Artykuły

Dzieci jadły, Tomek zeznawał

"Tomek Sawyer - trzeba umieć sobie radzić" w reż. Piotra Ziniewicza w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

"Trzeba umieć sobie radzić" - brzmi podtytuł spektaklu o przygodach Tomka Sawyera. Ale twórcy przedstawienia niespecjalnie sobie poradzili.

"Ja cię kręcę, sztywny jak decha. Skąd go wytrzasnąłeś?" - koledzy pytają Tomka w pierwszej kwestii padającej w spektaklu. "Kupiłem od takiego jednego za pęcherz zwędzony z rzeźni i całkiem jeszcze porządny latawiec" - słyszą w odpowiedzi. "Do czego może być zdechły kot?" - zastanawiają się dalej. Ale Sawyer potrafi zrobić użytek ze wszystkiego: "Do usuwania kurzajek, chociażby". Widz od razu wie, że będzie miał do czynienia z bohaterem, który ma sto pomysłów na minutę i nie zawaha się wcielić je w życie. A potem doznaje rozczarowania. Bo największe przygody Tomka poznaje tylko z opowiadań.

Sawyer (Maciej Więckowski) jest chłopcem inteligentnym, ale myśli wyłącznie o tym, jak się wymigać z obowiązków narzuconych przez ciotkę Polly (Beata Ziejka), wychowującą go wraz z przyrodnim bratem Sidem (Magdalena Dratkiewicz). Lubi wagarować i nie kwapi się do zajęć w gospodarstwie - sprytnie przekonuje znajomych do pomalowania za niego płotu, wmawiając im, że machanie pędzlem to fantastyczna zabawa. Wymyka się też nocą z domu. I właśnie podczas nocnej wyprawy na cmentarz Tomek i Huck Finn (Jacek Łuczak) stają się świadkami zabójstwa. Reżyser najwyraźniej nie chciał szokować młodych widzów, bo publiczności pokazał ten mord jako teatr cieni, czerpiąc wzór z teatru antycznego i renesansowego, które nie dopuszczały odgrywania scen drastycznych.

O zbrodnię zostaje oskarżony niewinny człowiek, ale przyjaciele - ze strachu przed prawdziwym mordercą, Indianinem Joe - zaprzysięgają milczenie i wkrótce potem uciekają z domu.

Spada kurtyna. A po przerwie Sawyer znowu jest w domu ciotki Polly, opromieniony blaskiem sławy. Okazuje się, że w ciągu 20 minut, kiedy mały widz raczył się paluszkami w teatralnej kawiarence, Tomek zdążył przeżyć niesamowite przygody. Spotkał się nawet z piratami. A co więcej - poszedł do sądu i swoimi zeznaniami pogrążył Indianina Joe. Tego wszystkiego widownia dowiaduje się oczywiście z opowiadania Tomka.

Ale bohater nie może długo wytrzymać bez dreszczyku emocji. Postanawia odnaleźć skarb i natyka się na Indianina Joe (który nie wiadomo kiedy zdążył zbiec z więzienia), ukrywającego swój majątek w jaskini. Na scenie rozgrywa się niewielka część tych - trudnych do inscenizacji - wydarzeń. Żeby oddać dynamizm akcji, reżyser posłużył się więc ruchem scenicznym. Aktorzy ciągle biegają i to nie tylko od jednej kulisy do drugiej, ale i między krzesłami na widowni. Nie mają się o co potykać, bo scenografia jest skromna: fragment rusztowania, po którym od czasu do czasu się wspinają, kawałek płotu, drzwi do domu ciotki. Dzięki operowaniu światłem realizatorom udało się odtworzyć nastrój gwieździstej nocy i wnętrza pieczary, do której Tomek sprowadza Becky, "laluniowatą" córkę sędziego.

Perypetie uczuciowe Sawyera wypadły blado, a główna to zasługa nieprzekonującej gry Mai Korwin (Becky), sprowadzającej się do kręcenia pupą i poprawiania rozpuszczonych włosów. Nie popisała się też Masza Bauman, która wcieliła się w rolę Amy zakochanej w Tomku.

Piotr Ziniewicz chciał pokazać opowieść o Tomku Sawyerze jako spełnienie niezależnych od czasu dziecięcych marzeń o przygodzie. Dlatego ubrał bohaterów we współczesne stroje. Tomek nosi białą koszulę i sweter, Amy - bluzę z kapturem, Becky - obcisłe spodenki z kusą bluzeczką. To za mało, żeby spektakl, słabo zmontowany ze scen "Przygód Tomka Sawyera", przemówił do nieletniego widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji