Artykuły

Miedzy miłością a pogardą

"Wycinka" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

"Wycinka" w reżyserii Lupy nie jest szyderczą satyrą na współczesne elity intelektualno-artystyczne, ale oczyszczającym seansem, podczas którego ich przedstawiciele spoglądają w krzywe zwierciadło. Zarówno ci na scenie, jak i ci na widowni

"Sandacz po północy? Toż to absurd" - denerwuje się Auersberger (Wojciech Ziemiański), gospodarz "wybitnie artystycznej kolacji", której scenariusz, zapisany przez Thomasa Bernharda, odtwarza w spektaklu Krystian Lupa. Sandacza po północy będzie musiał przełknąć - kolacja nie rozpocznie się, dopóki nie dotrze na nią po spektaklu specjalny gość, aktor (Jan Frycz), opromieniony sukcesem roli Ekdala w "Dzikiej kaczce". Oczekiwanie przedłuża się w nieskończoność. I jeśli w czwartek po premierze "Wycinki" w Teatrze Polskim ktoś miał jeszcze ochotę na kolację, musiał ją zjeść po północy - ta sceniczna trwała cztery i pół godziny. Nie pozostawiła najmniejszego poczucia niedosytu - na sandacza warto było czekać.

Rozpacz gniewem podszyta

Krystian Lupa stawia w "Wycince" pytania o kondycję współczesnych elit, niezawisłość artystów, wierność wyznawanym przed laty ideałom, destrukcyjną moc dojrzałości, rolę i powinność teatru. Oskarża twórców o prostytucję wobec ludzi władzy i to oskarżenie brzmi wyjątkowo dosadnie, bo formułuje je wobec własnego środowiska. "Wycinka" to krzyk - gniewny głos podszyty rozpaczą albo raczej rozpaczliwy, podszyty gniewem. I chociaż pojawia się w tej rozpisanej na 13 ról tyradzie wiele zdań, które brzmią szczególnie mocno poprzez zderzenie z rzeczywistością tu i teraz, to Lupa ze swoją wizją wymyka się tak jednoznacznym skojarzeniom, a szyderczy ton równoważy czułością.

Zostaliśmy zaproszeni na kolację wydaną przez małżeństwo Auersbergerów, wiedeńskich strasznych mieszczan i niespełnionych artystów. Przyjęcie ku czci aktora Teatru Narodowego staje się - za sprawą zbiegu okoliczności - stypą po pogrzebie Joany (Marta Zięba), artystki, marzycielki, która popełniła samobójstwo. Wśród uczestników spotkania jest narrator (u Lupy Thomas Bernhard, którego gra Piotr Skiba), dawny bliski przyjaciel gospodarzy, którego oskarżycielską perspektywę - w powieści - przyjmuje czytelnik. Oskarżycielską, bo śmierć dawnej przyjaciółki zderzona z obrazem wiedeńskiej bohemy daje niepokojący obraz: zdrady marzeń, skrajnego zakłamania i pogardy wobec wszystkich, którzy znaleźli się poza centrum tego świata, umiejscowionym w salonie Auersbergerów.

Na scenie postaci dostają własne, autonomiczne życie - są wśród nich prowincjonalne Wirginia Woolf, czyli Jeannie Billroth (Ewa Skibińska), i Gertruda Stein, czyli Anne Schreker (Bożena Baranowska), malarz surrealista Kubin, nieobecny w powieściowej "Wycince" (Andrzej Szeremeta), oraz dwaj młodzi pisarze (Adam Szczyszczaj i Michał Opaliński). Jest też John, milczący partner Joany (Marcin Pempuś), służąca Auersbergerów (Krzesisława Dubielówna) i pojawiająca się w pogrzebowych retrospekcjach Mira, przyjaciółka zmarłej (Anna Ilczuk) - trójka celowo zepchniętych na margines niepełnoprawnych uczestników tego spotkania.

Między miłością a pogardą

U Lupy Bernhard staje się prowokatorem uruchamiającym swoją zdystansowaną, ironiczną postawą u gospodarzy i pozostałych gości ich najgorsze cechy. W powieści dostajemy wściekły monolog narratora z szyderczą ironią portretującego środowisko wiedeńskiej bohemy, ludzi jeszcze niedawno sobie bliskich, dziś zasługujących jedynie na ostre razy. I dopiero stopniowo przez ten głos przebija rozpacz. Nie tylko z powodu śmierci Joany, ale także - a może przede wszystkim - z powodu deformującego wpływu czasu na więzi ludzkie, zmuszającego, żeby nienawidzić tych, których niedawno jeszcze kochaliśmy, i podziwiać tych, którymi dopiero co pogardzaliśmy.

Lupa inaczej rozkłada akcenty - u niego rozpacz jest dominantą pierwszej części spektaklu, określa perspektywę spojrzenia Thomasa na grupę długo niewidzianych przyjaciół. I paradoksalnie to ona - nie szyderstwo, wściekłość czy ironia - powoduje serię groteskowych zachowań w części drugiej. To wtedy rozbrzmiewają brawurowe tyrady gościa przyjęcia, aktora Teatru Narodowego, który opowiada, z jaką pieczołowitością w górskiej chacie studiował swojego Ekdala. To wtedy, podlany alkoholem, eksploduje prowokator w gospodarzu przyjęcia, Auersbergerze (cudowny Wojciech Ziemiański). To wtedy wreszcie pada większość trafionych w także pozasceniczny punkt kwestii o perwersyjnej satysfakcji z burzenia tego, co najlepsze w tym mieście, i o wiszącym nad teatrem widmie zmiany dyrektora na nowego teatralnego geniusza.

I choć senna atmosfera w pierwszej części mogła okazać się dla części widzów zbyt nużąca (trzeba było poczuć na własnej skórze, jak męczące może być oczekiwanie na bohatera wieczoru), to dopiero z perspektywy całości widać, jak precyzyjnie zostało przygotowane trzęsienie ziemi, które dokonuje się po przerwie.

Z nagiej księżniczki w Śpiącą Królewnę

Lupa inscenizuje swoją kolację na obrotowej scenie - w pierwszej części spektaklu oglądamy bohaterów w salonie, za szklaną szybą. Impreza dopiero się rozkręca - wszyscy są nieco skrępowani postawą śledzącego jej przebieg Thomasa, rozmowy są urywane i niezręczne. W drugiej części szyba znika - alkohol i upływ czasu obnażają namiętności. Stypa zamienia się w wywoływanie ducha Joany, która wynurza się z papierosowego dymu, żeby zabrać narratora w podróż w przeszłość, do pracowni, gdzie z kolorowego motyla, odgrywającego baśń o nagiej księżniczce, zamienia się w uśpioną alkoholem i poczuciem klęski królewnę, której nikt nie obudzi.

Część akcji - scenę spotkania Thomasa i Auersbergerów, pogrzeb Joany (z Krzysztofem Mieszkowskim w roli księdza!), rozmowy dwóch młodych pisarzy w łazience - śledzimy dzięki projekcjom wideo. One też sprawiają, że ściany mieszkania Auersbergerów rozsuwają się, żeby wpuścić na scenę las, tę wychwalaną przez aktora Teatru Narodowego naturę, znoszącą wszelkie sztuczne hierarchie. Kwestiom napisanym przez Bernharda towarzyszą tu dialogi powstałe na bazie improwizacji aktorskich (rozmowy dwóch młodych pisarzy powstały w całości na ich podstawie) oraz fragmentów prozy Jeannie Ebner i Friederike Mayrocker - pierwowzorów postaci Billroth i Schreker.

Smutek pod maską błazna

Spektakl swoją siłę zawdzięcza w ogromnej mierze aktorom, którym udaje się uchwycić całą niejednoznaczność zarysowanych przez Bernharda i Lupę postaci, na które ta inscenizacja nakłada podwójny, zmienny filtr - na przemian zmiękczająco-czuły i wyostrzająco-okrutny. Znakomity jest Frycz jako aktor Narodowego - śmieszny w swojej bufonadzie, jednocześnie w krótkich, precyzyjnie dawkowanych przebłyskach odsłaniający przed publicznością podszytą rozpaczą pustkę. To on, a nie schowany w korytarzu Thomas, wygłasza w finale oskarżycielską tyradę - pod adresem atakującej go Billroth, a tak naprawdę całego środowiska.

Nie ustępuje mu Ziemiański (gospodarz), który staje się co najmniej równie skutecznym szydercą i prowokatorem, a jednocześnie pod maską błazna skrywa melancholijny smutek. Są jeszcze prowincjonalna Woolf Ewy Skibińskiej, rozpaczliwie stara się zaistnieć, nawet za cenę śmieszności; Auersbergerowa Haliny Rasiakówny, świetna jako królowa tego przyjęcia, która bezskutecznie stara się olśnić gości kolejnymi kreacjami i która jest chyba najbardziej świadoma porażki, jaką odniosła; Szczyszczaj i Opaliński, którzy wraz z młodzieńczą świeżością mają już świadomość nieodzowności kompromisów, która odbiera im wiarygodność. Marcie Ziębie w roli Joany udało się stworzyć migotliwą kreację, postać zawieszoną między rzeczywistością a baśnią. Blado na tym tle wypada Skiba jako Thomas, choć to w moim wypadku kwestia poprzedzającej spektakl świeżej jeszcze lektury powieści Bernharda, w której głos narratora brzmi mocno, nieznośnie, szyderczo.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji