wiele. Z radością odkryłem natomiast, że nie brak ich w teatrze. Może coś w tym jest, że ostatnie filmy Romana Polańskiego były właśnie ekranizacjami sztuk?

Pracuje pan teraz nad kolejną adaptacją - scenariuszem według "Ciemno, prawie noc" Joanny Bator. To z kolei prawie horror.

- Raczej baśń, bardzo brutalna baśń. Okrucieństwo jest immanentną cechą takich opowieści. Wystarczy przypomnieć braci Grimm. Ich "Jaś i Małgosia" to historia dzieci, które spaliły kobietę.

Czyli znowu zło i przeszłość?

- W Polsce trudno się od nich oderwać. Przechodzimy teraz przez niespokojny i bolesny czas, ale to proces, który prowadzi nas do zdrowia. Przez wiele, wiele lat byliśmy jak człowiek zamarzający pod śniegiem po przejściu lawiny. To nie jest najgorsza śmierć - nie czujesz bólu i zasypiasz. Gdy ktoś taki zostanie cudownie uratowany, wracając do życia, przechodzi przez potworne cierpienie. Trudno wtedy uwierzyć, że to pozytywny objaw, przecież sen był tak spokojny i czuły. A jednak taka jest prawda. Wierzę, że polska konfrontacja ze złem i przeszłością jest tego typu doświadczeniem.

Mówi się, że to nie dzieci, ale dopiero pokolenie wnuków ma szansę rzeczywiście zmierzyć się z historią.

- "Kolacja kanibali" jest na to dobrym przykładem. Vahé Katcha napisał sztukę niedługo po wojnie. Na ekran została przeniesiona w 1960 roku. Ale prawdziwy sukces odniosła dopiero teraz. Julien Sibre, który dokonał francuskiej adaptacji, mógłby być wnukiem autora. Oczywiście Francuzów historia ta dotyka w zupełnie inny sposób, traktują ją bardzo osobiście, jako rodzaj terapii, która egzorcyzmuje ich narodowe lęki i kompleksy. Ale w "Kolacji kanibali" jest też uniwersalna nuta, która może doskonale wybrzmieć i w polskiej świadomości.

Wracając do Bator - kiedy film?

- Scenariusz, który piszę wraz z żoną, powinien być gotowy do końca roku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w listopadzie 2015 roku rozpocznę zdjęcia. Jak pan może pamięta, listopad jest ważny dla tej powieści - to miesiąc, w którym "otwierają się przejścia", a do naszego wymiaru wstępuje niczym niepowstrzymywane zło. Spróbuję je wtedy uchwycić.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji