Artykuły

Przepraszam, czy tu biją?

Zanim zajmiemy się szerzej sprawą spektaklu pod po­wyższym tytułem należy się Czytelnikom odpowiedź sprowo­kowana pytaniem w tytule spek­taklu zawartym. A więc - zdecy­dowanie odpowiadamy - nie bi­ją! Nie mówimy tego oczywiście na podstawie empirii, ale ze względu na to, że jest taka za­sada.

No a teraz o samej historii opowiedzianej przez Marka Pi­wowskiego, (polskiego filmowca, autora najśmieszniejszego pol­skiego filmu "Rejs", którego fragmenty pokazywano kiedyś w kinie "Sztuka") i przez Ryszarda Smożewskicgo, reżysera teatral­nego, dyrektora Teatru w Tarno­wie. Spektakl wykonany był przez aktorów tamowskiogo przybytku Melpomeny (tak cza­sem budynki teatralne nazywa­ne są u (mojej) konkurencji). Zobaczyłem go w Teatrze Sta­rym w poniedziałek, gdzie dość często ludzie z Tarnowa pokazu­ją swój teatr.

Nie wiem jaki będzie film Pi­wowskiego powstały w oparciu o tekst, na którym oparli się twórcy spektaklu, wiem nato­miast, jaki jest ten spektakl, gdyż go widziałem. Otóż spektakl ten ... jest... - o tym, co nas otacza, tylko w symbolicznej formie, taka współczesna "Opera za 3 grosze" pełna odwołań do symbolów i postaw współczes­nych, pełna scenek i scen ubocz­nych, przyszytych do głównej akcji, pełna "atmosfery współ­czesnego życia" - jak pisuje niejeden reporter, gdy nie może napisać tego, co wie naprawdę. No tak, ale konkretnie, to spek­takl ten opowiada o dość znanej historii, która polega na tym, że aby schwytać kryminalistę, or­gana ścigania wprowadzają do szajki swojego człowieka, cho­ciaż nie funkcjonariusza, i wre­szcie całemu towarzystwu orga­nizują włamanie, którego tamci oczywiście dokonują no i zostają ujęci, co im się słusznie należy. Główny więc problem - jeśli tak można powiedzieć - tego utworu, to problem moralny. Wyraża się on w pytaniu - czy wolno tak robić? Pytanie to wy­daje mi się naiwnie, albowiem od dawna wszystkim wiadomo, że wszystko można (co nie można tylko z wolna i z ostrożna). Zre­sztą i samo "Echo" podało nie­dawno informację o tym, jak to policja amerykańska zorganizo­wała cały dom towarowy, gdzie sprzedawano rzeczy przynoszone przez klientów w komis i potem okazało się, że prawie wzystkic te rzeczy, pochodziły z rabunku lub kradzieży. No, ale wiadomo, że co wolno wojewodzie.... itd.

Dlatego też problem nie tyle może moralny, co moralnościowy, odnoszony przez autorów snektaklu do naszei rzeczywistości wydaje mi się pomimo wszy­stko odkrywczy. Tym bardziej, że sam problem pozwala na wprowadzenie do sztuki, a przez sztukę do świadomości widzów pewnego istotnego elementu, ja­kim jest poczucie bezpieczeństwa płynące z prostego faktu, że w razie czego zawsze znajdzie się w pobliżu ktoś kompetentny, kto o to bezpieczeństwo się zatroszczy. U natur przewrażliwionych mo­że ten stan rzeczy prowadzić do poczucia osaczenia, ale w istocie tak nie jest.

I mówimy to nie z przekory, lecz z poczuciem pełnej odpowie­dzialności, jako że, jak głosi zna­ne powiedzonko - głupich pro­fesorów uniwersytetu, jest pro­porcjonalnie tyle samo co głupich studentów. A przytaczając tę anegdotkę, nie tylko chcemy ożywić przyciężki tekst recenzji, lecz także powiedzieć, iż - per analogiam (hm?) - folklor służ­by porządkowej jest taki sam, ja­kim jest folklor społeczeństwa, które tę służbę do porządkowa­nia się - ma. Amerykańscy po­licjanci działają podobnie, do amerykańskich gangsterów; kanadyjscy, konni - wywodzą się z okresu, gdy w Kanadzie do­konywano przestępstw konno; policja angielska jest lak samo salonowa, jak salonowi są Angli­cy (wiemy coś o tym my, polscy oglądacze "Kobr"), a i policje w innych krajach; po bliższym przyjrzeniu się upodobniają się do ogólnego stanu rzeczy panują­cego w tychże krajach. Z tego więc wniosek prosty - opis dzia­łalności organów ścigania jest opisem sposobu bycia społeczeń­stwa, dlatego też gdy coś jest możliwe w społeczeństwie - jest możliwe a nawet niezbędne w policji.

Powstaje tu jednak pewien problem, problem poważny, jako że jego odpowiednik wyraża się w wielkiej polityce naszej epoki. Ten problem to proste, a nawet prostackie pytanie - kto zacz­nie pierwszy? W wielkiej polity­ce chodzi o to, kto zacznie pier­wszy się rozbrajać, w małej po­lityce, o której tu mowa, pro­blem ten wyraża się w pytaniu - kto pierwszy zacznie być ludzki, mądry i dobry - "orga­na" czy my? Oczywiście i w jednym i w drugim przypadku po­wstaje problem dodatkowy, ale bardza ważny; mianowicie problem pewności, że ze swojego miejsca ustąpiwszy - w myśl lepszego jutra i umniejszania zła na świecie - tego jutra się do­czeka i dobra większego zdąży zaznać. - Policja ustąpi pierw­sza? No to ładnie by to wyglą­dało w obecnym stanie rzeczy! Społeczność się cofnie?... no ale tutaj pora pomówić o grze arty­stów i o koncepcji artystycznej przedstawienia. Koncepcja ta wydaje mi się niezbyt zgodna z celem samego tekstu, który po­sługuje się naszą rzeczywistością w sposób komiksowy, ale nie symboliczny, czy alegoryczny. A tak właśnie jest u Smożewskiego. Co do artystów, to przyznaję, że ich sposób gry, dążący do rea­lizmu i naturalizmu załamywał się na tym wyżej wspomnianym dążeniu do uogólnień, a mówiąc krótko - nie wytrzymywał kon­kurencji z szarobłękitnymi mundurami, które zapełniają w tym spektaklu salę i scenę. Prze­brani za MO statyści i aktorzy nie urealniali, ale odrealniali tych innych, którzy przy nich wyglądali jak z bajki albo balla­dy. Tak więc teatr padł tutaj ofiarą swojej formy, którą jest brutalna konkretność i realizm (czego właśnie i wbrew pozorom nie ma kino). Biorąc się do poka­zania brutalności i konkretu na scenie, teatr zrobił to w sposób teatralny, artystyczny i niekon­kretny; słuszna sprawa utonęła we własnych pozorach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji