Artykuły

Afera o trzy grosze

Nie będzie zapowiadanej na dzisiejszy wieczór premiery "Opery za trzy grosze" w białostockim Teatrze Dramatycznym. - Podjąłem decyzję drastyczną, ale słuszną - uważa dyrektor Piotr Dąbrowski.

Podziękowałem za współpracę reżyserowi, Piotrowi Tomaszukowi i odtwórcy roli Mackie Majchra, Rafałowi Gąsowskiemu. Postaram się doprowadzić do premiery 26 czerwca - mówił wczoraj zgaszonym głosem Piotr Dąbrowski, dyrektor Teatru Dramatycznego.

Taki jest finał kilkumiesięcznej pracy nad dziełem Bertolta Brechta (tekst) i Kurta Weilla (muzyka).

Konflikt z aktorami

- Przerwaliśmy próby nad przedstawieniem, bo spektakl nie spełnia warunków umowy licencyjnej zawartej ze spadkobiercami praw autorskich do muzyki i tekstu - tłumaczył dyrektor Dąbrowski. - Podziękowałem za współpracę Piotrowi Tomaszukowi, bo nie można robić spektaklu w atmosferze otwartego konfliktu reżysera z zespołem. Nie znalazł się ani jeden aktor w obsadzie "Opery za trzy grosze", który chciałby dalej współpracować z Piotrem Tomaszukiem. Poza - jak można przypuszczać -usuniętym z obsady Rafałem Gąsowskim. Zastąpi go grający wcześniej mniejszą rolę młody aktor Piotr Bartłomiej Dąbrowski. Powody zastępstwa dyrektor wylicza krótko: - Pan Rafał nie umie śpiewać i nie ma poczucia rytmu.

Zasłona dymna

Tomaszuk jest przekonany, że oficjalne powody rezygnacji z jego usług -naruszenie warunków umowy licencyjnej i zarzuty pod adresem Rafała

Gąsowskiego - to "zasłona dymna". -"Opera..." padła ofiarą strachu. Dyrektor Dąbrowski ugiął się pod presją aktorów - mówi.

Nowy, ustalony na koniec czerwca termin premiery też jest pod znakiem zapytania. Wszystko zależy od wyniku negocjacji ze spadkobiercami Kurta Weilla. Dla teatru najkorzystniej byłoby, gdyby zgodzili się na przesunięcie terminu bez żadnych dodatkowych opłat. Może być jednak tak, że

trzeba będzie jeszcze raz zapłacić za licencję - obecna za kilka dni traci ważność.

Najdroższy spektakl

Jeżeli 26 czerwca nie dojdzie do premiery, "Opera za trzy grosze" będzie chyba najdroższym spektaklem w dziejach białostockiego Dramatu: kosztowna licencja, kosztowna scenografia, wielomiesięczne przygotowania i ani jednego sprzedanego biletu. A do tego zawiedzeni sponsorzy.

Reżyser "Opery za trzy grosze" winą za odwołanie premiery obarcza teatr i jego dyrektora. Dyrektor teatru mówi, że reżyser zawiódł jego zaufanie. Białostocki Dramat stoi w obliczu jednej z największych w swojej historii wpadki finansowej i organizacyjnej

Który Piotr zawinił?

Dlaczego nikt nie dopilnował, by przedstawienie było zgodne z umową licencyjną? - Zaufałem reżyserowi, a on dokonywał zmian bez konsultacji ze mną -mówi dyrektor Piotr Dąbrowski. - Trudno dbać o zgodność przedstawienia z umową, skoro umowa dociera do teatru na tydzień przed premierą - broni się Piotr Tomaszuk.

Konflikt prawny jest ściśle związany z konfliktem personalnym. Zdaniem Dąbrowskiego i aktorów, Tomaszuk musiał dokonać istotnych zmian w przebiegu przedstawienia, bo jego aktor, Piotr Gąsowski (gra w założonym i prowadzonym przez Tomaszuka Teatrze Wierszalin, wcześniej współpracowali też w Bielsku-Białej, w teatrze Banialuka, w którym Tomaszuk był dyrektorem), nie radził sobie z rolą, a konkretnie nie potrafił zaśpiewać wszystkich songów Mackie Majchra.

Czyje uszy są drewniane?

Zdaniem Dąbrowskiego, Rafał Gąsowski nie ma głosu, słuchu muzycznego, nie czuje rytmu. Jak w takim razie wygrał casting do roli Majchra? - Casting odbył się, gdy przebywałem w Zakopanem - przyznaje Dąbrowski. - To był mój błąd.

Tomaszuk nie prowadził castingu sam. Jednak wtedy nikt nie zaprotestował - nawet odpowiedzialna za przygotowanie muzyczne aktorów Anna Swiętochowska. Plotki i niewybredne komentarze na temat talentów wokalnych Gąsowskiego zaczęły krążyć znacznie później. Dyrektor Dąbrowski dowiedział się o wszystkim jak zdradzany mąż - ostatni. - Aktorzy powiadomili mnie o tym, co dzieje się na próbach dwa tygodnie temu - przyznaje.

Dyrektor był też nieobecny (podobnie, jak w przypadku castingu przebywał w Zakopanem) podczas innego istotnego zajścia - środowej konferencji prasowej. 0 tym, że Tomaszuk wygłosił wiele prowokacyjnych uwag pod adresem Ligi Polskich Rodzin, dowiedział się następnego dnia z gazet.

Skandal albo klapa

- Przedstawienie ma szansę na sukces kasowy. Szczególnie, jeżeli w jego promocję włączą się radni LPR - mówił w środę na łamach "Porannego" Tomaszuk. Padło jeszcze kilka uwag w podobnym tonie. Następnego dnia, gdy dyrektor Dąbrowski wrócił z Zakopanego i dowiedział się, co zaszło zwołał konferencję prasową i odciął się stanowczo od wypowiedzi Tomaszuka. -Tłumaczyłem dyrektorowi i aktorom, że to jedyna metoda, żeby zrobić wokół "Opery..." szum w mediach, żeby napędzić do teatru publiczność - mówi Tomaszuk. - Nic z tego nie zrozumieli.

Spekulacje potwierdziły się: w czwartek, gdy wypowiedzi Tomaszuka trafiły do mediów, do teatru zaczęli dzwonić ludzie zainteresowani rezerwacjami. Była szansa, że "Opera..." będzie grana ledwie kilka razy przed końcem sezonu, ale za to przy kompletach na widowni. Szansa była - do wczoraj, gdy Piotr Dąbrowski zdecydował się odwołać premierę i pożegnać Tomaszuka. - Nie mogę ryzykować naruszenia umowy licencyjnej - tłumaczy Dąbrowski. - Nie mogłem też opowiedzieć się za pozostaniem Piotra Tomaszuka po tym, co stało się pomiędzy nim a zespołem aktorskim

Piotr TOMASZUK, reżyser: Właściwie powinienem złożyć kondolencje dyrektorowi i jego teatrowi - zamordowano właśnie przedstawienie w imię interesów obrońców moralności i "grupy trzymającej władzę" w teatrze. Byłem i jestem przekonany o słuszności mojej koncepcji inscenizacyjnej.

Piotr DĄBROWSKI, dyrektor: Zatrudnianie twórcy pokroju Piotra Tomaszuka w teatrze instytucjonalnym jest ryzykiem. Wiedziałem o tym. W pewnym momencie sytuacja wymknęła się spod kontroli. Może stało się tak dlatego, że miałem duże zaufanie do Piotra, że nie zachowywałem się jak służbista, nie patrzyłem mu cały czas na ręce.

OPINIA

Wojciech KOŚCIELNIAK, dyrektor Teatru Muzycznego-Operetki Wrocławskiej, reżyser wystawionej w 2002 roku "Opery za trzy grosze":

W środowisku wszyscy wiedzą o tym, że spadkobiercy Kurta Weilla bardzo rygorystycznie przestrzegają warunków umowy licencyjnej. Przygotowania do premiery rozpocząłem od podpisania umowy licencyjnej. Okazało się, że trzeba negocjować najdrobniejsze zmiany. W umowie jest dosłowny zapis, że muzykę trzeba grać "nuta po nucie, w kolejności, bez zmian". Te wymogi są trudne do zaakceptowania, szczególnie dla kogoś, kto lubi robić "po swojemu", zmieniać, naginać do własnej wizji. Buntowałem się, lecz nie miałem wyjścia. Po doprowadzeniu do premiery przekonałem się, że na wierności oryginałowi nie straciłem -wręcz przeciwnie.

Miłość, nienawiść, integracja

Początkowo zespół aktorski deklarował zadowolenie ze współpracy z Tomaszukiem. Robert Ninkiewicz (gra Peachuma) mówił do dziennikarzy, że

zdziwią się, jak zespół dobrze śpiewa. Przygotowania ciągnęły się kilka miesięcy. Sympatia aktorów do reżysera wygasła niemal natychmiast po wejściu w próby sceniczne. - Zacząłem "naciągać" przedstawienie, budować napięcie, zaczęła się prawdziwa reżyseria, a wraz z nią konflikty - mówi Tomaszuk. - Ale to w takich sytuacjach normalne.

- Wiedziałem, że Piotr Tomaszuk . jest człowiekiem konfliktowym, ale jednocześnie jest wielkiej klasy artystą -mówi Dąbrowski. - Liczyłem na to, że zespół może wiele skorzystać na współpracy z nim.

Tymczasem zespół nie korzystał, tylko był coraz mniej zadowolony ze sposobu prowadzenia prób przez Tomaszuka. - Wyznaję zasadę Dejmka, który wygłosił kiedyś słynne zdanie, że "aktor jest od grania, jak dupa od srania" - nie przebiera w słowach Tomaszuk. - Zawsze uważałem, że miejsce aktora jest na scenie, za przedstawienie odpowiada reżyser, a decyzje podejmuje dyrektor. Tymczasem w białostockim Dramacie aktorzy ciągle konferują z dyrektorem.

- Uwielbiam Piotra, ale nie mogę za nim stanąć w sytuacji, gdy pozwala sobie na stwierdzenia, że nasz teatr to śmieci: od magazynów do sceny - mówi Dąbrowski. - Jak ja bym mógł spojrzeć w oczy pracownikom, gdybym po takiej wypowiedzi poparł Piotra? Podobnych obraźliwych wypowiedzi było więcej -są zbyt drastyczne, by je przytaczać.

Tomaszuk jest przekonany, że oficjalne powody rezygnacji z jego usług - naruszenie warunków umowy licencyjnej i zarzuty pod adresem Rafała Gąsowskiego - to "zasłona dymna". - Dyrektor Dąbrowski ugiął się pod presją aktorów - mówi.

- Po raz pierwszy od czasu przybycia do Białegostoku poczułem, że nie ma dyrektora i zespołu, nie stoimy po dwóch stronach jakiejś barykady, lecz jesteśmy zespołem - wyznaje z kolei Dąbrowski.

I to chyba jedyne pozytywne następstwo skandalu, który - wbrew pozorom - dopiero się rozkręca.

Kto i za co weźmie pieniądze?

- Zrobiłem, co do mnie należało, więc liczę na to, że zostanie mi wypłacone pełne honorarium - twierdzi Tomaszuk.

- Chciałbym zapłacić Piotrowi tyle, ile było uzgodnione, ale nie wiem, czy to zgodne z przepisami - ripostuje Dąbrowski. - W sobotę spotkam się w tej sprawie z prawnikami.

Jednocześnie dyrektor deklaruje doprowadzenie do premiery "Opery..." bez dodatkowych honorariów - w ramach pensji dyrektorskiej. - Chciałbym, by nazwisko Piotra Tomaszuka pozostało na plakacie. Mam nadzieję, że się na to zgodzi, gdy już nieco ochłonie.

O ile będą potrzebne jakieś plakaty. Premiera w końcu czerwca to plan, którego dyrektor może nie wykonać. Na początku czerwca wyjeżdża na krótkie tournee do Londynu z "Kolacją na cztery ręce". Potem zostaną trzy tygodnie na dopięcie wszystkich formalności. Może po prostu zabraknąć czasu.

Opera na wagę honoru

Tak naprawdę premiera J. "Opery za trzy grosze" w końcu czerwca nikomu nie jest potrzebna. Szkoły opustoszeją, rozpocznie się sezon urlopowy. Jeżeli premiera odbędzie się w sobotę, 26 czerwca, to może jeszcze uda się zagrać "Operę... " w niedzielę, a następne przedstawienie... we wrześniu. Wszelkie kalkulacje ekonomiczne i zdroworozsądkowe przemawiają przeciwko takiemu rozwiązaniu. Jednak w przypadku "Opery..." nie chodzi o ekonomię - pieniądze zostały już wydane, gra toczy się o honor teatru i autorytet dyrektora. Piotr Dąbrowski musi udowodnić, że choć popełnił błąd, to potrafi go naprawić -choć oblał egzamin menedżerskiej i dyrektorskiej dojrzałości, to potrafi się uczyć na błędach. Oby mu się udało - jeżeli nie w czerwcu, to niechby i we wrześniu. W przeciwnym razie pierwszy kontrakt dyrektorski w Białostockim Dramacie może być jego ostatnim kontraktem w grodzie nad Białą. Szkoda by było, bardzo szkoda...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji